[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W każdą niedzielę wieczorem Severus Snape przesiadywał w gabinecie Albusa Dumbledore’a, pijąc z nim herbatę i rozmawiając o różnych rzeczach, szczególnie o tych, których Mistrz Eliksirów nie lubił lub nie chciał poruszać, ale przed tym starcem jeszcze nigdy niczego nie ukrył.
- Severusie, wyglądasz mizernie. – Dyrektor poruszył kolejny temat dotyczący wyglądu byłego Śmierciożercy i wyjął z szuflady małe, okrągłe lusterko.
- Po co ci to? – Zapytał zdziwiony mężczyzna przyglądając się dziwnej rzeczy w dłoni dyrektora. Od kiedy staruszek dba o swój wygląd?
- Przyjrzyj się sobie – uśmiechnął się starszy mężczyzna i podał ponad stołem lusterko.
- Wiem jak wyglądam, Albusie! Nie potrzebuję się upewniać, czy na karku mam swoją własną głowę, czy też kogoś zupełnie innego – zirytował się Snape zaciskając dłonie na oparciach krzesła.
- Weź je, proszę. – To ostatnie słowo wybiło Severusa z rytmu. Przewrócił teatralnie oczami i sięgnął po lusterko, jednakże zmęczenie młodszego mężczyzny wzięło górę nad jego osobą. Lustro wyślizgnęło się z dłoni Snape’a i wylądowało na podłodze, rozbijając się na kilkanaście malutkich kawałeczków.
- Niech to szlag! – Zaklął postrach Hogwartu, wyciągając z kieszeni różdżkę. – Reparo! – Kawałki lustra poskładały się w jedną całość. – Przepraszam cię, Albusie, ale jak widzisz, coś, co potrafi odbić moją twarz, raczej za mną nie przepada.
- Nie przesadzaj, Severusie, ale radziłbym ci uważaj. Rozbite lustro przynosi siedem nieszczęść, każdemu, kto je stłucze.
- Cholerne zabobony. Nie wierzę w nie i nigdy nie zacznę, a teraz, czy tobie to się podoba, czy też nie, ja mam zamiar iść spać. – Snape odsunął krzesło, podnosząc się. Bądź, co bądź dobrze mu się siedziało, ale dłuższe przebywanie w towarzystwie tego przesądnego starca mogło przyprawić go o dokuczliwy ból głowy, którego w tym momencie za wszelką cenę pragnął uniknąć.
Będąc już w swoich prywatnych kwaterach, pierwszą rzeczą, jaką wykonał nauczyciel Eliksirów, było nalanie sobie do szklanki bursztynowego płynu i wypicie go za jednym haustem, jednak w smaku bursztynowy płyn wcale nie przypominał alkoholu.
- Co to za cholerstwo! – Warknął, dławiąc się. Odstawił pustą szklankę i przyjrzał się butelce, z której nalewał sobie najzwyklejszej na świecie Ognistej Whisky. Na etykiecie widniał napis: sok z dyni.
Co jak co, ale szanowany profesor nie pijał tego typu trunków, a żeby sprawa wyglądała na jeszcze bardziej poważną, Snape nienawidził soku z dyni. Przez jego głowę przeszła jedna myśl: Pierwsze nieszczęście.
Sam sobie się dziwiąc, zaczął się śmiać w niebogłosy, ale nie był to typowy, zwykły śmiech, ale mroczny i pełen pogardy dla całego świata.
- Mi chyba odbiło – mruknął do siebie, wrzucając prawie pełną butelkę do paleniska w kominku. Trzask rozbijanego szkła wypełnił całe pomieszczenie, a łóżko, na które zaraz po tym opadło męskie ciało, zadrżało pod ciężarem.
***
- Potter, wstań! – Zagrzmiał wyrośnięty nietoperz zasiadając za swoim biurkiem w Sali od Eliksirów.
Dzisiejszy poranek był zdecydowanie jednym z najgorszych. Snape, wchodząc do łazienki uderzył głową o framugę drzwi. Znał on swoje komnaty, niczym własną kieszeń i nawet, gdyby oślepnął, wiedziałby jak dojść z gabinetu do sypialni, nie natykając się po drodze na żadne przeszkody, a dzisiaj rano jak na złość framuga drzwi przesunęła się nieco w lewą stronę i mężczyzna nabił sobie ogromnego guza na czole. Oczywiście zamaskował go za pomocą różdżki, ale okropny ból pozostał nietknięty. Severus musiał się jakoś wyżyć, dlatego też kazał temu bezczelnemu gówniarzowi wstać i odpowiadać z jego przedmiotu.
- Zrobimy sobie powtórkę, Potter. Wymień mi składniki eliksiru Skurczającego. – Nadal czuję w ustach smak tego soku z dyni…
- Dorzućmy jeszcze składniki eliksiru Wiggenowego. – Zdecydowanie mi lepiej.
- Hmm… Do eliksiru Skurczającego potrzeba korzonków stokrotki, fig, dżdżownic, soku z pijawek i śledziony szczura, zaś eliksir Wiggenowy powstaje ze śluzu gumochłona i kory drzewa – zakończył. Na twarzach wszystkich uczniów malował się podziw, a na twarzy Snape’a furia.
Rzucić Avadę i uciec, warknął w myślach, a następnie zaczął dyktować wszystkim składniki jednego z najtrudniejszych antidotum, wcale się nie przejmując, że połowa nie nadąża za jego słowami.
Po tej, jakże kompromitującej lekcji, Severus miał zamiar udać się do pokoju nauczycielskiego i napić się w końcu jakiegoś w pełni znośnego napoju, ale po drodze zatrzymała go jego stała rywalka w rywalizacji pomiędzy domami i opiekunka tego Nagle – Stającego się – Granger – Pottera.
- Severusie, dobrze, że cię znalazłam. – Starsza kobieta położyła mu dłoń na ramieniu. – Albus cię prosi, żebyś w porze kolacji udał się do jego gabinetu. Podobno ma ci coś do powiedzenia.
- Dobrze, a więc będę u niego, wieczorem. – Odkaszlnął teatralnie spoglądając na rękę Mcgonagall nadal trzymającą się jego ramienia. – Coś jeszcze?
- Nie, Severusie. Właściwie to już wszystko – uśmiechnęła się do niego, puszczając mu perskie oczko.
Na Merlina! Ona mnie podrywa.
Kobieta wyminęła go, a Snape poczuł lekkie uszczypnięcie na lewym pośladku. Nie chciał się nawet obracać. Stanął po środku korytarza i przymknął powieki.
Za co?! Merlinie, za co?! – Jęczał w duchu Mistrz Eliksirów, gdy nagle przypomniał sobie poprzedni wieczór spędzony u dyrektora w gabinecie. Ten starzec podał mu lusterko, a on rozbił je zupełnie niechcący. Wtedy z ust Albusa padły słowa: Rozbite lustro przynosi siedem nieszczęść, każdemu, kto je stłucze.
- To tylko głupie zabobony – zaczął sobie wmawiać. – Pieprzone zabobony! Mcgonagall to przypadek. Po prostu się kobieta… zakochała? – Nauczyciel wzdrygnął się na samą myśl, ale przecież dochodzi do tego jeszcze Potter, przesuwająca się framuga drzwi i cholerny sok z dyni.
- Cztery nieszczęścia – obliczył w pamięci. – Merlinie! Zwariowałem. Zaczynam w to wierzyć.
Późnym popołudniem Severus nie miał już żadnych wątpliwości, co do siedmiu nieszczęść spowodowanych rozbiciem lustra. Od uświadomienia sobie, że zostały mu cztery nieszczęścia minęło już kilka godzin, podczas których Snape mógł doliczyć dodatkowe dwa przekleństwa. Pierwsze gorsze od drugiego; po zdemaskowaniu Mcgonagall, Mistrz Eliksirów udał się w końcu do Wielkiej Sali i został przywitany przez uczniów z Gryffindoru owacjami na stojąco. Wszyscy wytypowali go do najlepszego nauczyciela roku.
To bym jeszcze zniósł, ale Granger…. Przerwał na moment swoje myśli, przypominając sobie tą mądralińską smarkulę, zwierzającą się swoim przyjaciołom w jednej z hogwarckich klas, obok których niestety musiał przechodzić.
On mi się podoba. Jest mądry i taki męski…
O kim mówisz, Hermiono?
Ron! Mówię o Snape’ie, Severusie Snape’ie!
Byłemu Śmierciożercy zrobiło się niedobrze, wyobrażając sobie, że siódmym nieszczęściem, a zarazem najgorszym byłaby upojna noc z Granger, której nienawidził, niemalże tak samo, jak Pottera. To przeważyło szalę. Severus postanowił pójść do Dumbledore’a i nawrzeszczeć na niego za wszystkie czasy, dowiedzieć się, w jaki sposób mógłby się uchronić przed ostatnim nieszczęściem, a w razie kompletnej bezradności, udać się do lochów i zamknąć w swoich komnatach na klucz.
- Lukrowe pałeczki – mruknął, stojąc przy wejściu do gabinetu dyrektora szkoły. Przejście otworzyło się. Mężczyzna wbiegł po schodach pod samą siedzibę Dumbledore’a i bez uprzedzenia wszedł do środka.
- Dyrektorze, musimy porozmawiać. To lustro, które wczoraj rozbiłem…
- Uspokój się, przyjacielu – przerwał mu staruszek, wskazując na fotel naprzeciwko niego. – Oczekiwałem cię dopiero wieczorem, ale skoro pofatygowałeś się, by przyjść wcześniej, to siadaj, bo mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- Ja także! – Warknął, siadając. – Miałeś rację z tym lustrem. Ono naprawdę przynosi siedem nieszczęść!
- Severusie…
- Chcę się tego pozbyć! Nawet sobie sprawy nie zdajesz, przez co musiałem przejść! Już bym wolał być teraz na zebraniu Śmierciożerców…
- Severusie, ten problem może zaczekać. Mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia. Chciałbym również byś utrzymał swoje nerwy na wodzy.
- Albusie, do cholery mów, o co chodzi?
- Mam dla was obydwu specjalne zadanie i dlatego postanowiłem ujawnić ci tajemnicę, którą skrywałem przez rok…
- Dowiem się w końcu? – Mistrz Eliksirów zaczynał się denerwować. W końcu miał na głowie ważniejsze sprawy, niż jakieś misje.
- Obiecaj mi, że…
- Mów!
- Syriusz Black żyje.
Co?! Cholera! Siódme, a zarazem najgorsze nieszczęście!, pomyślał Severus, ale jego mina pozostała niewzruszona słowami, które przed chwilą usłyszał.
- Twoje milczenie uznaję za akceptację, a co się tyczy luster…
- Nieważne już – przerwał brunet, wstając. – Do widzenia Albusie. Muszę się napić.
- Severusie, o ile pamiętam rozbicie jakiegokolwiek lustra nie przynosi siedmiu nieszczęść.
- To ile? Dziesięć?!
- Nie. Ono przynosi siedem lat nieszczęść…
[ Pobierz całość w formacie PDF ]