[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na każdym, kto nań zasługuje. — Jednym długim łykiem opnu*.
szklankę. Ssał kostkę lodu, obracając ją w ustach.
- A więc, co mogę dla pana zrobić? — zapytałem.
- Nic, Alex. Po prostu staram się utrzymywać dobre stosunki. Szkód
że nie poznaliśmy się lepiej przed pańskim wyjazdem.
— Kto mówi, że wyjeżdżam?
Uśmiechnął się.
— A nie?
— Kiedyś wreszcie wyjadę. A pan?
— Nie mam żadnego planu. To jedna z zalet wolnego zawodu.
— Brzmi zachęcająco.
— I tak jest. Nalać panu jeszcze?
— Nie, dziękuję.
— A ja sobie naleję.
Tym razem nalał sobie jeszcze więcej szkockiej i wrócił na miejsce.
— Niezła sprawa takie morderstwo. Kiedy byłem Waszyngtonie, tamtejsza
przestępczość nie robiła na mnie wrażenia. Przeważnie nie działo się nic
ciekawego. Policjanci i prokuratorzy także nie zadziwiali sprytem.
— A politycy?
— Niektórzy. — Roześmiał się. — Nieliczni.
— Nicholas Hoffman?
Łyknął whisky.
— Słyszałem, że jest dość sprytny. A więc kiedy się stad wynosicie?
— Jeszcze nie wiem, Tom.
— A co z opracowaniem dla Morelanda?
— To właściwie nie miało być opracowanie.
— A co?
— Przejrzenie dokumentacji w poszukiwaniu tematów.
— Tematów?
— Modeli chorób.
— Psychicznych?
— Wszelkich chorób.
— Tylko tyle?
— Jak dotąd, tyle.
— I co dalej, jeśli znajdziecie takie modele?
- Opiszemy je w czasopismach medycznych lub w książce. A j»
pańska książka?
— Wspaniale.
— Doda pan rozdział o morderstwach?
— Biorę to pod uwagę... A jak tam Robin?
— Dobrze.
— Pieseczek także?
— Znakomicie.
— Czy możliwe, że Moreland zachęcił Bena do zabicia tych dziewczy"
Zareagowałem z przesadnym zdziwieniem. __ Dlaczego miałby to robić?
Odstawił szklankę, założył nogę na nogę i zapatrzył się przed siebie. „- Spójrzmy prawdzie w oczy, Alex. Ten facet jest niesamowity. .__ Jest trochę inny.
^ Tak »ak Norman Bates. Ten dom, te owady. I co on robi, do diabła, i calutki dzień w tym swoim laboratorium? Na pewno nie zajmuje się bo większość spraw załatwia Ben, a przynajmniej tak było do - Dopóki nie przyjechała Pam. Więc co ten stary robi całymi dniami? Nie wiem.
__ Daj pan spokój, przecież razem pracujecie. _ W oddzielnych pawilonach. _ Co on ukrywa?
— Nie wiem, czy w ogóle coś ukrywa.
Wąsy mu opadły, tworząc cieniutką kreseczkę, a on przygładził je bardziej.
— Na pewno opowiedział panu o moim nieporozumieniu z Benem.
pewnie przedstawi! mnie jako złodzieja.
— Powiedział mi, że czegoś pan szukał. Czy to prawda?
— Tak. Instynkt reportera. Jak tylko znalazłem się w jego domu,
doznałem dziwnego uczucia.
— Jakiego?
— Po prostu wszystko wydawało mi się dziwaczne. I najwyraźniej miałem
racje. Taki dobroczyńca, a tymczasem jego najbliższy współpracownik okazuje
się seryjnym zabójcą. Ludzie są wkurzeni, AIex. Jeżeli zależy panu na tej ładnej
damulce i tym milutkim psiaczku, niech się pan jak najprędzej zmywa do domu.
Mówił cicho i spokojnie, ale po jego oczach widać było, że nie żartuje.
— To brzmi prawie jak pogróżka, Tom.
— Przemawiam panu do rozsądku, Alex. Ocena sytuacji oparta na
dostępnych faktach.
Uśmiechnąłem się.
— Brzmi to jak sprawozdanie kwartalne.
Na ślepo sięgnął po whisky. Nie trafił, pomacał ręką, podniósł szklankę 1 wypił. Kiedy odstawił szklankę, jego dolna warga była wilgotna i lśniąca.
— Lepiej będzie, jak odwiozę pana do do Niesamowitego Zamczyska.
— Też tak myślę.
Wyszliśmy z domu. Tom wsiadł do volkswagena. Silnik zarzęził, ale nie zapalił. . — Cholera — powiedział bez najmniejszego śladu żalu. — Akumulator |C wyładował. Zadzwoniłbym do Harry'ego albo do Skipa, żeby tu wpadli, e są w mieście, tak jak wszyscy inni.
"— Przejdę się — powiedziałem. — I ruszyłem przed siebie. - Bardzo mi przykro - - zawołał za mną. Kiedy się obejrzałem, &aczyłem, że patrzy na mnie z uśmiechem.
202
203
... [ Pobierz całość w formacie PDF ]