[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KOMENTARZ
rozpraszajcego t¸umu. Niezaleýnie od
skali ogieÄ, a nawet maleÄki ognik mo-
ýe zrodzi nowy, jeæli tylko tempo usta-
wicznego uwalniania energii lokalnie
przewyýsza nieuniknione zwizane
z rozpraszaniem ciep¸a straty. Ani dzia-
lanie spustu, ani prze¸cznika nie s do-
brymi modelami zap¸onu, gdyý za-
pocztkowuj zmiany zupe¸nie innej
natury niý ich w¸asne dzia¸anie. Tym-
czasem ogieÄ rozpala nowy ogieÄ, sta-
rajc si« maksymalnie rozprzestrzeni,
tak jak wszelkie ýycie.
Chemia rzeczywistego spalania nie
jest bynajmniej prosta. Wprawdzie na
koÄcu zostaj proste czsteczki, ale wie-
dzie do nich d¸ugi szereg rozga¸«ziaj-
cych si« cigw przemian. Wszystkie
czsteczki poærednie mog si« ze sob
zderza i reagowa. Wiele zapocztko-
wanych procesw nie zostaje zakoÄczo-
nych. Podczas rzeczywistego spalania
drewna w p¸omieniach pojawia si« lub
jest stale obecna co najmniej setka waý-
niejszych rodzajw moleku¸. Rezultaty
niepe¸nego spalania moýna rwnieý zo-
baczy go¸ym okiem Ð s to nie dopalo-
ne ga¸«zie, czstki w«gla z domieszkami
sadzy i gryzcy dym z molekularnych
p¸produktw. Uwalniajc si« energi«
widzimy w postaci p¸omieni Ð æwiec-
cych, rozýarzonych, reagujcych gazw
Ð i szkar¸atnych pob¸yskw ýaru.
Nie tylko czlowiek jest odpowiedzial-
ny za wzniecanie poýarw. Nasze dzia-
¸ania s wprawdzie jednym z ich g¸w-
nych rde¸, ale mieliæmy przecieý od-
wiecznego rywala Ð jest nim piorun, w
elektrostatyczny wytwr wody, lodu
i burzliwych wichrw. Podobnie jak lu-
dzie pioruny wol ld od morza. W ci-
gu jednego zaledwie pechowego dnia
w lasach na zachodzie USA pioruny po-
trafi wznieci nawet sto poýarw.
OgieÄ pozostawi¸ po sobie wiele æla-
dw z zamierzch¸ej przesz¸oæci, zw¸asz-
cza na rozleg¸ej afrykaÄskiej sawannie.
Cz«sto rwniny obrzeýajce zalesione
stoki grskie s zadrzewione. Lasy
utrzymuj si« tylko tam, gdzie s os¸o-
ni«te od silnych wiatrw przenoszcych
ogieÄ. W miejscach bardziej naraýonych
na rozprzestrzenianie si« poýarw drze-
wa wkrtce ust«puj miejsca trawom.
OgieÄ faworyzuje krtko ýyjce trawy;
jego d¸uga nieobecnoæ natomiast spra-
wia, ýe pojawiaj si« zdrewnia¸e zaro-
æla, a z czasem nawet drzewa. Pasce
si« stada uzaleýnione s od obfitoæci
traw; kiedy zaczynaj je zarasta g«ste
krzewy, ca¸a przebogata menaýeria ko-
pytnych wynosi si« gdzie indziej. Jeden
z wi«kszych ptakw, ibis grzywiasty,
wyst«puje tylko tam, gdzie pioruny cz«-
sto wzniecaj poýary, znika zaæ z rejo-
ZADZIWIENIA
Philip i Phylis Morrison
Staruszek ogieÄ
krlestwa minera¸w, nadzwyczaj
¸atwo przychodzi nam myæle
o nim tak, jakby by¸ czstk æwiata przy-
rody oýywionej. Poýary na wi«ksz ska-
l« zacz«¸y wybucha dopiero wtedy, gdy
ýycie wy¸oni¸o si« ze swej wodnej ojczy-
zny i zacz«¸o rozkwita na ldach w at-
mosferze prawie rwnie bogatej w tlen
jak dzisiaj, a nastpi¸o to po up¸ywie 90%
dotychczasowych dziejw Ziemi.
OgieÄ, podobnie jak trawy, moýemy
umownie podzieli na formy dzikie
i udomowione, obie bardzo powszech-
ne. Poýary nie zawsze s ca¸kiem dzi-
kie; podobnie jak zboýa rosnce pod go-
¸ym niebem mog by w jakiejæ mierze
ukszta¸towane przez cz¸owieka. W pe¸-
ni oswojony ogieÄ to coæ zgo¸a innego:
niezliczone jego odmiany p¸on w za-
mkni«ciu Ð w paleniskach, piecach czy
cylindrach silnikw. Inne formy, ktre
moýna by nazwa ognistymi Ð jak wul-
kany czy zorze polarne Ð maj mniejszy
zwizek z przejawami ýycia i nie miesz-
cz si« w tematyce tych rozwaýaÄ.
OgieÄ, tak jak æwiat zwierz«cy, po-
trzebuje do ýycia dwu rzeczy: zwiz-
kw organicznych i tlenu z wszechobec-
nego powietrza. Roæliny zielone odbu-
dowuj swe cia¸a z blasku S¸oÄca. Dzi«-
ki energii s¸onecznej fotonw dwie sta-
bilne czsteczki Ð wody i dwutlenku w«-
gla Ð splataj si« w luniej zwizane
makroczsteczki. åciany komrkowe
wi«kszoæci roælin, a zw¸aszcza zdrew-
nia¸e tkanki zbudowane s g¸wnie z
p«czkw w¸kien celulozy Ð b«dcej jed-
nym z polimerw glukozy, najprostsze-
go z cukrw, ktrego setki tysi«cy pier-
æcieni z¸oýonych z atomw H, C i O
stanowi ogniwa d¸ugich ¸aÄcuchw.
To przede wszystkim energia zma-
gazynowana przez roæliny podtrzymuje
nie tylko nasz metabolizm, ale rwnieý
ognia. OgieÄ jednak nie wyrasta z ziemi
jak zielone kie¸ki. Zawsze musi najpierw
nastpi zap¸on, szczeglny akt skrze-
sania iskry kamieniem czy uderzenie
pioruna. Cz«æciowo wynika to z ogra-
niczeÄ naszego postrzegania æwiata:
wszak pozostawione na wierzchu ma-
s¸o je¸czeje, lænice ýelazo pokrywa si«
rdz. åwieýe zielonkawe bloki marmu-
ru uýyte do rekonstrukcji Partenonu po-
chodz z tych samych pok¸adw co
kamienie, ktre nadaj tej staroýytnej
æwityni rýany odcieÄ. Na zmian« bar-
wy wp¸yn«¸y stulecia, podczas ktrych
marmur znajdowa¸ si« pod go¸ym nie-
bem. Zawarte w powietrzu czsteczki
tlenu przez powolne utlenianie powo-
duj zmiany zachodzce tak wolno, ýe
nie przycigaj naszego wzroku tak jak
gwa¸towny wybuch poýaru.
Zap¸on polega na nies¸ychanym przy-
spieszeniu tempa zderzeÄ czsteczek,
ktre zdobywaj w ten sposb nowych
partnerw do tworzenia w reakcji utle-
niania trwalszych zwizkw. Wzrost
temperatury sprawia, ýe atomy i cz-
steczki poruszaj si« szybciej. Nowi ato-
mowi partnerzy przybywaj cz«æciej
i ¸atwiej ich wyrwa z rozedrganego,
Cig dalszy na stronie 84
82 å
WIAT
N
AUKI
Marzec 1998
P
oniewaý ogieÄ nie przynaleýy do
SKOJARZENIA
(cig dalszy ze strony 83)
ZADZIWIENIA
(cig dalszy ze strony 82)
CZY MîZG
JEST NAM
RZECZYWIåCIE
POTRZEBNY?
W dodatku
humanistycznym
sunkowanym znajomym na wysokich
stanowiskach Allan Pinkerton mg¸ stwo-
rzy najs¸ynniejsz w kraju agencj« de-
tektywistyczn. To on pierwszy zauwa-
ýy¸, ýe kanciarze maj w¸asny, specy-
ficzny
modus operandi
. By¸ teý mistrzem
kamuflaýu. A rejestr spraw, ktrymi si«
zajmowa¸, to swego rodzaju
WhoÕs Who
æwiata przest«pczego, w ktrym znale-
li si« m.in. Jesse James, Butch Cassidy
i Sundance Kid.
Najwi«kszy rozg¸os przynios¸y jednak
Pinkertonowi dzia¸ania przeciw Molly
Maguires, tak bowiem nazywano (prze-
bierajcych si« za kobiety Ð przyp. red.)
cz¸onkw grupy irlandzkich terrorystw
(czy teý anarchistw bd radyka¸w al-
bo czegoæ tam jeszcze) dzia¸ajcych na te-
renach kopalÄ w«gla w Pensylwanii.
Wyýywali si«, podpalajc, okaleczajc i
mordujc. Pinkerton postanowi¸ zinfil-
trowa t« band« i w 1873 roku skierowa¸
do niej Jamesa McParlana posiadajcego
odpowiednie kwalifikacje, jako ýe by¸
Irlandczykiem, katolikiem i twardzielem.
Temu powiod¸o si« aý za dobrze. ãMol-
liesÓ z miejsca tak bardzo go polubili, ýe
zaproponowali mu, by przysta¸ do ich
sekcji zabjcw. Zdesperowany McPar-
lan usi¸owa¸ im to wyperswadowa, uda-
jc pijaka. Stara¸ si« nazbyt skutecznie,
wp«dzi¸ si« bowiem w beznadziejny alko-
holizm, w wyniku czego zmar¸ w Denver
w nie wyjaænionych okolicznoæciach.
Przez dwa lata przesy¸a¸ jednak Pinkerto-
nowi cotygodniowe tajne raporty, ktre
przyczyni¸y si« do uj«cia ãMolliesÓ oraz
doprowadzi¸y do kilku egzekucji.
Misja McParlana nie posz¸a ca¸kowicie
w niepami«. W 1914 roku zdoby¸ on
mi«dzynarodowe uznanie jako bohater
powieæci
Dolina trwogi
. To znaczy zy-
ska¸by je, gdyby autor nie przypisa¸ jego
zas¸ug komu innemu. Na niwie literatu-
ry przyw¸aszczy¸ je sobie (wwczas juý
s¸awny na arenie mi«dzynarodowej)
Sherlock Holmes. Ale nie wysz¸o mu to
na dobre, gdyý podzieli¸ los McParlana
Ð sprawa opisana w
Dolinie trwogi
by¸a
teý ostatni przygod Sherlocka.
Jego twrca, sir Arthur Conan Doyle,
znalaz¸ bowiem po napisaniu tej powie-
æci inny sposb spoýytkowania swych
talentw. Zacz¸ uczestniczy w takich
seansach, w jakich ja sam bra¸em udzia¸
tamtego wieczoru. Zarzuciwszy pisanie
w 1914 roku, Doyle znalaz¸ si« na miej-
scu, ktre wczeæniej zajmowali Wallace
i Lodge Ð sta¸ si« czo¸ow postaci To-
warzystwa BadaÄ Parapsychicznych.
Mam nadziej«, ýe ten felieton zachwy-
ci¸ Was i wprawi¸ w mi¸y trans.
T¸umaczy¸
Boles¸aw Or¸owski
nw, w ktrych ogieÄ jest pod kontro-
l. Ptak ten najada si« do syta resztkami
pozostawionymi przez p¸omieÄ, na
przyk¸ad na wp¸ upieczonym ý¸wiem,
ktry nie zdo¸a¸ uciec.
A nasze, ludzkie, zwizki z ogniem?
Umiej«tnoæ jego niecenia posiad¸ tylko
jeden lub dwa gatunki. Uýywany naj-
pierw przez naszego przodka,
Homo erec-
tus
, a dziæ przez nas samych ogieÄ jest na-
rz«dziem rwnie niezastpionym jak
j«zyk. We wspania¸ej ksiýce
World Fire
Ð ktra natchn«¸a nas do napisania tego
felietonu Ð Stephen Pyne z Arizona State
University proponuje oczywisty spraw-
dzian tego, jakie znaczenie ma ogieÄ dla
naszej kultury: wyobramy sobie, ýe w
ogle go nie by¸o, i zobaczmy, co by si«
wtedy osta¸o. Autor, w zgodzie z mitem
prometejskim, dochodzi do wniosku, ýe
wszystkie nasze dokonania zawdzi«cza-
my temu, kto zdoby¸ ogieÄ: ãMoglibyæmy
zatrzyma si« w rozwoju na etapie duýe-
go gadajcego szympansa, podýajcego
æladem naturalnych poýarw Ð zbieracza
grzebicego w popio¸ach obozowisk po-
rzuconych przez jakæ wyýsz Istot«.Ó
Tymczasem dzi«ki obcowaniu z
ogniem od miliona lat sta nas na znacz-
nie wi«cej. Kiedy nasi przodkowie zdo-
bywali poýywienie, zbierajc je, a potem
gotujc, ogieÄ pozwala¸ im zyskiwa no-
we rodzaje pokarmu; rozæwietla¸ mroki
nocy, odstraszajc wielkie koty; umoý-
liwia¸ w okreælonej porze roku wypala-
nie rozleg¸ych obszarw i æciganie wiel-
kich stad trawoýercw na odnowione
w ten sposb pastwiska, a takýe torowa-
nie sobie drogi przez g«ste, nieprzeby-
te chaszcze. Poýar jest pot«ýnym, cho
kapryænym sprzymierzeÄcem w«drow-
nych grup, ale wydaje si« nieprzejedna-
nym wrogiem tych, ktrzy wytyczyli po-
la, pastwiska i lasy, uzyskujc do nich
wieczyste prawo w¸asnoæci.
Kiedy jednak ludzie osiedli, by upra-
wia rol«, stary przyjaciel ogieÄ wyr«-
cza¸ ich zrazu w ci«ýkiej pracy toporem,
motyk i lemieszem podczas karczowa-
nia i uýyniania ziemi. Dziæ, gdy s nas
juý miliardy, ogieÄ wciý odgrywa nad-
zwyczaj waýn rol« w g¸wnym nurcie
gospodarki. Dzi«ki satelitom wida gi-
gatony biomasy p¸oncej na wsiach pod-
czas corocznego wypalania gruntw.
Masa w«gla spalanego w zamkni«ciu Ð
prawie ca¸y wydobywany w«giel, ropa
i gaz Ð nie jest nawet dwukrotnie wi«k-
sza. Pochodnia wciý p¸onie ýywo, ale
rwnie ýywo uwijaj si« inýynierowie;
co rok stawka roænie. Przysz¸oæ ognia
jest zarazem nasz przysz¸oæci.
T¸umaczy¸
Karol Sabath
NOBEL
ZA PRIONY
ROåLINY
PODZIEMIA
GINCY åWIAT
PALEOAZJATîW
PREZENTY
W åWIECIE
ZWIERZT
ILE PRAWDY
W MITACH?
ãHUZAREMÓ
DO BOJU?
WYCIECZKA
DO SYRII
specjalnie dla
czytelnikw
WIEDZY I ûYCIA
CZY ISTNIEJE
UFO?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]