[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Halina Kuropatnicka-SalamonDziewi�� spotka�OpowiadaniaOficyna WydawniczaSton 2Kielce 1998Ma�e Formy LiterackieZeszyt IISBN 83-86976-61-6przepisa�a Marianna �ydekS�owo wst�pneHalina Kuropatnicka-Salamon nale�y do �redniego pokolenia pisarzywroc�awskich (cz�. Zwi�zku Literat�w Polskich), szczeg�lnie znanych w �yciukulturalnym os�b niepe�nosprawnych.Urodzi�a si� w Tarnopolu, sk�d po wojnie, jako repatriantka, trafi�a doWroc�awia. Tutaj podj�a nauk� w Szkole Podstawowej dla Dzieci Niewidomych,potem w Liceum Pedagogicznym, by - r�wnocze�nie ucz�c si� i pracuj�c -uko�czy� polonistyk� na Uniwersytecie Wroc�awskim. Po uzyskaniu dyplomudope�ni�a kwalifikacji wy�szymi studiami zawodowymi w warszawskimInstytucie Pedagogiki Specjalnej.Halina Kuropatnicka-Salamon, opr�cz umiej�tno�ci dydaktycznych, kt�rewykorzystuje na co dzie� w O�rodku Szkolno-Wychowawczym dla DzieciNiewidomych i Niedowidz�cych we Wroc�awiu, posiada dar wspania�egoanimatora uzdolnie� artystycznych swoich podopiecznych. Sama tak�e mo�eposzczyci� si� sporym dorobkiem literackim i publicystycznym. Wyda�a m.in.nast�puj�ce tomiki poetyckie: W lustrze 1990, Kasztanki 1991, Co nowego wstarych bajkach 1991, Recepta na latanie 1991, Renkontoj 1992 (wiersze wj�zyku esperanto), Wyszumia�y li�cie 1993, Po tamtej stronie blasku 1993.Jej wiersze ukaza�y si� w antologii "Przydzia� na �wiat" (Kielce 1993,Krajowe Centrum Kultury PZN).Utwory poetyckie, opowiadania, felietony i artyku�y publicystyczne HalinyKuropatnickiej-Salamon znajduj� si� w wydawnictwach brajlowskich, w kilkuantologiach, a tak�e w ta�motece Polskiego Radia.Utwory prozatorskie, zamieszczone w niniejszym zbiorku, zosta�y nades�anena konkurs ma�ych form literackich, og�oszony przez Krajowe Centrum KulturyPolskiego Zwi�zku Niewidomych w Kielcach w 1997 r. Autorka nada�a imwsp�lny tytu� "Spotkania" i prawie wszystkie maj� taki charakter relacji zprzypadkowych kontakt�w, rozm�w, utrwalonych wypowiedzi ludzi, zw�aszczawypowiedzi kobiet. Miejscem ich akcji s� wagony kolejowe, sale szpitalne,parkowe �awki, a tak�e osiedlowe ulice.Te historie mog�y wydarzy� si� naprawd�, a autentyzmu postaciom dodaj�ich wypowiedzi w �piewnej, kresowej gwarze powojennych przesiedle�c�w zzaBuga, dzisiejszych mieszka�c�w regionu dolno�l�skiego. Te scenki, rozpisanena g�osy, uk�adaj� si� w opowie�� o ludzkiej egzystencji. I mimohumorystycznego nastroju wielu utwor�w nie jest to rzeczywisto��optymistyczna. W groteskowych sytuacjach ukazuj� si� ludzie, o kt�rychm�wimy "zwyczajni" i kt�rzy sprzeniewierzaj� si� swemu wizerunkowi zdawnych opowiastek moralnych. Nie s� to ju� przedstawiciele zdrowegorozs�dku, m�dro�ci �yciowej, prawo�ci i dobroci, ale osoby naznaczonegrzechem udawanej mi�o�ci do zwierz�t i ludzi, pseudofilantropi�,w�cibstwem, brakiem delikatno�ci i zrozumienia dla potrzeb drugiegocz�owieka. Jest to nie tylko wynik kondycji materialnej i moralnejspo�ecze�stwa lat dziewi��dziesi�tych, ale jak�e cz�sto zwyk�ej,bezinteresownej g�upoty, braku refleksji i ma�oduszno�ci.Mimo �e w swoich utworach Autorka nie oszcz�dza prezentowanych bohater�w,to mora� z tych satyrycznych powiastek mo�e wysnu� ka�dy czytelnik. I ka�dyz nas, po g��bszym zastanowieniu, mo�e odnale�� siebie i po stronie os�bczyni�cych z�o i po stronie odczuwaj�cych tego skutki. Ot, samo �ycie.Irena WawrzczakPoprzedza� go �piewBy�a wiosna, kiedy wprowadzi�a si� do malutkiego mieszkania z oknamipatrz�cymi na rozzieleniona ulice. Wieczorami cisza zaczyna�a tu g�stnie�od jask�czych �piew�w, a wiatr wilgotnia� i pachnia� pobliskimi ogrodami.W�a�nie o takiej porze rozbrzmia�a niespodziewanie aria Jontka. Najpierwodleg�a, zbli�a�a si� wolno, pot�niej�c w melodii i wyrazisto�ci s��w.Potem ukaza� si� on, �piewak o skupionej twarzy. Szed� nie�piesznie,spacerowym krokiem, poch�oni�ty rozlewnymi frazami. Przeszed� obok jej domui oddali� si� dostojnie, zabieraj�c swoj� melancholi�. Wraca�. Bywa�o, �enape�nia� �piewem poranny spok�j albo po�udniow� senno��. Z dalekanap�ywa�a aria lub pie��, a za ni� kroczy� on sam, odtw�rca tak poprawny,jakby przemierzaj�cy s�awn� scen�. Raz dziewczynka z parteru rzuci�a mumonet�. Nie spojrza�. Nie reagowa� te�, gdy czasem z kt�rego� oknarozlega�y si� pojedyncze oklaski. Szed� spokojnie wzd�u� zas�uchanej ulicyi nie obchodzi�o go nic poza �piewem. M�wiono, �e by� artyst�. Ze staro�ci�przysz�o pomieszanie rzeczywisto�ci z rojeniami. Znano tu ju� wcze�niejjego w�dr�wki z klasycznymi kantylenami. Przywykni�to do nich. Uwa�ano jeza element krajobrazu. Ludzie spotykaj�c go u�miechali si� z �yczliw�pob�a�liwo�ci�. Nawet dzieciaki karci�y wybryk r�wie�nika: "Opera idzie!"s�owami:- Przesta�, to biedny artysta.Pewnego razu przerwa� �piew, �eby schyli� si� nad skoml�cym psem.Pog�aska� go z zatroskaniem, p�niej wyprostowa� si� i podj�� zawieszon�zwrotk�.Nad okolic� przeci�gn�o lato i nadesz�a jesie�. Kroki siwego �piewakasta�y si� posuwiste, przygarbi�y si� plecy. Zim� nie pokazywa� si�."Dziwne" - m�wiono w s�siedztwie. Z wiosn� nie pojawi� si� tak�e. "Tobardzo dziwne" - pomrukiwano, jakby dopu�ci� si� przeniewierstwa.Nagle rozgada�y si� podw�rka. Dzieci natkn�y si� na otwarte okno, przykt�rym ich artysta siedzi i wy�piewuje w przestrze� sw�j repertuar. "Nieb�dzie ju� chodzi�?" - dziwiono si�. Rzeczywi�cie, nie chodzi. �adna ulicazubo�a�a. Z pewno�ci� nikt nie domy�la si�, �e ona zarejestrowa�a kiedy� nata�mie magnetofonowej arie starego �piewaka. W niekt�re wieczory w��czamagnetofon. Z g��bi minionej godziny wyp�ywa znajomy g�os, przybli�a si� ioddala. Dop�ki zachowa si� ta�ma, wtopiony w �piew artysta b�dzie wraca� nazaniechan� ulic�.Wiecz�rKiedy czeka�a na ten dzie�, kiedy mia�a ten czas jeszcze przed sob�,wydawa� si� jej prawdziwszy i bardziej rzeczywisty. Teraz nagle jegoprzybycie zdawa�o si� jeszcze mniej oczywiste, bo ju� takie bliskie. Chybanawet przesta�a na niego czeka�, tylko niepok�j ro�nie w niej i ro�nie inie pozwala o nic zaczepi� uwagi. Chcia�aby przebrn�� wreszcie przez tetrzy godziny, oddzielaj�ce chwil� obecn� od jego krok�w pod jej drzwiami.Przemijanie czasu dziwnie spowolnia�o. Dziewczyna chodzi od okna dorega�u i zn�w do okna i znowu...Przyjdzie, zadzwoni, otworz�, a wtedy...? Dalej nie wiadomo. Nie ma�adnych wyobra�e�. Co� jednak musi si� sta� potem! Nie wie. Przy�pieszakroku. Coraz pr�dzej przecina szklisto�� parkietu. Stan�a znienacka, boodezwa�a si� w niej cierpka my�l: "A mo�e nie przyjdzie?" Oczy rozszerzaj�si�, ogromniej�. "Nie" - m�wi szeptem. "Nie!" - powtarza szorstkim g�osem."Nieprawda!"Wszystko nabiera wielkiej intensywno�ci. Budzik tyka za ostro. Woda wrurach szumi przera�liwie. Mia�a chyba co� zrobi�? Prawda, umy� r�ce.Wybiega do �azienki. Struga wody taka zimna jak w tamtym w�skim strumieniug�rskim, kiedy go spotka�a pierwszy raz - ogorza�ego, smuk�ego, zplecakiem. Piana mydlana zapachnia�a czym� dawnym, nieokre�lonym, niczymwspomnienie z trudem wypl�tane z pami�ci. Przysiada na wannie. Nie widzia�jej od trzech lat.Co powie teraz, kiedy... On przecie� niczego nie podejrzewa. Nie napisa�amu, nie mia�a odwagi. Chcia�a mie� z nim kontakt. Chcia�a si� go doczeka�na jeden, cho�by taki jak dzisiejszy wiecz�r. Nie mia�a prawa tegoprzemilcze�? Mo�e nie mia�a. Telefon! To on! Przyjecha� wcze�niej.- S�ucham - g�os ma jak nie w�asny.- Dobry wiecz�r, nie jeste� zaj�ta? - pytaj� niepotrzebne s�owaprzyjaci�ki.- Nie, raczej tak. Przepraszam, tak bez�adnie si� wypowiadam.- Wpadn� pogada�.- Kiedy widzisz... wola�bym jutro. Mam zrobi� co� wa�nego.- Jak chcesz - brzmi ch�odno. Szczekni�cie w aparacie.Cisza. To nie on. Mo�e dobrze, �e jeszcze nie on. Czy pami�ta jego g�os?Gdyby nie doradza�a mu zagranicznych studi�w, nie prze�ywa�aby dzisiejszegol�ku. By�by przy niej, kiedy j� tamto spotka�o i los dawno zadecydowa�by onich. C�, jednak sama zach�ca�a go do wyjazdu obiecuj�c czeka�. Wr�ci�. Odkilku dni jest w Krakowie, a wkr�tce stanie w jej progu. Kt�ra� to godzina?Jeszcze tyle czasu. Co teraz? Trzeba podla� kwiaty. Ju�. Musi koniecznieprzeczyta� wiersz w czasopi�mie. Przerywa w po�owie trzeciej zwrotki.Lepiej napije si� kawy. Stoi d�ugo z �y�eczk� nad puszk� aromatycznegoproszku, pr�dziutko, a� wpada na pomys�, �eby zmieni� wod� irysom. P�niejprzek�ada ksi��ki na p�ce. Potem uk�ada drobiazgi w szufladzie.Kto� dzwoni! Radosne przera�enie podpe�za do gard�a. S�abn�ce palcenaciskaj� klamk�.- Dobry wiecz�r, czy nie ma pani zapasowej �ar�wki? Spali�a si� nam wkuchni i mama prosi... - m�wi nie�mia�o synek s�siadki.- Nie mam.Stoi przy zamkni�tych drzwiach i czuje �al. Odchodzi powoli, opiera czo�oo szyb� i bezmy�lnie s�ucha cichn�cej ulicy. Odrywa j� prze�wiadczenie, �epowinna zmieni� bluzk�. Przebiera si�, czesze na nowo, wk�ada bransoletk�,zdejmuje... Chce si� czym� zaj�� i jak po ratunek biegnie do telefonu.Wykr�ca numer informacji kolejowej, lecz kiedy odzywa si� m�ski g�os,odk�ada s�uchawk�. Po co sprawdza� godzin� jego przyjazdu? Mo�e zamiastczeka�, by�oby m�drzej napisa� do niego jeszcze jeden list? �mieszne.Zawsze, od samego pocz�tku pisa�a do niego na maszynie. Uwa�a�a, �e mia�abrzydkie pismo. Najpierw protestowa�, potem zaprzesta�. Tak ju� zosta�o.Niewiele opowiada� o sobie od pewnego czasu. Nadmienia�, �e blisko��spotkania utrudnia pisanie o wszystkim, co czeka na s�owa. Rozumia�a.Postanowi�a mimo wszystko napi� si� kawy. Wstaje z krzese�ka. Tak!Dzwonek u drzwi! Serce zat�uk�o si�, roztrzepota�o. Zimno sp�yn�o dokoniuszk�w palc�w. Stara si� i�� wolno, spok...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]