[ Pobierz całość w formacie PDF ]

***

 

Niewysoka brunetka szła ulicą. W smukłej dłoni trzymała torbę z zakupami, a w uszach osłoniętych falami pięknych, błyszczących włosów tkwiły słuchawki. Podśpiewywała cicho pod nosem jedną z typowo wakacyjnych piosenek. Uśmiechała się, a jej czekoladowe oczy lśniły niesamowitym blaskiem.

- O, nowość? – mruknęła sama do siebie, przystając przed oknem jednej z wystaw. Wyszczerzyła radośnie zęby, widząc śliczną złotą spódniczkę do połowy uda. Jeszcze niedawno na widok takiego ubrania zmarszczyłaby brwi i odeszła, jednak teraz było zupełnie inaczej. Wszystko za sprawą hormonów, które wreszcie trafiły i ją. Weszła do niewielkiego sklepiku, poprawiając żółtą koszulkę. Idąc w stronę upragnionej spódniczki, natknęła się na lustro. Spojrzała na swoje długie nogi, kształtne piersi i ponętnie wydęte usta. Czarne, krótkie spodenki idealnie podkreślały jej atuty i idealną opaleniznę. Nie była może idealna, ale wyglądała naprawdę dobrze.

- No, Hermiono Granger – powiedziała cicho. – Zmieniłaś się niemal nie do poznania.

- Pomóc w czymś? – spytała wysoka blondynka z idealnie pomalowanymi paznokciami. Dziewczyna spojrzała na różowy kolor, zmarszczyła nos i pokręciła głową.

- Nie, nie… Poradzę sobie – odpowiedziała grzecznie, jednak z naciskiem. Ta szesnastolatka zawsze była samodzielna. Cóż się jednak dziwić? Należała do tej części społeczeństwa, którą potocznie można było nazwać „szlamami”. Właściwie, nie była to nawet nazwa o tyle potoczna, co obraźliwa. Dziewczyna od małego musiała sama sobie dawać radę z talentem, który się w niej odezwał. Była czarownicą. I to bardzo dobrą czarownicą. Rodzice, którzy byli zwykłymi ludźmi – mugolami –wspierali ją, jednak niewiele mogli ją nauczyć. Dlatego też, pomogli jej zdobyć odpowiednie książki i młoda Hermiona wyrosła na naprawdę dobrą czarownicę. Szkoła, do której chodziła również bardzo jej w tym pomogła. Uczyła się pilnie, a liczne przygody ze sławnym Harrym Potterem też zrobiły swoje.

- Nieźle – mruknęła pod nosem, widząc swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się lekko, zastanawiając się nad tym, czy może sobie na taki wydatek pozwolić. Po dłuższej chwili namysłu pomyślała jednak, że raz w życiu może zaszaleć. Kupiła spódniczkę i ruszyła spacerkiem w stronę swego domu.

 

Przystojny blondyn siedział na ławeczce w miejskim parku, trzymając w dłoni książkę. Jego piękne, błyszczące, platynowe włosy opadały delikatnie na ramiona. Kilka niesfornych kosmyków wpadało mu do oczy, ale był zbyt zajęty lekturą, aby to zauważyć. Jasna cera, niegdyś w chorobliwym odcieniu szpitalnej bieli, przypominała mleko. Wąskie, aczkolwiek bardzo pociągające, usta wygięły się w uśmiechu, świadczącym o głębokim namyśle. Duże, męskie dłonie przewróciły kolejną stronę.

- Chyba żart – wysyczał pod nosem chłopak, widząc coś niepokojącego. Zmrużył niebezpiecznie oczy, a z jego ust wydobył się kolejny wściekły warkot. Wpatrywał się właśnie w krótki tekst, napisany przez jego ojca – Lucjusza Malfoya. Treść mówiła o czymś wyjątkowo obraźliwym. Nawet młody Draco nie miał ochoty tego czytać. Odrzucił książkę w bok, zaciskając dłonie w pięści.

- Wszędzie się, do cholery panoszy – warknął wściekle. – Nie żyje, a i tak nie może przestać mnie prześladować! Co za popieprzona rodzina.

Podniósł się z ławki, wzdychając ciężko. Uniósł stalowe oczy ku niebu, wpatrując się w białe chmurki. Od czasu incydentu na wieży, gdzie miał zabić Dumbledora… Inaczej patrzył na świat. Kiedy wreszcie był tak blisko do spełnienia swych marzeń, prawda uderzyła go jak grom. Przypuszczał, że była to zasługa dyrektora. Miał wrażenie, że w jednej sekundzie zrozumiał zasady działania świata. Dotarło do niego, że wszelkie wartości, którymi się kierował, były złudne. Zmienił się, choć ogólny charakter pozostał taki sam. Nadal był samolubny i wyjątkowo cyniczny oraz złosliwy, ale coś jednak nie było już w nim takie samo. Nie mógł już dłużej patrzyć na te wszystkie okropieństwa, które działy się wokół. Nie pozwolił więcej swemu ojcu, aby bił Narcyzę. Nie pozwalał też sobą rządzić. Stał się samodzielny i wreszcie używał własnego mózgu, zamiast umysłu Lucjusza. Powoli zaczynał rozumieć to, kim był. Nawet uznał, że Potterowi należy się szacunek, nie pogarda. Nie zmienił swoje zdania o nim, nadal był urażony tym, co stało się pierwszego dnia w szkole, ale nie myślał już jak typowy Śmierciożerca. Była to zwykła uraza. Typowa dla ludzi, nie dla morderców.

- Ale ten świat się pozmieniał – mruknął cicho, wsadzając dłonie w kieszenie oliwkowych spodni. Kremowa koszulka delikatnie opinała się na jego umięśnionym ciele, a włosy unosiły się na wietrze. Pomyślał, że na pewno wygląda, jak bóg seksu. Uśmiechnął się na tą myśl. Nigdy nie przestanie wielbić samego siebie. Przecież do niedawna, tylko w sobie widział kandydata na przyjaciela.

 

Ron Weasly przeciągnął się i ziewnął. Rude włosy opadły śmiesznie na oczy. Nastolatek spojrzał na śpiącego w łóżku obok chłopaka. Był to jego najlepszy przyjaciel – Harry Potter. Wyszczerzył zęby w uśmiechu i rzucił w niego poduszką. „Wybraniec” jęknął z niezadowoleniem i na oślep odrzucił narzędzie zbrodni.

- Odczep się – warknął w poduszkę.

- Nie ma mowy! – oznajmił rudzielec. Zielone oczy zalśniły radośnie. – Dzisiaj przyjeżdża Hermiona!

- Sratata… - skomentował Potter, jednak podniósł się powoli do pozycji siedzącej i odnalazł swoje okulary. Założył je na nos, podrapał się po brodzie i wbił nieszczęśliwy wzrok w Rona.

- Czy ty zawsze musisz mnie budzić z jakiś chorych, durnych, nienormalnych powodów? – burknął, wpatrując się w lustro. Widział zaspanego, przystojnego chłopaka z burzą czarnych włosów na głowie i delikatnie zarumienionych policzkach. No tak, śniła mu się Ginny. Zmienił się nieco. Nabrał ciała i urósł. Nie miał też tylu problemów na głowie. Nigdy by się nie spodziewał, że zaraz po zakończeniu szóstej klasy dopadnie Voldemorta. Sam nie rozumiał, jak to się stało. Wolał jednak o tym nie myśleć. Perspektywa kolejnego roku spędzonego z przyjaciółmi, tym razem bez ciągłych walk, napawała go ogromną radością. Kochał Hogwart i Gryffindor. Kochał magię, przyjaciół i Zgredka. Cieszył się życiem.

- Co ty robisz? Bo chyba nie myślisz? – zażartował Ron, za co już po chwili leżał na ziemi ze sławnym Potterem na plecach. Krzyk strachu i radości rozniósł się po Norze. Oj, tak… Ten rok będzie zdecydowanie cudowny.

 

***

Rozdział I - Hogwart.

Mieszkał sam. Dlatego też wyszedł z domu sam, na dworzec poszedł sam i na pociąg też czekał sam. Wpatrywał się w ziemię, nakładając na siebie maskę ironii, nienawiści i poczucia wyższości. Przytwierdził ją do całego swojego ciała, niczym wieko do trumny. Nawet nie dostrzegał osób, którym posyłał złośliwe uśmieszki. Zwyczajnie wybierał pierwszą, lepszą uczennicę lub ucznia i robił swoje. Czyli to, co powinien robić prawdziwy, porządny Malfoy. Skrzywił się lekko na to określenie i obudził się z letargu. Na peron właśnie weszła grupka najbardziej irytujących ludzi na ziemi. Potter, Weasly z siostrą i… Czyżby ta całkiem ładna panna to Granger? Młodzieniec zastanawiał się chwilę, ledwo rozpoznając w dziewczynie Gryfonkę. Upewnił się, że to ona dopiero, gdy jego stalowe oczy spotkały się z głębią czekolady. Natrafił na wesołe iskierki, które na chwilę zniknęły. Poczuł, że dziewczyna przeszywa go swoim spojrzeniem, czyta go jak książkę, wie o czym myśli. Zrobiło mu się bardzo nieswojo. Posłał jej najbardziej okrutne spojrzenie, na jakie było go stać i skierował się w stronę pociągu, który właśnie nadjechał. Stawiał stopy pewnie, a jego sylwetka promieniowała dumą, jak zawsze. Nikt w życiu by nie powiedział, że Draco Malfoy czuje się dziwnie. Zwłaszcza, że po drodze do swojego przedziału zdążył jeszcze popchnąć jakiegoś pierwszoklasistę i zakpić z czerwonych spodni nielubianego Gryfona.

Nikt na niego nie czekał. Nikt się do niego nie odezwał i nikt nie uśmiechnął się na jego widok. Nikt… Prócz Blasiego Zabiniego. Ciemnowłosy chłopak przywitał się ze swoim przyjacielem mocnym uściśnięciem ręki i kpiącym wyrazem twarzy.

- Widziałeś już Pansy? – spytał, szczerząc się porozumiewawczo. Malfoy zadrżał mimowolnie, a jego usta wygięły się w obrzydzeniu.

- Tego potwora? Nie – burknął, zdejmując czarną bluzę. Rzucił ją na czerwony fotel, poprawił białą koszulę i ciemne dżinsy, poczym usiadł.

- Ojej, nie kochasz jej już? – zakpił Zabini, chichocząc cicho.

- Żartujesz sobie ze mnie? – wysyczał przez zęby Draco, zdmuchując z czoła niesforny kosmyk platynowych włosów.

- Oczywiście – przyznał z zadowoleniem Ślizgon. – To co? Mały pokerek?

 

Hermiona usiadła na swoim miejscu, przy oknie i uśmiechnęła się lekko. Zaraz po niech do przedziału weszli Ron w pogniecionych, zielonych ciuchach i Harry. Jak zwykle miał poczochrane włosy i zwyczajną ponurą koszulkę z czarnymi spodniami do kompletu. Jedynie jego oczy lśniły.

- Gdzie Ginny? – spytała Granger, zauważając delikatny rumieniec na twarzy Pottera. Chłopak czuł się niepewnie nawet, gdy tylko mówiono o rudej dziewczynie. Mimo, że znów ze sobą byli, miał wrażenie, że to jedynie sen, z którego za chwilę się obudzi. Tak przynajmniej mówił Hermionie. Ostatnio bardzo się do siebie zbliżyli.

-Powiedziała, że ma coś do załatwienia – mruknął Ron, pocierając podbródek. Przeciągnął się i usiadł obok Hermiony. Uszy zaczerwieniły mu się lekko, a Harry roześmiał się ciepło, zaraz mówiąc, że ma po prostu dobry humor. Dziewczyna kiwnęła głową ze zrozumieniem, poprawiając złotą spódniczkę. Była bardzo dumna z tego zakupu. Materiał delikatnie lśnił i cudownie komponował się z brązową bluzką, czarną, krótką kurtką ze skóry i długim łańcuszkiem.

- Macie jakąś gazetę, czy coś? – rzuciła, odgarniając włosy. Harry kiwnął głową, szczerząc się. Podał jej „Proroka Codziennego”. Ronowi dał „Nastoletnią Czarownicę”.

- Co ja jestem? – oburzył się rudzielec.

- Wybacz, ale Hermiona jest mądrzejsza od ciebie – stwierdził Potter, siadając naprzeciw przyjaciół – Myślę, że ta gazeta jest dla ciebie idealna.

- Nie ma mowy! Nie chcę tego szmatławca! – warknął Ron, nadymając zabawnie policzki. Hermiona roześmiała się, tak samo jak i czarnowłosy. Jedynie Weasly siedział obrażony, burcząc pod nosem jakieś przekleństwa.

Po jakimś czasie przyszła i Ginny. Usiadła obok Pottera, wtulając się w niego. Ron spał. Dziewczyna zaczęła myśleć o tym, co zobaczyła kilka godzin wcześniej. To spojrzenie… Ten wyraz twarzy… Coś zaniepokoiło ją w wyglądzie młodego Malfoya. Czuła się dziwnie, patrząc wtedy na niego. Miała wrażenie, jakby przeszywała spojrzeniem zupełnie inną osobę. Westchnęła głęboko, odłożyła gazetę na kolana rudzielca i wyszła z przedziału. Chciała zaczerpnąć choć trochę świeżego powietrza. Podeszła do okna i otworzyła je, przyglądając się linii horyzontu. Wdychała w nozdrza delikatny zapach traw i pól. Pozwoliła sobie nawet na przymknięcie powiek, co nie było do końca jej typowym zachowaniem. Trwała w tej pozycji dość długo, napawając się wiaterkiem, który plątał jej włosy. Otworzyła oczy dopiero wtedy, kiedy poczuła, że ktoś przygląda się jej od dłuższego czasu. Odwróciła się w stronę Malfoya, posyłając mu zdziwione spojrzenie.

- Czego chcesz? – spytała łagodniej, niż by chciała.

- Stoję – odparł inteligentnie Draco, co wywołało na twarzy Hermiony lekki uśmiech.

- To akurat mogę zauważyć.

- Nie byłem pewien. Sama rozumiesz, tacy jak ty bywają czasem opóźnieni.

-Co masz na myśli, mówiąc… - zaczęła Granger.

- Nieważne – przerwał Malfoy, prychając i posyłając jej spojrzenie pełne pogardy. Przysunął się jednak, zamiast odejść, przeklinając ją.

- Nie masz humorku? – zakpiła dziewczyna, unosząc do góry brwi. Młodzieniec zaśmiał się z ironią.

- A co? Lecisz na mnie, że się tak przejmujesz?

- Nikt nie powiedział, że mnie to martwi, Malfoy – oznajmiła brunetka łagodnie. – Po prostu zastanawiam się, co musieli ci zrobić, żebyś wreszcie przestał na mnie naskakiwać.

- Granger, ty… - Nie wiedział, co powiedzieć dalej. Hermiona zachichotała złośliwie.

- Masz ochotę postać tu razem ze mną? – zaproponowała, napotykając zszokowany wyraz twarzy Draco.

- A tobie, co zrobili? To Wiewiór, tak? Zgwałcił cię, czy co?

- Nie. W przeciwieństwie do ciebie, ja zawsze byłam miła i dobra – wytłumaczyła mu, niczym dziecku.

- Tak. I tylko się uczysz, Granger – prychnął, opierając się o parapet obok niej. Zetknęli się ramionami i oboje zauważyli, że jakoś im to nie przeszkadza.

- Ty też, Malfoy – odparła, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Chłopak uśmiechnął się zimno, nie odpowiadając. Wpatrzyli się w zieleń. W jakiejś dziwnej zgodzie. Draco zastanawiał się, co sprawiło, że nie miał ochoty na dokuczanie Gryfonce. Nie czuł do niej sympatii, jednocześnie nie był też wściekły, kiedy ją widział. Nie chciało mu się na nią naskakiwać. Jakby nie był sobą.

- Lepiej ci w takich włosach, Malfoy – oświadczyła Hermiona, odchodząc od okna. Poczochrała go po głowie i poszła do swojego przedziału. Czas na przebranie się w szaty.

 

Draco stał w miejscu od dobrych pięciu minut. Mimo, że chciał, nie mógł ruszyć ani jedną częścią ciała. Zdawało się, że zlał się z szarą podłogą w jedno. Wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła Gryfonka i próbował zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Był kompletnie zaskoczony. Granger obdarzyła go gestem, którego dawno nie było mu dane zobaczyć. Nikt nie robił czegoś takiego. Nikt nie dotykał go z takim spokojem, jak ona. Jeśli już miał na swym ciele cudze dłonie, były to raczej palce jego kochanek. Ostatni raz ktoś go tak potraktował w wieku dziesięciu lat. To była jego matka. Uśmiechała się wtedy smutno i mówiła coś o ponurym, nieszczęśliwym losie. Nie rozumiał wtedy, że chodzi tu o jego przyszłe życie. Z jednej strony miał ochotę zabić ją za bezczelność, z drugiej poczuł dziwne ciepło. Coś, z czym jeszcze nigdy wcześniej się nie spotkał.

- Cholera – warknął, zaciskając zęby. – Pieprzona Granger – dodał, marszcząc się brzydko i odchodząc w stronę swojego przedziału. Walił butami o podłogę, niczym rozwścieczony nosorożec, kompletnie nie panując nad kotłującymi się w nim emocjami. Nigdy nie miał ze sobą takich problemów. Zawsze był zimny, opanowany i zgrany ze swoimi ruchami całkowicie. Nie musiał się martwić o to, że ktoś wyczyta z niego jakiekolwiek uczucia. Pomijając to, że chyba ich nie posiadał.

- Cholera – powtórzył, siadając ciężko na swoim miejscu i posyłając ciemnowłosemu Zabiniemu miażdżące spojrzenie.

 

Hermiona uśmiechała się delikatnie do siebie, zakładając szatę. Myślała nad tym, co właściwie zrobiła. Nie była pewna, czy teraz postąpiła by tak samo ale chyba nie żałowała. Nie pierwszy raz na miejscu złośliwego i chłodnego ślizgona, dostrzegła zagubionego w sobie samym chłopaka. Nie mogła powiedzieć, że polubiła Malfoya, o nie! Był za bezczelny, zbyt pewny siebie, zbyt władczy i w ogóle. Cały Malfoy był ”za bardzo” i już.

- Hermi, idziesz? – spytał Ron, wsadzając nos do przedziału. Brunetka uśmiechnęła się ciepło i kiwnęła głową. Wsadziła swoje ubrania do walizki i poszła za przyjacielem.

- Co tak długo? Przecież nie układałaś na nowo fryzury, co? – rzucił Potter wesoło. Hermiona zaśmiała się cicho.

- No co ty, Harry. Jakoś tak wyszło.

- Jakoś tak wyszło? – prychnął Ron. – Przyznaj, że tak naprawdę upewniałaś się, czy każdy skrawek szaty jest idealnie wyprasowany! – Uchylił się przed pięścią Hermiony, wybuchając śmiechem. Dziewczyna mruknęła coś pod nosem, nadal się uśmiechając. Idąc w stronę wozów, dostrzegła Malfoya. Szedł dumnym krokiem, z wysoko podniesioną głową i włosami ulizanymi, jak zawsze. U jego boku był tylko Zabini, nikt więcej. Ani jeden, ani drugi nie śmiali się, nie żartowali. Malfoy widocznie dostrzegł jej spojrzenie, ponieważ odwrócił się w jej stronę. Widząc innych Ślizgonów, wykonał pogardliwy gest, a potem wyszczerzył się w uśmiechu przepełnionym ironią. Hermiona już miała zacząć go przeklinać, kiedy zorientowała się, że w stalowych oczach nie było odrazy, ani nienawiści. Nie było też lodu. Właściwie, oczy Draco ziały pustką.

Na uczucie wszystko wyglądało, tak jak zawsze. Ron rzucał się na jedzenie, niczym wygłodniały wilk, Harry śmiał się z niego, Ginny spokojnie zajadała się deserem, Luna mówiła o swoim ojcu, Neville wrzucił śliwkę do soku, a Hermiona pouczała wszystkich. Ogłoszono też, że w tym roku odbędzie się kolejny bal bożonarodzeniowy i rozdano plany lekcji. Ron skrzywił się brzydko i wydał z siebie przeciągły jęk.

- Tak nie można! – mruknął, wyżywając się na ziemniaku. – Nie wolno, do cholery! Oni to robią celowo, mówię ci, Harry. McGonagall udaje, że to dla naszego dobra. Mówi, że powinniśmy się integrować ale tak naprawdę to jeden wielki spisek! – Z ziemniaka zostały jedynie szczątki. Hermiona uniosła jedną brew do góry i spojrzała na własny zwitek pergaminu. Codziennie lekcje ze Ślizgonami. Dużo lekcji ze Ślizgonami.

- Cóż, rzeczywiście chyba trochę przesadzili – mruknęła cicho, wyrywając rudzielcowi widelec.

- Co?

- Spójrz na swój talerz – powiedziała spokojnie, odkładając narzędzie zbrodni na stół. Odłożyła plan lekcji i zaczęła się zastanawiać, czy nie byłoby dobrze iść do biblioteki. Mieli zaczynać eliksirami, a w tym roku przybył kolejny, nowy nauczyciel. Powinna choć trochę się wykazać, żeby Griffindor nie wypadł źle na tle Ślizgonów.

- Słuchajcie, idę do biblioteki – ogłosiła, odstawiając szklankę po soku dyniowym. Harry spojrzał na nią ze zdziwieniem.

- Już? Hermiono, lekcje nawet się nie zaczęły!

- Wiem, wiem… Ale myślę, że to dobry pomysł – odpowiedziała, uśmiechając się lekko. – No to, do zobaczenia.

Przywitała się z bibliotekarką i z zadowoleniem wyszukała odpowiednie książki. Uśmiechając się, wzięła je wszystkie i położyła na stole. Tumany kurzu zatańczyły w powietrzu. Kichnęła.

- Na zdrowie, Granger – wysyczał jadowicie Malfoy, opierając o framugę drzwi.

 

***
Rozdział II - Codzienność.

Odwróciła się gwałtownie, marszcząc nos. Kichnęła znów, opadając na krzesło i sięgając po pierwszą książkę. Westchnęła.

- Widzę, że humorek powrócił? – rzuciła, uśmiechając się z kpiną.

- Skąd ten wniosek, Granger? – Jadowite spojrzenie.

- W przeciwieństwie do ciebie, ja wyciągam coś z tego, co widzę i słyszę – prychnęła.

- A coś się zmieniło? – spytał Draco, szczerząc się złośliwie. Dumnie uniesiony podbródek i cała jego postawa okazywała pogardę względem innych. Hermiona spojrzała na niego i zaśmiała się, nieco złośliwie.

- No właśnie, teraz jest już tak jak być powinno – mruknęła, spoglądając na pierwszą stronę. Czarne litery zostały naniesione ręcznie. Piękne, zdobione ikony świadczyły o tym, że autor tego wydania musiał kochać swoją pracę. Hermiona usłyszała, jak Draco podchodzi do niej i siada obok. Nie podniosła wzroku znad książki. On milczał. Dopiero po kilkunastu minutach odezwał się.

- A jak powinno być, według ciebie? – spytał z jadem w głosie.

- W twoim świecie arystokracja nienawidzi szlam, Malfoy – wysyczała Hermiona.

- Nic nie wiesz o moim świecie.

- Wiem wystarczająco. Możesz mi nie przeszkadzać? – Posłała mu wściekłe spojrzenie. – Próbuję się uczyć.

- Myślę, że i tak nic to nie pomoże – stwierdził blondyn sucho, jednak w jego stalowych oczach zalśniły iskierki wesołości. Hermiona aż zamarła, widząc to. Uchyliła usta ze zdziwienia, a potem jej wzrok skupił się na przylizanych, lśniących, platynowych włosach Ślizgona. Skrzywiła się. Uniosła dłoń i bez wahania zaczęła chłopaka czochrać.

- Co robisz, szlamo?! – wrzasnął wściekły, zrywając się z miejsca. Hermiona cofnęła rękę i zacisnęła pięści. Patrzyła spode łba, jak ten gładzi swoją czuprynę.

- Teraz, to już w ogóle jest, jak było – warknęła. Podniosła się z miejsca i nawet nie odkładając ksiąg na miejsca, wyszła z biblioteki. Malfoy został sam. Czerwony na twarzy i poirytowany. Zaczął wiercić się na krześle i mruczeć pod nosem jakieś przekleństwa. Nerwowym ruchem przygładzał włosy.

- I co się tak wkurza? – warknął. – Głupia Granger – dodał, nadymając policzki, niczym pięciolatek. Jednocześnie walczył z dumą i swoją nową naturą. Rozumiał już, że to on był zwykle tym „złym” ale jego charakter nadal pozostawiał wiele do życzenia. Nie mógł znieść myśli, że ktoś taki, jak Gryfonka ośmiela się dotknąć go bezkarnie lub obrazić. Z drugiej strony, zaczynało go denerwować to, że ona w ogóle się obraziła.

- Cholera! Opanuj się, Malfoy – wysyczał sam do siebie. – To tylko głupia Granger. Co cię ona obchodzi?!

- Eghem. – Spojrzenie pani Pince wbiło go w krzesło. Kobieta zmarszczyła niebezpiecznie brwi, stukając paznokciami o biurko. Ślizgon skrzywił się niemiło.

- Jeśli ma pan zamiar nadal się tak wydzierać, to niech pan opuści bibliotekę, panie Malfoy – powiedziała na pozór spokojnie. – Najlepiej niech pan skieruje swoje kroki do świętego Munga.

- I tak nikogo tu nie ma – prychnął Draco, rozglądając się po pustym pomieszczeniu.

- JA tu jestem – warknęła czarownica, zaciskając usta w cienką linię.

- I co z tego? – Pogarda w jego głosie była wyraźnie odczuwalna.

- Minus dziesięć punktów dla Slitherinu. Wynocha! – Draco burknął pod nosem przekleństwo, wstał i powoli powlókł się korytarzem w stronę lochów.

 

Leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. Okryta delikatną, miękką kołdrą zastanawiała się nad zdarzeniem w bibliotece. Myślała też nad tym, czemu o tym myśli. Nie podobało jej się to, że w ciągu jednego dnia natrafiła na Malfoya już dwa razy. O dwa za dużo.

- Co za dzień – mruknęła pod nosem i wreszcie zamknęła powieki. Liczyła na to, że kolejny dzień okaże się normalnym. Takim, jak zawsze. Bez tego wkurzającego Ślizgona.

Myliła się. Dzień nie tylko zaczął nienormalnie, ale również dziwnie się skończył. Rano wstała, umyła się i założyła mundurek. Przywitała się z Ginny i poszła do pokoju wspólnego. Usiadła na fotelu, zajmując się nową książką, którą dostała od rodziców.

- O, cześć. – W pomieszczeniu pojawił się rozczochrany i zaspany Ron. Brwi brunetki powędrowały do góry. Rudzielec miał na sobie jedynie poszarpane spodnie od piżamy. Wyglądało na to, że miał zamiar właśnie tak wybrać się na śniadanie.

- Ron! Ron, nie idź! – Po schodach zbiegł zdyszany Harry, trzymając w dłoni koszulkę. Czarne włosy sterczały we wszystkie strony, ale on przynajmniej miał już część mundurku na sobie. Hermiona przyglądała mu się, jak łapie przyjaciela za ramię, potrząsa nim porządnie i drze mu się do ucha.

- Jesteś półnagi! Stary, gdzie ty chcesz tak iść?!

- Daj mi spokój… Hermiona? A co ty tutaj robisz w środku nocy?

- Jest dzień – odpowiedziała spokojnie, tłumiąc śmiech. Potter wyłapał zdradliwe iskierki skaczące w jej oczach.

- Naprawdę? – Chłopak podrapał się po głowie, spojrzał w dół i jęknął głośno. Na jego piegowatą twarz wpłynął ogromny, czerwony rumieniec. Błyskawicznie otrzeźwiał i uciekł do dormitorium. Ciemnowłosy spojrzał na przyjaciółkę, która skręcała się na fotelu ze śmiechu.

- Ty też się ubierz – rzuciła, ocierając łzy rozbawienia. Schowała książkę do plecaka i podniosła się powoli. Przeciągnęła się, poprawiła włosy i wskazała na koszulkę w dłoni Harrego. – Myślę, że jeszcze trochę wam to zajmie. Pójdę już, dobrze?

- Jasne. Przypilnuję tego niezdarę, żeby nie zapomniał bokserek – oświadczył nastolatek, szczerząc się.

- Mhmm. – Kiwnęła głową i zarzuciła torbę na ramię. Ziewnęła lekko, poczym wyszła z pokoju wspólnego Gryffindoru. Powoli stawiała stopy na kamiennej podłodze Hogwartu, witając się z niektórymi obrazami. Przypatrywała się uczniom, w myślach komentując ich zabawne, zaspane miny. Dziwiła się, jak trudno przestawić się wszystkim na chodzenie do szkoły. I wstawanie o takich godzinach.

- O, kogo my tu mamy! – Hermiona stanęła. Spojrzała w bok, krzywiąc się brzydko. – Czyżby to nasza ukochana szlama? A gdzie twoi przyjaciele? Wystawili cię? – Pansy zaśmiała się złośliwie. Jej płaska twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie.

- Mogłabyś sobie darować i nie odzywać się do mnie przed śniadaniem? – spytała spokojnie Hermiona, dostrzegając zaspanego Malfoya, drapiącego się po tyłku. Stał za Parkinson, patrząc nieprzytomnie w dal. Gdyby nie to, że spojrzała w jego oczy, zobaczyłaby tylko dumny i ironiczny wyraz twarzy.

- Co?!

- To, co słyszałaś. Na boga, będę jeść! – mruknęła Hermiona, teatralnie wzdychając. – Naprawdę nie dają ci pożywienia w domu? Musisz mnie takimi zagrywkami zmuszać, abym oddała ci własną porcję?

Twarz czarnowłosej wyrażała niezrozumienie. Draco powoli zaczął pojmować, co się wokół niego dzieje. Wbił w Gryfonkę wściekłe spojrzenie, przybierając jeszcze bardziej dumną pozę.

- Co mam ci jeszcze powiedzieć, Pansy? – spytała Hermiona głosem zmartwionej matki. – Chodzi o to, że zaszczycasz mnie swoją obecnością przed posiłkiem, rozumiesz? Ja naprawdę nie chcę wymiotować tuż przed śniadaniem!

- Jesteś małą, bezczelną… - Zaczęła Ślizgonka, ale Hermiona roześmiała się. Niemal ciepło.

- Nadal nie rozumiesz – powiedziała spokojnie, ruszając w stronę drzwi od wielkiej sali. Usłyszała jeszcze ciche parsknięcie Malfoya i jego zimny, suchy głos.

- Ona chciała ci wytłumaczyć, że przyprawiasz ją o mdłości – powiedział.

- Wiem, co ona powiedziała! – wzburzyła się Parkinson, wywołując u młodej Granger szerszy uśmiech.

- Dobrze, przynajmniej nie jesteś jeszcze głucha. Jeśli chodzi o inteligencję, zaczynam się martwić.

 

- Hej, Hermi – przywitał się Ron, siadając obok. Dziewczyna uśmiechnęła się ciepło i kiwnęła głową Harremu.

- Widzę, że już jesteś ubrany? – mruknęła, unosząc do góry brew. Weasly zarumienił się lekko i odwrócił wzrok. Potter roześmiał się, nakładając sobie na talerz ciepłego tosta. Jego oczy zaczęły wędrować po stole.

- Podasz mi dżem jagodowy? – Hermiona sięgnęła po małą miseczkę. – Dzięki. Ej, co oni tacy weseli?

- Kto? – Zaczęła smarować własnego tosta czekoladowym kremem. Wzięła łyk soku dyniowego.

- Oni. – Chłopak wskazał na inny stół. – Ślizgoni.

- Ach. Śmieją się z Pansy – stwierdziła, chichocząc cicho. Uśmiechnęła się triumfalnie, wgryzając się z pasją w swoje śniadanie. Ron posłał jej zdziwione spojrzenie, połknął błyskawicznie porcję owsianki i stłumił beknięcie.

- Skąd wiesz?

- Maczałam w tym palce – odpowiedziała spokojnie, wycierając usta miękką chusteczką. – Zaczepiła mnie w drodze na śniadanie. Nie pojęła połowy z tego, co jej wygłosiłam.

- Dziwisz się?

Hermiona posłała rudzielcowi ostre spojrzenie.

- Chodzi o to, że jesteś dla nich za inteligentna. To Ślizgoni! Czego się spodziewałaś?

- Cóż. – Dziewczyna znów upiła łyk soku. Wzięła łyżeczkę i zanurzyła ją w czekoladowym musie. Wsadzając ją sobie do ust, zamruczała z zadowolenia. – Malfoy zrozumiał. – Zerknęła w stronę blondyna i dostrzegła, że jego oczy skupiły się na niej. Uśmiechnął się złośliwie i odwrócił wzrok. Hermiona skrzywiła się, przypominając sobie poprzedni wieczór.

 

Wszyscy wyśmiewali głupotę Pansy. Draco miał z tego najlepszą zabawę. Nie spodziewał się po Gryfonce takich słów. Musiał przyznać sam sobie, że był zaskoczony. Jednocześnie poczuł jakieś ukłucie w okolicach żołądkach, gdy stała tak, kompletnie go ignorując. Powiedziała tylko Parkinson kilka całkiem niezłych uwag i odeszła ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Pewnie nawet nie wiedziała, jak ślizgońsko wyglądała w tamtej chwili. Najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie zwróciła najmniejszej uwagi na niego. Jego duma została zmiażdżona. Brutalnie zmiażdżona. Co to za porządki, żeby Granger unikała kłótni z Malfoyem?! A może to przez poprzednie zdarzenie w bibliotece? Czyżby była zła? Nie przeproszę jej! Pomyślał, krzywiąc się.

- Hej, Draco! Spójrz na tą szlamę. – Zabini wskazał ukradkiem na stół Gryfonów. – Chyba jest z siebie zadowolona, nie?

Blondyn powędrował spojrzeniem we wskazanym kierunku. Jedyne, co udało mu się zobaczyć, to mocno czekoladowe oczy i ponętne wargi zaciśnięte na srebrnej łyżeczce. Jakiś dreszcz przeszedł jego ciało. Skrzywił się, nie rozumiejąc powodu i odwrócił. Im dalej od tej kujonki, tym lepiej. Zjadł jeszcze dwie kanapki, pośmiał się trochę z Parkinson i wstał. Dumnym, powolnym krokiem skierował się w stronę wyjścia z Wielkiej Sali. A tam, natrafił na Świętą Trójcę Hogwartu.

- Rusz się, Malfoy – warknął Weasly, posyłając mu pogardliwe spojrzenie. Zignorował go, przyglądając się Gryfonce. Nie patrzyła na niego. Zajęła się podziwianiem własnych butów na swych nogach, które nawiasem były całkiem zgrabne.

- Słyszysz?

Nadal nic. Hermiona podniosła głowę i skrzywiła się z nienawiścią.

- Ogłuchłeś? – prychnęła, przechodząc obok niego. Zanim udało jej się dotrzeć na korytarz, otarła się ramieniem o tors Malfoya. Była ciepła. I jakby krucha. A głos miała mocny i zimny. Odeszła.

- Kurwa. Co jest ze mną? – Westchnął głośno i ruszył w stronę lochów, na pierwszą lekcję. Eliksiry. Idąc, rzucał z oczy pioruny i popychał młodsze uczennicy. Usiłował sam sobie udowodnić, że wszystko jest z nim w porządku. Że jest tak, jak powinno być. Kiedy wreszcie dotarł pod klasę, odzyskał odrobinę humoru. Jednym z, który mu w tym pomógł było potrącenie śpieszącej się gdzieś jedenastoletniej Gryfonki.

- Co się dzieje? – spytał Zabiniego, dostrzegając jakieś dziwne poruszenie. Nastolatki z obu domów przepychały się i piszczały cicho. Ich oczy lśniły niebezpiecznie, wszystkie głowy zwrócone były w jedną stronę.

- Nowy nauczyciel – mruknął ciemnowłosy, poprawiając grzywkę. – Wreszcie go dopadły. Pierwsza fala już się na niego rzuciła.

- Mhm. Została jakaś normalna?

- No. Jedna. – Ślizgon stłumił głośne ziewnięcie i wskazał brunetkę opartą o ścianę. Hermiona zatopiła wzrok w kolejnej lekturze. Malfoy prychnął. Blasie uniósł do góry brwi i odchrząknął.

- Co to było?

- Co?

- Ta mina. – Chłopak wyszczerzył się.

- Jaka mina?

- Dziwnie na nią reagujesz.

- Na kogo, do cholery? – prychnął blondyn, bawiąc się materiałem szaty. Jego przyjaciel roześmiał się z ironią i skinął głową w stronę Hermiony. Draco skrzywił się brzydko i ruszył w stronę klasy. Przepchnął się obok kilku wrzeszczących nastolatek i na chwilę stanął przy brunetce. Rzucił jej spojrzenie spode łba i wszedł do pomieszczenia. Kątem oka zauważył, że dziewczyna zmarszczyła z niezadowoleniem brwi.

 

***
Rozdział III - Nowy nauczyciel.

Nowy nauczyciel wcale nie zachwycił Hermiony. Spokojnie usiadła na swoim miejscu, mrużąc z niezadowoleniem oczy. Wyjęła książki z torby, rozejrzała się po klasie i głośno westchnęła. Profesor James Colmes uśmiechał się ciepło, ukazując wszystkim swoje lśniące, białe zęby. Czarne włosy opadały mu do ramion, przykuwając uwagę nastolatek swoim blaskiem.

- Co za zwierzęta – mruknęła pod nosem Hermiona, czekając aż wszyscy wreszcie się uspokoją. Kątem oka zauważyła Dracona. Chłopak kręcił się na swoim miejscu, strojąc dziwne miny. Co jakiś czas przeklinał szpetnie i rzucał Blasiemu groźne spojrzenia spode łba. Kilka razy zerknął w stronę Granger, krzywiąc się.

- Hermi, a ty nie podziwiasz? – spytała rudowłosa Gryfonka.

- Niby co?

- Nauczyciela, no!

- Nie widzę w nim nic cudownego – prychnęła dziewczyna, spoglądając na pergamin przed sobą. Eliksir wybaczenia? Co to za głupota?

- Przecież on jest śliczny!

- Jasne. Moje usta też są śliczne i jakoś nikt ich nie podziwia – skomentowała, zagryzając dolną wargę. Wyciągnęła z torby atrament i pióro, poczym zaczęła robić notatki z lekcji, która powinna być właśnie prowadzona. Co jakiś czas unosiła oczy do góry, przeklinając w myślach bandę głupich, niedojrzałych dziewczyn zadręczających coraz bardziej skołowanego profesora. Mężczyźnie na pewno było miło widzieć takie zainteresowanie swoją osobą, ale wyraźnie tracił rezon. Próbował odgonić się od uczennic standardowymi sposobami miłego człowieka. Odsuwał się nieco i z uśmiech odpychał te bardziej napastliwe. Wydawało się jednak, że nastolatki pożrą go żywcem. Hermiona nie wiedziała już, czy bawi ją to, czy raczej wzbudza żal. Męska część klasy na pewno nie była zadowolona. Chłopcy robili dziwne miny, krzywili się i grozili nowemu nauczycielowi takim kawałem, że ten zaraz spakuje manatki i ucieknie gdzie pieprz rośnie. Oczywiście, mówili to na tyle cicho, aby nie usłyszał. Wszyscy, prócz Malfoya, który z każdą chwilą podnosił głos.

- Zabiera mi moją pozycję – warczał, jak wściekły pies. Kilkoro uczniów spojrzało w jego stronę. – Moją, do jasnej cholery. Co to za niewyparzony, niedouczony, niekompetentny dupek?

- Co masz na myśli, mówiąc niekompetentny? – spytał Blasie, przyglądając się przyjacielowi. Hermiona odłożyła pióro i skupiła swoją uwagę na dwójce Ślizgonów. Harry, który jeszcze chwilę temu spał, również zajął się oglądaniem istnej scenki rodzajowej.

- Powinien już dawno odgonić te panny i zająć się lekcją – wyjaśnił zimnym głosem Draco.

- Tak śpieszno ci do nauki? – zakpił brunet. – Może w takim razie dosiądziesz się do Granger i razem porobicie notatki?

- Coś ty się tak na nią uwziął?! – warknął Malfoy, kątem oka jednak spoglądając na zaciekawioną dziewczynę. Hermiona posłała mu spojrzenie pełne żalu i ironii, poczym wróciła do swoich notatek.

- Bo gapisz się na nią – usłyszała jeszcze, co sprawiło, że nie mogła powstrzymać zdradzieckiego uśmieszku. Sama nie wiedziała dokładnie, dlaczego jej usta wygięły się do góry. Było to zadowolenie, czy raczej litość? A może jeszcze coś innego? Westchnęła cicho.

- Na nikogo się...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl