[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARTIN CRUZ SMITH
PARK GORKIEGO
Z angielskiego przełożył: ANDRZEJ GRABOWSKI
Tytuł oryginału: GORKY PARK
Dla Em
Podziękowania
Dziękuję Anthony’emu Astrachanowi, dr. Michaelowi Badenowi, Anthony’emu
Bouzie, Knoksowi Burgerowi, Williamowi Caunitzowi, Nancy Forbes, dr. Paulowi
Kagansky’emu, Anatolowi Milsteinowi, Johnowi Romano, Kitty Sprague i Richardowi
Woodleyowi za nieszczędzenie mi czasu i zachęt w trakcie powstawania tej książki.
Szczególnie zaś jestem wdzięczny Aleksowi Lewinowi, Juriemu i Ali Gendlerom i
Anatolowi Dawidowowi. Bez nich Park Gorkiego byłby miejscem bezludnym.
Część pierwsza
MOSKWA
Rozdział 1
Wszystkie noce powinny być tak czarne, wszystkie zimy tak ciepłe, wszystkie
reflektory tak oślepiające.
Furgonetka podskoczyła, zaryła się w zaspie i znieruchomiała. Wysiedli z niej
funkcjonariusze z wydziału zabójstw, okutani w długie kożuchy, typowi milicjanci o krótkich
rękach i niskich czołach. Tylko jeden był bez munduru – szczupły, blady szef wydziału.
Życzliwie wysłuchał opowieści posterunkowego, który znalazł zwłoki. Milicjant ów odszedł
tak daleko od ścieżki wyłącznie za potrzebą i w chwili gdy zobaczył trupy, jeszcze nie
załatwiwszy się do końca, zesztywniał niemal jak te ciała. Ekipa ruszyła po śniegu
oświetlonym reflektorami furgonetki.
Inspektor podejrzewał, że zmarli to wódczana trójka, która w dobrych humorach
zamarzła na śmierć. Wódka stanowiła podatek w płynie, a jego wysokość stale rosła.
Przywykło się uważać, że trzy osoby na flaszkę to szczęśliwa liczba, zarówno pod względem
godziwości kosztów, jak i pożądanych skutków. Był to świetny przykład prymitywnego
komunizmu.
Po drugiej stronie polany pojawiły się światła. Zza drzew wyłoniły się dwie czarne
wołgi. Nadszedł od nich przysadzisty, krzepki major Pribłuda na czele ekipy funkcjonariuszy
KGB. Milicjanci i bezpieczniacy przytupywali dla rozgrzewki i wydychali obłoki pary. Na
ich czapkach i kołnierzach połyskiwały kryształki lodu.
Milicja kierowała ruchem, polowała na pijanych i zajmowała się zwykłymi
nieboszczykami. Komitet Bezpieczeństwa Państwowego – KGB – miał bardziej subtelne i
doniosłe zadania. Walczył z obcymi i krajowymi wichrzycielami, przemytnikami i
osobnikami niezadowolonymi z ustroju. Wprawdzie jego funkcjonariusze mieli mundury,
woleli jednak chodzić w ubraniach cywilnych. Major Pribłuda tryskał przaśnym porannym
humorem, gotów złagodzić zawodową niechęć, wystawiającą na próbę serdeczne stosunki
Ludowej Milicji z Komitetem Bezpieczeństwa Państwowego, i nie schodził z jego twarzy
uśmiech aż do chwili, kiedy mężczyzna ujrzał inspektora.
– Renko!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]