[ Pobierz całość w formacie PDF ]
28
R
uiz spojrzał na niego z niesmakiem. - Bywaj, morderco. — Położył kościstą dłoń na drzwiach celi. Na jcj zewnętrznej stronie miał tatuaż.
— Ile zostało mi czasu? — zapytał Ben.
— Doktor właśnie odchodzi.
— Mogę zaczekać — powiedziałem. — Jeżeli ma mi coś do powiedzenia.
Ruiz przygryzł bezzębne wargi i spojrzał na zegarek.
— Jak pan sobie życzy. Jeszcze osiemnaście minut.
Oparł się o framugę.
— Wykorzystamy je — powiedziałem i Ruiz odszedł. Bardzo powoli.
Kiedy zwróciłem się w stronę Bena, stał wciśnięty w kąt obok dziury
kloacznej w podłodze.
— Opowiem ci całą historię — zaczął. — Nie dbam o to, co sobie
pomyślisz. Mówię o tym tylko dlatego, żebyś powtórzył doktorowi Billowi.
— W porządku.
— Chociaż prawdopodobnie nie powtórzysz.
— Dlaczego?
— Nie można ci ufać.
— Dlaczego?
— Bo tak o nim mówiłeś. To wielki człowiek — nawet sobie nie
wyobrażasz jak wielki.
— Ejże! — powiedziałem. — Jeżeli mi nie ufasz, zachowaj tę opowieść
dla adwokata.
— Adwokatom także nie można ufać.
— Ten w Hawaii nie obszedł się z tobą dobrze?
— W Hawaii nie było żadnego procesu — powiedział. — Orzeczono
winę i straż osadziła mnie w areszcie. Obiecali, że nie umieszcza teg"
w aktach. Najwyraźniej im także nie można ufać.
— Życie jest brutalne — stwierdziłem. — Jestem pewien, że
Berty jest tego samego zdania.
194
Utkwił wzrok w kloace.
_, Zostało nam szesnaście minut — przypomniałem. Zaczął mówić, nie zmieniając pozycji:
_ Kiedy po kolacji wróciliśmy do domu, Claire była na mnie zła. Za to, zmusiłem ją do grania. Nie okazywała tego, ale dobrze ją znam. Nie em był tego robić. Posprzeczaliśmy się. Mówiła głównie ona, a ja - Potem Claire położyła się, a ja usiłowałem czytać. Żeby się ić. Czasami to pomaga... Nie sprzeczamy się często. Żyjemy zgodnie. Kocham ja.
Łzy.
__- Co czytałeś?
__ Czasopisma medyczne. Bili daje mi swoje po przeczytaniu. Lubię się dokształcać.
— Jakie czasopisma?
— „New England Journal", „Archives of Internal Medicine", „Tropical
Medicine Quarterly".
— Pamiętasz jakiś artykuł?
— Jeden o zwężeniu odźwiernika, drugi o schorzeniach pęcherzyka
żółciowego.
Z zaskakującym zadowoleniem wymienił jeszcze kilka nazw medycznych.
— Jak długo czytałeś?
— Godzinę lub dwie.
— Godzinę lub dwie? To wielka różnica.
— Wróciliśmy do domu około dziewiątej czterdzieści. Sprzeczka zajęła
nam z dziesięć minut. Polegała głównie na lodowatym milczeniu. Claire
poszła spać koło dziesiątej, więc chyba czytałem około godziny. Może
półtorej. A potem zadzwonił telefon i jakiś facet powiedział, że zdarzył się
wypadek.
— O której godzinie?
— Nie wiem. Bili mnie nauczył, że trzeba cenić czas, ale kiedy jestem
* domu, pozwalam sobie na luksus niepatrzenia na zegarek.
Zerknął na mnie jak dziecko potrzebujące aprobaty.
— Rozumiem - - powiedziałem, myśląc o wierszu Audena, który
Moreland zostawił mi do przeczytania.
..Nie pozwól, aby czas cię omamił... jaskinie koszmarnych snów... naga sprawiedliwość".
Podrapał się po policzku, a potem po piersi. Spojrzał na otwór kloaczny, #% chciał do niego wpełznąć.
•— Było chyba koło jedenastej trzydzieści -- powiedział. — Albo coś koło tego.
—- Kto dzwonił? ~~- Jakiś facet. ""• Nie wiesz kto?
195
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]