[ Pobierz całość w formacie PDF ]
David Weber
Popioły Zwycięstwa
(Ashes of Victory)
Honor Harington 11
Przełożył Jarosław Kotarski
Data wydania oryginalnego 2000
Data wydania polskiego 2004
Rozdział I
Admirał lady Honor Harrington stała na galerii pokładu hangarowego ENS
Farnese
i
próbowała nie dać się porwać huraganowi emocji, który szalał wokół. Spoglądając na
oświetlony pokład, próbowała stworzyć jakąś empatyczną tarczę, za którą mogłaby się
schronić, ale nie bardzo jej to wychodziło i fakt, że nie jest osamotniona w tym
doświadczeniu, niewiele zmieniał. Poczuła emocje Nimitza znajdującego się w identycznej
sytuacji i na połowie jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech. Nimitz był bardziej
przyzwyczajony do takich przeżyć, toteż targały nim uczucia mieszane - odruchowa chęć
ucieczki w spokojne miejsce i euforia wywołana tak silnymi emocjami innych.
Na szczęście nie była to pierwsza tego typu okazja, choć musiała przyznać, że
ostatnimi czasy zdarzały się one częściej niż poprzednio. Pierwszy raz miało to miejsce, gdy
jej podkomendni zorientowali się, że właśnie pokonali całą grupę wydzieloną Urzędu
Bezpieczeństwa i zdobyli dość okrętów, by zabrać z Hadesu wszystkich więźniów i jeńców,
którzy chcieli opuścić planetę. Była wówczas przekonana, że nic nie będzie w stanie
dorównać eksplozji tryumfu, który ogarnął jej okręt flagowy. Tymczasem tornado uczuciowe
szalejące wokół niej teraz było silniejsze. Prawdopodobnie dlatego, że dłużej oczekiwali
momentu, w którym ich ucieczka z najlepiej strzeżonego więzienia w całej Ludowej
Republice Haven zakończy się dotarciem do systemu zajętego przez Sojusz, czyli w
bezpieczne miejsce.
Niektórzy z nich - na przykład kapitan Harriet Benson dowodząca Kutuzovem -
czekali na ten moment naprawdę długo: ponad sześćdziesiąt lat standardowych. Wiedzieli, że
nigdy nie wrócą do życia, które pamiętali, ale tym silniej czuli potrzebę zbudowania sobie
nowego. Nie tylko oni naturalnie czekali z niecierpliwością: nawet najkrócej przebywający w
niewoli jeńcy z flot Sojuszu chcieli jak najprędzej zobaczyć bliskich, a oni mogli i chcieli
wrócić do życia przerwanego trafieniem w ręce ubeków.
Prawie równie silne jak niecierpliwość było jednak także inne uczucie - żal
spowodowany świadomością, że stali się w jakiś sposób częścią legendy, która będzie rosła,
im częściej będzie opowiadana, a która właśnie dobiegła końca.
Wiedzieli, jak nieprawdopodobne było to, by udało im się dotrzeć do tego właśnie
systemu planetarnego na pokładach tych właśnie okrętów i dlatego właśnie mieli
świadomość, że gdy opuszczą ich pokłady, stracą kontakt z towarzyszami, z którymi wspólnie
dokonali niemożliwego. Zawsze będą o tym pamiętać, ale będą to jedynie wspomnienia. I
pewność, że coś takiego nigdy już się nie powtórzy... A im więcej czasu minie i im bardziej
wyblaknie wspomnienie strachu, tym silniejszy będzie smutek, że wszystko to należy już do
przeszłości.
I dlatego właśnie wokół szalała burza emocji, które miały tylko jedną cechę wspólną:
były skupione na niej, bo to ona była ich dowódcą i symbolizowała te mieszane uczucia.
Dla Honor było to niesamowicie wręcz zawstydzające, bo wiedziała, że nikt z nich nie
zdaje sobie sprawy, że ona zna te emocje. Miała nieodparte wrażenie, że bezczelnie
podsłuchuje szeptane rozmowy, których treść rozmówcy starali się przed nią ukryć. I fakt, że
nic nie była w stanie na to poradzić - emocje były po prostu zbyt intensywne, by Nimitz mógł
ich nie odbierać, a więc tym samym by ona ich nie czuła - nie miał żadnego znaczenia.
Jej poczucie winy dodatkowo zwiększało przekonanie, że jej podkomendni nie mają
racji. To oni bowiem dokonali tego wszystkiego i zdobyli się na więcej, niż oczekiwała.
Pochodzili z sił zbrojnych kilkunastu państw zmiecionych przez Ludową Republikę na
śmietnik historii, a zdołali zadać tejże Ludowej Republice prawdopodobnie największą klęskę
w historii. Nie pod względem liczby zniszczonych i zdobytych okrętów czy wielkości
podbitego obszaru, chodziło o coś ważniejszego: udowodnili, że wszechwładza i
wszechwiedza Urzędu Bezpieczeństwa jest kłamstwem. A żaden aparat terroru nie jest w
stanie skutecznie działać, jeśli społeczeństwo nie wierzy w jego wszechwiedzę...
I zrobili to dla niej.
Próbowała wyrazić wdzięczność, jaką czuła, ale wiedziała, że jej się nie udało. Słowa
nie wystarczały, by wyrazić tak głębokie uczucia, a oni nie mieli tych możliwości, które...
Ostry, choć melodyjny dźwięk przerwał jej rozmyślania.
Oznaczał, że pierwsza z nadlatujących pinas zaczynała cumowanie. W ślad za nią
leciało kilkadziesiąt innych pochodzących ze stacjonujących w systemie okrętów liniowych.
A za nimi leciało kilkadziesiąt promów z San Martin. Zapowiadał się niezły młyn na
pokładach hangarowych wszystkich jednostek Floty Elizium, ale to akurat nikogo nie
martwiło, przeciwnie - wszyscy myśleli o tym z ulgą. Wszystkie bowiem okręty zostały
wyładowane do granic możliwości ludźmi. Systemy podtrzymywania życia okrętów
wojennych miały duże zapasy mocy z założenia, toteż nie to było problemem, lecz fizyczny
tłok. By zabrać z Piekła wszystkich chętnych, zakwaterowano ich w każdym dostępnym
pomieszczeniu. To, że podczas tak długiej podróży nie nastąpiła żadna poważna awaria
systemu podtrzymywania życia, graniczyło z cudem, dzięki temu jednak wszyscy dotarli do
celu.
I wszyscy mieli serdecznie dość tłoku, toteż marzyli o chwili, w której znajdą się w
górach planety San Martin. Co prawda grawitacja panująca na planecie nie należała do
najwygodniejszych, ale za to na powierzchni było naprawdę dużo miejsca. Po dwudziestu
czterech standardowych dniach występowania w charakterze sardynek w puszce taki drobiazg
jak to, że będzie się ważyło dwa razy więcej, nie był w stanie przyćmić radości, że będzie
można się przeciągnąć, nie wsadzając przy tym komuś palca w oko.
Honor także na to czekała, ale w tej chwili jej uwaga skupiona była całkowicie na
pierwszej pinasie, wiedziała bowiem, kto znajduje się na jej pokładzie. Ostatni raz widziała
go ponad dwa standardowe lata temu i sądziła, że doszła już do ładu z uczuciami w stosunku
do niego. Teraz zdała sobie sprawę, że się myliła; jej emocje były jeszcze bardziej
skomplikowane i gwałtowniejsze niż emocje otaczających ją ludzi.
A na dodatek wiedziała, że za chwilę będzie musiała go powitać na pokładzie.
* * *
Admirał Eskadry Zielonej Hamish Alexander, earl White Haven i dowódca 8. Floty
Royal Manticoran Navy, zmusił się do zachowania nieprzeniknionego wyrazu twarzy,
obserwując, jak pinasa rozpoczyna podejście do krążownika liniowego będącego okrętem
flagowym zmartwychwstałej Honor Harrington. Okręt nazywał się ENS
Farnese
. White
Haven za nic w świecie nie był w stanie uzmysłowić sobie, co oznacza skrót „ENS”. Poza
tym była to jednostka klasy Warlord i jak wszystkie pozostałe zbudowano ją w Ludowej
Republice Haven. Dlatego wszystkie niespodziewanie przybyłe okręty znajdowały się w
miejscu niewidocznym z orbity San Martin. Przyjdzie czas, by ogłosić wszystkim to, co
zaszło, ale dopóki to nie nastąpi, postanowiono rzecz całą utrzymywać w jak najściślejszej
tajemnicy.
Był to równocześnie pierwszy okręt tej klasy, jaki White Haven miał okazję zobaczyć
na własne oczy. Naturalnie widział ich rysunki, plany i hologramy, widział też, jak zostały
zniszczone przez znajdujące się pod jego dowództwem okręty, ale to nie było to samo, co
móc obejrzeć go gołym okiem. Tym bardziej że jeszcze niedawno nie spodziewał się
podobnej okazji w przewidywalnej przyszłości.
W porównaniu z jego okrętem flagowym, superdreadnoughtem
Benjamin the Great
,
krążownik był niewielki, ale i tak większy od krążownika liniowego klasy Reliant,
największej jednostki tej kategorii w Królewskiej Marynarce. Pozostał też zgrabny i groźny
mimo uszkodzeń. A te White Haven mógł sobie dokładnie obejrzeć, jako że pilot pinasy
zgodnie z rozkazami leciał wzdłuż prawej burty.
Hamish Alexander zacisnął zęby, widząc powyginany pancerz burtowy. W wielu
miejscach wielowarstwowy kompozyt o wielkiej wytrzymałości był stopiony, w innych wręcz
widać było, jak spłynął i zastygł w nieregularnych zaciekach. O takich drobiazgach jak
osmolenia w ogóle nie warto było wspominać. Liczba ziejących dziur w miejscach, gdzie
winny znajdować się działa, wyrzutnie rakiet czy stanowiska obrony antyrakietowej,
świadczyła dobitnie, że z uzbrojenia burtowego zostało niewiele. Podobnie jak z generatorów
osłony burtowej, choć tego akurat widać nie było, natomiast przy takich zniszczeniach nie
mogło być inaczej.
Omal nie potrząsnął głową - to, co widział, było typowe dla Honor, która nigdy nie
wróciła z patrolu bojowego nieuszkodzonym okrętem. Pojęcia nie miał, co powodowało, że
tak było, ale wiedział, że nie jest to właściwy moment do podobnych rozważań. Uśmiechnął
się krzywo i odruchowo spojrzał na chronometr - jeszcze siedem godzin i dwadzieścia trzy
minuty standardowe temu był przekonany - jak wszyscy w Sojuszu - że Honor Harrington
została powieszona. Ba, widział nagranie z jej egzekucji!
Nadal wstrząsał się na to wspomnienie. Niczego nie okazał, ale na wszelki wypadek
skupił się na innym obrazie - widzianym siedem i pół godziny temu na ekranie
łącznościowym fotela. Obrazie na wpół martwej twarzy, której nie spodziewał się już nigdy
ujrzeć.
Odetchnął głęboko, próbując zignorować kłębiące mu się w głowie niezliczone
pytania, na które nie znał odpowiedzi. Podstawowe brzmiało: jakim cudem przeżyła. Było to
tak nieprawdopodobne, że gdy tylko wieść o tym się rozniesie, wszyscy dziennikarze
Królestwa i prawdopodobnie połowa ich kumpli z Ligi Solarnej zaczną na nią regularnie
polować. Będą pytać, prosić, błagać, przekupywać i grozić każdemu, komu tylko się da, byle
tylko poznać szczegóły. Jednak w tej chwili dla niego mniej ważne było jak, a ważniejsze to,
że przeżyła.
I to nie tylko dlatego, że była jednym z najlepszych oficerów Królewskiej Marynarki i
że jej wyczyn oznaczał ni mniej, ni więcej, tylko zwycięstwo w wojnie propagandowej z
Ludową Republiką.
Poczuł lekkie drgnięcie pinasy, gdy złapały ją promienie ściągające krążownika, i
wziął się w garść. Ostatnim razem spieprzył sprawę - jakoś okazał to, co czuje do kobiety,
która przez wiele lat była jedynie jego protegowaną i wybitnym oficerem, i choć nadal nie
miał pojęcia, jak się zorientowała, ani myślał tego powtórzyć. Tamta wpadka zaowocowała
jej wcześniejszym powrotem do aktywnej służby i trafieniem w pułapkę Ludowej Marynarki.
Dla niego zaś oznaczała też dwa lata życia ze świadomością, że to przez niego zginęła.
Świadomość ta w pewien sposób ułatwiła mu zdanie sobie ostatecznie sprawy z tego,
co do niej czuł... co naturalnie niezwykle komplikowało, sprawy teraz, gdy okazało się, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]