[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 

 

 

 

 

LINDSAY MCKENNA

 

Niezwyczajna dziewczyna

PROLOG

31 grudnia, godzina 16.00

Morgan, cóż za wspaniała niespodzianka! To najpiękniejszy prezent noworoczny! - Laura Trayhern podziwiała luksusowy apartament w hotelu Hoyt. Posłała buziaka mężowi, który stał obok z dumnym uśmiechem. - Zupełnie się tego nie spodziewałam! - wykrzyknęła, rzucając mu się na szyję.

Przed chwilą przyjechali prosto z lotniska w Los Angeles. Wynajęcie luksusowego apartamentu było niespodzianką, tak samo jak plan Morgana, by spędzić tu sylwestra i Nowy Rok.

Morgan otoczył żonę ramionami. Na widok uroczego uśmiechu na twarzy tej filigranowej blondynki ogarnęła go fala czułości. Kiedy obsypała pocałunkami jego szyję, policzek, a w końcu usta, podniósł ją w górę i obrócił się wkoło. Figura taneczna godna Freda Astaire'a sprawiła, że zakręciło mu się w głowie, postawił więc ją z powrotem na miękkim, białym dywanie i rzekł:

- Szczęśliwego Nowego Roku, kochanie. Chciałem, żeby to była niespodzianka...

Wygładzając dłońmi długą do kostek spódnicę i obciągając różowy sweterek, Laura rozejrzała się po pokoju.

- Hoyt... Słynny pięciogwiazdkowy hotel! Od zawsze marzyłam, żeby go zobaczyć! To tu w latach trzydziestych i czterdziestych śmietanka Hollywoodu bawiła się na przyjęciach, które opisywały potem wszystkie gazety... Wiem, że na dole jest piękny, mahoniowy bar z mosiężnymi okuciami, przy którym siadywał Clark Gable. Przychodziło tu tez wielu sławnych pisarzy... - Popatrzyła na męża, który zgodnie ze swobodną, kalifornijską modą miał na sobie jasnoczerwoną koszulkę polo, granatowy sweter i beżowe spodnie. - Czuję się jak w cudownym śnie, Morgan - powiedziała, przechadzając się po najlepszym apartamencie w całym hotelu.

Laura wiedziała, że apartament Króla Słońca na ostatnim piętrze, urządzony biało - złotymi meblami w stylu Ludwika XIV, musi być bardzo drogi. Czuła się w nim jak w pałacu. Gładząc koniuszkami palców komodę ze szlachetnego drewna, wyjrzała przez okno. W oddali widoczne było centrum. Wyraźnie widziała ponurą, brązową łunę smogu, zawsze wiszącego nad miastem.

Czternaście pięter niżej potężne, dostojne palmy kołysały się majestatycznie na wietrze. Przypominały jej wyprężonych na baczność strażników. Kalifornia była tak cudownie ciepła w porównaniu z ich lodowato zimnym rodzinnym Philipsburgiem w stanie Montana, który opuścili zaledwie kilka godzin wcześniej. Tu nawet pod koniec grudnia wciąż było dwadzieścia stopni.

Poczuła za sobą Morgana. Objął ją ramionami i przyciągnął do siebie.

- Wszystkiego najlepszego po świętach - mruczał, całując jej złociste włosy, które przypominały mu bajkę c warkoczach Roszponki. Kiedy Laura podniosła głowę i posiała mu podekscytowany uśmiech, serce przepełniała mu radość.

- Nie mogłam w to uwierzyć, Morgan! Kiedy na tej uroczystości w Perseuszu wręczyłeś mi kopertę, nigdy bym się nie domyśliła, że znajdę w niej bilety lotnicze i rezerwacje w hotelu Hoyt! - Westchnęła z zadowoleniem i odwróciła się, wtulając się w jego silne ciało. - Cóż za wspaniały prezent! Od dawna marzyłam, by tu przyjechać i zobaczyć ten zabytkowy budynek, a potem dokładnie go opisać.

Morgan skinął głową.

- Wiem, że ostatnio mieliśmy mnóstwo pracy. Perseusz zajmował mi o wiele więcej czasu, niż się spodziewałem. - Po latach małżeństwa i wychowaniu czwórki dzieci Laura wciąż miała w sobie młodzieńczy entuzjazm i czułe serce. Ta cecha nie przestawała go zadziwiać. Wiele razy tylko dzięki niej udało mu się wylizać z ran, odniesionych w czasie służby w oddziałach piechoty morskiej, zwłaszcza pod koniec walk w Wietnamie

Kiedy spotkał ją po raz pierwszy, Laura mieszkała w Waszyngtonie i pracowała jako historyk i autorka książek, głównie o tematyce wojskowej. Morgan był właśnie na lotnisku, kiedy zobaczył, jak Laurę potrącił samochód. Ten wypadek zetknął ich ze sobą i na zawsze zmienił ich życie. Przez te lata miewali i trudne chwile, ale dzięki nim ich miłość stawała się tylko coraz silniejsza. Nawet wtedy, gdy najstarszego syna, Ja sona, porwali handlarze narkotyków, ona potrafiła stawić temu czoło.

Morgan znał dobrze miłość Laury do zabytkowych budynków i badań historycznych. A ponieważ Hoyt był jednym z ostatnich zachowanych luksusowych hoteli z lat dwudziestych, wiedział, że pobyt tu sprawi jej wielką radość. Od dawna chciała odpocząć od tematyki wojskowej, o której wciąż pisywała od czasu do czasu, choć była matką i panią domu. Wiedział, że marzyła o napisaniu artykułu o pamiątkach szalonych lat dwudziestych.

Połączymy przyjemne z pożytecznym - powiedział. A widząc, jak jej twarz pochmurnieje, dodał szybko: - Zgoda, więcej przyjemności i tylko trochę obowiązków.

- Niech zgadnę - powiedziała z przekornym uśmiechem, przytulając się do niego mocniej i obejmując go w pasie. - Camp Reed, największy obóz piechoty morskiej w południowej Kalifornii, jest stąd o rzut kamieniem, nie więcej niż trzydzieści kilka kilometrów. Pewnie chcesz się tam trochę rozejrzeć, mam rację? Porozmawiać z generałem o oddziałach i pojedynczych żołnierzach, których przydzielono do tajnych operacji Perseusza?

- Tak. - Morgan wciągnął powietrze, rozkoszując się fiołkowym zapachem jej włosów. - Zanim zaczniemy świętować Nowy Rok, mam umówione dwa spotkania. Najpierw, pierwszego stycznia, muszę się spotkać z generałem Wilsonem.

- Głównodowodzącym Camp Reed?

- Tak. To właściwie grzecznościowa wizyta, kochanie. Chcę mu podziękować za całą dotychczasową pomoc i za to, że w zeszłym roku przysłał mi swoich żołnierzy.

- I rzeczywiście nie zamierzasz przygotowywać żadnych nowych misji?

Laura wiedziała, że Morgan nie lubi marnować czasu. Starał się jak najlepiej wykorzystać każdą minutę. Bóg jeden wie, ile tysięcy kilometrów pokonał, odwiedzając swoich żołnierzy rozproszonych po całym świecie, wysłanych na ryzykowne akcje, podczas których ratowali życie wielu ludziom.

Potrząsając głową, pocałował ją w czubek nosa.

- Nie, ten jeden raz spotkam się z nim tylko po to, żeby wypić drinka w kantynie i powspominać dawne czasy. No i oczywiście złożyć życzenia świąteczne i noworoczne.

- Zgoda. Wiem, że w hotelu odbędzie się bal sylwestrowy, i nie zamierzam iść na niego sama. Tymczasem się rozejrzę, porozmawiam z dyrektorem tego wspaniałego hotelu i zrobię kilka zdjęć. Czas zacząć zbierać materiały do artykułu. Już wiem, które pismo bardzo chętnie go opublikuje. Albo może lepiej odpocznę? Wezmę gorącą kąpiel...

- Nie ułatwiasz mi wyjścia... - wtrącił Morgan. Uśmiechnęła się przebiegle.

- Mam taką nadzieję, Morganie Trayhernie. Po pięciu dniach zabawiania kilkudziesięciu gości na naszym bożonarodzeniowym przyjęciu zasłużyliśmy sobie chyba na małe sam na sam. Nie uważasz?

Przeczesując palcami jej lśniące złote włosy, odparł:

- Zdecydowanie.

Gdy Laura przypuszczała na niego ten słodki atak, nie potrafił zebrać myśli. Dobrze wiedziała, jak sprawić, by przestał myśleć o pracy. Mimo wielu lat małżeństwa jego miłość wciąż była równie silna, jak na początku, a pożądanie - jeszcze mocniejsze.

- Zgoda, pójdziemy razem na bal i zaczniemy wspólnie nowy rok. Na razie wspomniałeś o dwóch spotkaniach, na które jesteś umówiony. Co jeszcze zaplanowałeś na te pięć dni, które mamy tu spędzić?

Pod badawczym spojrzeniem żony policzki oblała mu fala zdradliwego gorąca.

- Nie potrafię niczego przed tobą ukryć, prawda? Kiedy wrócę z Camp Reed, muszę się jeszcze spotkać z kimś tu, w hotelu, dosłownie na chwilę.

Parskając śmiechem, Laura wyśliznęła się z jego objęć. Wiedziała, że Morgan ma wiele obowiązków. Nie chciała krzyżować mu planów, po prostu chciała znać je wszystkie.

- To prawda, kochanie. Nie potrafisz. Wiec... - stanęła przy oknie, bawiąc się ciężką bordową kotarą. - ...co jeszcze musisz załatwić?

Pocierając szczękę, odpowiedział:

- Z Wilsonem umówiłem się pierwszego stycznia o trzynastej. Przyśle po mnie helikopter, z tyłu hotelu jest specjalne lądowisko. Spotkanie powinno potrwać około godziny, a potem odwiozą mnie tutaj.

- Obsługa godna VIP - a, brakuje tylko czerwonego dywanu - zauważyła Laura.

Była pod wrażeniem. Oczywiście, Morgan kontaktował się z najwyższymi dowódcami armii, podobnie jak z prezydentem i przedstawicielami najwyższych władz, kiedy organizował nową misję. Ponieważ Perseusz już niejeden raz rozwiązywał poważne problemy tam, gdzie inni zawiedli, Morgan był grubą rybą w świecie, który zwykle pozostawał zamknięty dla cywili i osób z zewnątrz. Mimo to wciąż był skromnym człowiekiem. Laura kochała go za to. Kierował Perseuszem nie dla sławy, lecz po to, żeby pomagać ludziom na całym świecie, tam, gdzie rządy tych krajów nie potrafiły sobie poradzić. Wielokrotnie rząd federalny wykorzystywał Perseusza, choć niewiele osób wiedziało o istnieniu tej agencji. Laurze wcale to nie przeszkadzało.

- Cóż... - zaczął Morgan - udało mi się skontaktować z jednym z moich przyjaciół jeszcze z czasów Wietnamu. Nazywa się Darel Cummings, studiowaliśmy razem w akademii. Teraz jest szefem jednej z firm z Doliny Krzemowej, produkuje oprogramowanie dla Pentagonu i wojska. Zadzwoniłem do niego przed naszym wyjazdem i umówiliśmy się na szybkiego drinka w barze dziś wieczorem, o dwudziestej pierwszej. Spotkam się z nim dopiero po tym, jak zabiorę moją piękną żonę do Sali Tropikalnej na bardzo kameralną i elegancką kolację. Po rozmowie z Darrelem przyjdę po ciebie i pójdziemy razem na bal, który zaczyna się około dziesiątej. Czy akceptujesz taki plan?

Laura skinęła głową, śmiejąc się cicho.

- Jest doskonały. - Odwzajemniła namiętne spojrzenie Morgana, kiedy wziął ją pod ramię i zaprowadził do saloniku. Na stole pysznił się ogromny bukiet hawajskich kwiatów. Ogromną wazę wypełniały czerwone, różowe i pomarańczowe orchidee. To była prawdziwa uczta dla oczu. Laura wpatrywała się z zachwytem w kwiaty, podczas gdy Morgan podszedł do stalowego wiaderka i wyciągnął z niego schłodzoną butelkę szampana.

Na stole stały już dwa wąskie kieliszki. Morgan zbliżył się i powoli napełnił je musującym, złotym płynem. Lisa podziwiała delikatnie zdobione kryształowe cacka.

- Wypijmy za wizytę w hotelu Hoyt i nadchodzący nowy rok - rzekł Morgan, odstawiając butelkę do wiaderka z lodem. Podał jeden kieliszek Laurze. - Wznoszę toast za twój wspaniały reportaż. Jestem pewien, że kiedy tylko dyrektor wpuści cię do archiwów, wynajdziesz najpikantniejsze plotki o wszystkich hollywoodzkich gwiazdkach, które kiedykolwiek tu się zatrzymały. - Zaśmiał się, podniósł swój kieliszek, by trącić się z Laurą, i zaraz zauważył, że żona uśmiecha się przebiegle.

- Kochanie, ja nie szukam plotek. Interesują mnie tylko legendy o tym wspaniałym hotelu. Chcę się przekonać, czy jest w nich ziarno prawdy. - Podniosła kieliszek i wypiła łyk szampana.

Morgan sprowadził jej ulubiony szampan, pochodzący z małej winnicy o nazwie Echo Canyon w Page Springs w Arizonie. Jej właściciel, John Logan, był prawnikiem i kiedyś pracował dla rządu; wtedy właśnie poznał Morgana i się zaprzyjaźnili. Któregoś razu Morgan dostał od niego w prezencie butelkę burgunda, a Laura kompletnie oszalała na jego punkcie. Aż trudno uwierzyć, że tak wspaniałe wino pochodziło z winnicy leżącej prawie na pustyni, w pobliżu Sedony. Na tegoroczne, pięciodniowe obchody świąt Bożego Narodzenia Morgan sprowadził całą skrzynkę z Echo Canyon. Wiedział, że zdecydowanym faworytem jego żony jest lekki szampan, którego właśnie piła.

- To wyjątkowo udany rocznik - powiedziała Laura, uważnie patrząc na kieliszek i oglądając pod światło jego zawartość. - Jego wina są z roku na rok lepsze.

Morgan zaśmiał się. Sam nie miał równie wrażliwego podniebienia i nie uważał się za znawcę win.

- Według Johna to najlepszy szampan od czasu, kiedy dziesięć lat temu otworzył winnicę. Przysłał nam do Hoyta dwie butelki jako prezent z okazji Nowego Roku.

- Cudownie - odparła Laura, rozkoszując się kolejnym łykiem szampana. - Wiem, że jego wina kosztują po kilkaset dolarów za butelkę. Jestem taka szczęśliwa!

Morgan stał przy ogromnym bukiecie hawajskich kwiatów, obserwował Laurę delektującą się ulubionym szampanem i serce przepełniała mu radość. Jego żona zasługiwała na wszystko, co najlepsze, a on nie dawał jej tego tak często, jakby chciał. Praca bardzo go pochłaniała. Choć siedziba agencji i jego biuro leżało niewiele ponad pięć kilometrów od domu, często miał tak dużo zajęć, że w ciągu dnia praktycznie się nie widywali. W efekcie cały ciężar wychowywania czwórki dzieci spadł na Laurę.

Codziennie starał się przyjeżdżać do domu na lunch, żeby pobyć z nią i z dziećmi. Ich najstarszy syn, Jason, studiował w Akademii Marynarki Wojennej w Annapolis. Katy miała siedemnaście lat i w przyszłym roku planowała wyjazd do college'u. Bliźniaki Peter i Kelly skończyli dwanaście lat. To cudowny wiek i Morgan starał się jak najczęściej spędzać z nimi czas.

Spochmurniał na myśl, że za dużo pracuje. Zwłaszcza Jason i Katherine wychowywali się praktycznie bez niego.

Kiedy byli mali, nie poświęcał im dość czasu. Gdy Jason zaczął mieć problemy w szkole, a Katherine się od niego oddaliła, Morgan zrozumiał swój błąd. Laura bardzo się ucieszyła, kiedy zaczął coraz częściej miewać wolne weekendy i wysyłać swojego zastępcę Mike'a Houstona z niektórymi misjami Perseusza. Dzięki temu bliźniacy byli szczęśliwszymi i bardziej zrównoważonymi dziećmi niż ich starsze rodzeństwo.

I znów to poczucie winy. Rodzina była dla niego najważniejsza na świecie. Byli ze sobą blisko związani i chciał, żeby tak pozostało. W duchu przyrzekł sobie i Laurze, że będzie poświęcał więcej czasu jej i dzieciom. W życiu nie chodzi tylko o pracę i misje wojskowe. Zrozumiał, że ważniejsze jest bycie z rodziną, a także pomoc Laurze w wychowaniu dzieci.

Laura zdjęła buty i podeszła do okna. Zachodziło słońce.

- Morgan, spójrz, jaki dziwny kolor ma dziś niebo. Widziałeś kiedyś coś podobnego? - spytała, kiedy się zbliżył.

Popatrzył na panoramę Los Angeles, na wieżowce sięgające nieba.

- Hm.... Chyba nie. Ma taki dziwny kolor, żółtozielony czy raczej brudnożółty. Niezwykłe...

Sącząc szampana, Laura oparła się o mocne ciało Morgana. Otoczył ją ramieniem, jakby upewniając się, że będzie bezpieczna.

- Brudnożółty, to dobre określenie. To naprawdę dziwny kolor, nie wiem czemu, ale się go boję. Przecież wiele razy byliśmy w Kalifornii, ale nigdy nie widziałam, żeby niebo tak wyglądało. - Zadrżała. Poczuła, jak Morgan przyciąga ją mocniej do siebie.

- Zmarzłaś? Potrząsając głową, odparła:

- Nie, tylko... sama nie wiem, po prostu przeszedł mnie dreszcz. - Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć, i mówiła dalej: - Czy to nie dziwne? Jesteśmy w raju, w tym cudownym hotelu, w pięknym apartamencie, pijąc najlepszy szampan na świecie, a mnie nagle ogarnia przeczucie...

- Jakie? - Morgan wiedział, że Laura ma niezwykłą intuicję. Często czuła, kiedy któremuś z dzieci groziło niebezpieczeństwo, i te przeczucia zawsze się sprawdzały. Zmarszczył brwi i pocałował ją w czoło.

- Ja... Sama nie wiem, Morgan. To takie dziwne.. - Zmusiła się do uśmiechu, ale w jej oczach czaił się smutek. - Może powinniśmy zadzwonić do domu i spytać opiekunkę, czy z dziećmi wszystko w porządku.

Puścił ją i skinął głową.

- Jasne, zadzwoń. - Przepuścił ją przed sobą na kwiecistą kanapę, przy której stał stylowy, elegancki telefon.

Wracając wzrokiem do przedziwnej łuny na niebie, słuchał, jak Laura rozmawia z opiekunką. Niebo przecinała wstęga smogu w kolorze ciemnego brązu. W dolinie Los Angeles, rozciągającej się na osiemdziesiąt kilometrów z południa na północ i około pięćdziesięciu z zachodu na wschód, mieszkały miliony ludzi. To jedno z najgęściej zaludnionych i najbardziej zanieczyszczonych miejsc w całych Stanach Zjednoczonych. Wszyscy marzyli o kolorowym życiu w słonecznej Kalifornii, gdzie zawsze dopisuje pogoda i nigdy nie pada śnieg. Morgan nie dziwił się tym ludziom, którzy ściągali tu z całych Stanów. Los Angeles miało wiele zalet. No i oczywiście, było jeszcze Hollywood. A dla dzieci - Disneyland. Miasto Aniołów miało wiele do zaoferowania.

Słuchając rozmowy, nie zauważył w głosie Laury niepokoju. Sączył powoli szampana i obserwował dziwny spektakl za oknem. Niebo miało teraz kolor intensywne żółci, najdziwniejszy, jaki widział w całym swoim życiu. Przeszukiwał pamięć, ale nie przychodziło mu do głowy żadne wyjaśnienie tego niezwykłego zjawiska.

- W porządku - westchnęła Laura, odkładając słuchawkę. - Dzięki Bogu, nic się nie dzieje. Julie mówi, że bliźniaki czują się znakomicie.

Morgan spojrzał na żonę i zobaczył ulgę w jej oczach. I ,aura kochała dzieci i była dla nich wspaniałą matką.

- To dobrze - odparł. - Chcę, żebyś cieszyła się urlopem. - Ujął silnymi dłońmi delikatne, wąskie ramiona Laury i przyciągnął ją do siebie. Nie opierała się, a jej błękitne oczy przybrały znów ten zamglony wyraz.

- Przecież mnie znasz. Jeśli chodzi o dzieci, zawsze martwię się byle czym. Tak to jest z rodzicami. Oboje o tym wiemy.

Skinął głową.

- Wiem - szepnął, całując jej jedwabiste włosy. - Może kiedy zejdziemy na kolację, spytamy kelnerkę o to, co dzieje się dziś z niebem.

- Lepiej tego nie róbmy! Pewnie uzna nas za skończonych prowincjuszy i będzie miała niezłą zabawę.

...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl