[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANNE
ASHLE
Y
Zakazana miłość
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Marzec 1812 roku
Hrabia Yardley z bezsilną wściekłością wpatrywał się
w córkę. Niezorientowany świadek tej sceny mógłby
przypuszczać, że lekko pochylona głowa i złożone ręce
lady Sophii wyrażają skruchę, lecz ojciec nie dał się
zwieść tej pozie ani przez chwilę. Doskonale widział
iskierki migające w wyrazistych, zielonych oczach
dziewczęcia, a także złośliwy, prowokujący uśmieszek,
którego nawet nie starała się ukryć.
- A więc nie chcesz nawet rozważyć kandydatury
kawalera, który ci się oświadczył - powtórzył po raz ko­
lejny sir Thomas, ciągle jeszcze starając się hamować
wzburzenie. Każda inna młoda kobieta szalałaby z ra­
dości, gdyby otrzymała cztery propozycje małżeństwa
w ciągu zaledwie dwóch tygodni od przybycia do Lon­
dynu. Ale jego Sophii nie sposób dogodzić!
Obrócił się na pięcie, przeszedł przez pokój i wpa­
trzył się niewidzącym wzrokiem w okno.
- Czy mogę przynajmniej zapytać, dlaczego po­
wzięłaś taką niechęć do lorda Vale'a?
- Och, nie czuję do niego niechęci, papo - pospie­
sznie zapewniła go niesforna latorośl. - Po prostu nie
znam go na tyle długo, by wyrobić sobie o nim opi­
nię.
- W takim razie może powinnaś go lepiej poznać?
Wszak nie masz mu nic do zarzucenia?
Sophia, z przekornym wyrazem rozbawienia, któ­
re nadal migotało w jej oczach, odkąd dowiedziała się
o tym ostatnim pretendencie do swej ręki, nareszcie
uniosła głowę.
- Prócz tego, że stuknęła mu już czterdziestka, jest
jedynym znanym mi dżentelmenem, który jadąc po­
wozem, potrafi jednocześnie wyglądać przez oba
okna.
Jej uszu dobiegł dźwięk, podejrzanie przypo­
minający stłumiony chichot, toteż spojrzała przez po­
kój na zdumiewająco prostą sylwetkę ojca i jego sre-
brzystoszare włosy. Jak na mężczyznę, który zale­
dwie przed paroma tygodniami obchodził pięćdzie­
siąte piąte urodziny, nadal trzymał się zadziwiająco
dobrze.
- Papo, nie myślałeś chyba poważnie, że przyjmę
oświadczyny lorda Vale'a?
Rozszyfrowała go, lecz nie miał zamiaru się do te­
go przyznać.
- Zapominasz, że liczyłem sobie parę lat więcej
niż lord Vale, gdy poprosiłem o rękę twoją matkę.
- To prawda, ale byłeś uderzająco przystojnym
dżentelmenem... zresztą nadał nim jesteś. A poza
tym nie masz zeza w lewym oku.
- Dość tych wykrętów, dziewczyno! - ofuknął
córkę hrabia, starając się, by jego ukochane dziecię
nie owinęło go sobie wokół małego palca, co ku kon­
sternacji sir Thomasa zdarzało się tak często. - No
dobrze, rozumiem twoją niechęć do przyjęcia propo­
zycji lorda Vale'a, ale dlaczego odrzuciłaś Farleya?
Sophia uniosła kształtnie zarysowane brwi.
- Czyżbyś znał wielmożnego Cedrica Farleya?
Niemożliwe, papo... To mydłek.
Jeszcze raz musiał zebrać wszystkie siły, by ukryć
rozbawienie. Jego córka była bardzo szczera.
- Mogę w takim razie zapytać, jakie masz zastrze­
żenia wobec Pelhama i Neuberta?
- Para manekinów krawieckich!
- Boże wielki! Gdzie, na miły Bóg, nauczyłaś się
takich wyrażeń?
Przesadnie wysoko uniosła w górę jedną brew, da­
jąc tym do zrozumienia, że pytanie jest całkowicie nie
na miejscu.
- Od mężczyzn zamieszkujących ten dom - a od
kogóż by innego?
Hrabia, czując, że został pobity własną bronią, nie­
zbyt zadowolony pomaszerował z powrotem do biurka.
- Pogadam ja sobie z twoim braciszkiem, kiedy
tylko się na niego natknę. Musi nauczyć się powścią­
gać język w twojej obecności.
- Dowiedziałam się, że Marcus powinien tu przy­
być lada chwila i zamierza zatrzymać się w mieście
na tydzień lub dwa. Muszę powiedzieć, że niesłusznie
zamierzasz go strofować - wzięła w obronę przyrod­
niego brata - zwłaszcza że ty sam, ojcze, odzywasz
się przy mnie w sposób niezbyt parlamentarny.
Już miał odrzucić to oskarżenie, lecz po chwili na­
mysłu poniechał tego, zgarnął natomiast listy leżące
na stole i machnął nimi wymownie. Była to kores­
pondencja, którą w ciągu ostatnich dwóch tygodni
otrzymał od owych czterech nieszczęsnych konku­
rentów do ręki córki.
- Niech ci się nie wydaje, że zdołasz zbić mnie
z pantałyku, ty mała spryciaro!
Usłyszawszy tę łagodną wymówkę, uparte dziew­
czę uśmiechnęło się jeszcze bardziej promiennie, co
widząc, hrabia poczuł jeszcze większy niepokój.
- Lekceważysz małżeństwo, Sophio. Pozwól mi
zauważyć, że to bardzo poważna sprawa. Nierozważ­
ny wybór partnera ściąga nieszczęście na całą rodzi­
nę, a ja nie dopuszczę do żadnych nieprzemyślanych
kroków z twojej strony, jeżeli tylko zdołam temu za­
pobiec. A więc, powziąłem decyzję. - Urwał na
chwilę, by się upewnić, że córka słucha go z najwyż­
szą uwagą. - Nie ukrywam, że gdy wyjdziesz za mąż,
zamierzam zrobić ci zapis na sporą kwotę. Moja hoj­
ność nie jest jednak bezwarunkowa. Jeśli wyjdziesz
za mąż bez mojej zgody, licz się z tym, że nie otrzy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl