[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lucy Gordon
Lato w Rzymie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Jeszcze tylko trochę... Zaraz będę bezpieczna. Tylko błagam, niech mnie
nie złapią... - szeptała bezgłośnie.
Pociąg pędził z cichym, jednostajnym dudnieniem, i choć miał niewielkie
opóźnienie, wciąż mogła zdążyć na rzymskie lotnisko i złapać samolot do domu.
Jeszcze tylko sto kilometrów. To tak niewiele... ale pod warunkiem, że policja
nie widziała, jak wsiadała do tego pociągu. Cały czas szła z opuszczoną głową i
jak dotąd nikt jej nie zaczepił, choć wciąż nie czuła się bezpieczna. Może już
nigdy tak się nie poczuje? Człowiek, którego kochała i któremu ufała, zdradził
ją, rzucił lwom na pożarcie, by ocalić własną skórę. Nawet jeśli zdoła wyjść z
tego bez szwanku, nic nie będzie już jak dawniej. Świat okazał się nieprzyjazny
i zły, nikomu nie wolno ufać...
Ktoś przeszedł obok niej, więc pospiesznie wyjrzała przez okno, niby to
podziwiając widoki słonecznej Italii. Odetchnęła, by się uspokoić, lecz gdy
zerknęła na korytarz, dostrzegła dwóch umundurowanych mężczyzn.
Policja!
Żadnych nerwowych ruchów, poleciła sobie. Stoisz i podziwiasz
pejzaże...
Zachodziła przy tym w głowę, jakim jej rysopisem mogą dysponować
władze. Pewnie mniej więcej takim:
Sarah Conroy zwana Holly, około trzydziestki, wysoka, szczupła,
niebieskie oczy, krótkie brązowe włosy, znaków szczególnych brak.
Tak wyglądało mnóstwo kobiet. To dobrze. W tym upatrywała swojego
ratunku.
Ruszyła niespiesznie korytarzem, po chwili przeszła do wagonu pierwszej
klasy. Zza odchylonej zasłonki jednego z przedziałów mała, najwyżej
ośmioletnia dziewczynka wpatrywała się z zaciekawieniem w Holly.
- 1 -
Błyskawicznie podjęła decyzję. Weszła do przedziału i zasunęła zasłonkę.
Siedząca w rogu młoda kobieta podniosła głowę, żeby coś powiedzieć, ale
Holly ją uprzedziła:
- Proszę mi pomóc. Muszę tu posiedzieć jakiś czas. - Zdała sobie sprawę,
że, po pierwsze, zabrzmiało to nader dramatycznie, a po drugie, powiedziała to
po angielsku. Zanim zdążyła po włosku i w złagodzonej wersji powtórzyć swoją
kwestię, dziewczynka powiedziała płynną angielszczyzną:
- Dobry wieczór,
signorina.
Miło mi panią poznać. - Uśmiechnęła się
uroczo i wyciągnęła na powitanie rękę.
Zaskoczona Holly potrząsnęła małą dłonią.
- Mnie również jest bardzo miło.
- Nazywam się Liza Fallucci. A pani?
- Holly - odparła, starając się zrozumieć, co tu się właściwie dzieje.
- Jest pani Angielką?
- Tak.
- Och, to cudownie! - Dziewczynka uśmiechała się tak promiennie, jakby
właśnie ktoś obdarował ją wymarzonym prezentem.
Pociąg gwałtownie zahamował i Liza omal nie spadła na podłogę, jednak
młoda kobieta zdążyła przytrzymać ją ramieniem.
- Uważaj,
piccina.
Twoja noga jeszcze nie jest całkiem zdrowa.
Dopiero teraz Holly zauważyła, że dziewczynka miała usztywnioną nogę,
a kiedy się poruszała, musiała chwytać się siedzenia.
- Nic mi nie jest, Berto.
- Zawsze tak mówisz i robisz wszystko zbyt szybko. Jestem tu, żeby ci
pomóc.
- Nie chcę, żeby mi ktoś pomagał - upierała się mała.
Odwróciła się, żeby usiąść, ale gdyby Holly jej nie podtrzymała, zapewne
wylądowałaby na podłodze. Liza wsparła się na jej ramieniu i usadowiła
wygodnie w fotelu.
- 2 -
Berta uśmiechnęła się, najwyraźniej niezbyt przejmując się humorami
podopiecznej. Była to młoda, dobrze zbudowana kobieta z pogodną i dobrotliwą
twarzą.
- Bardzo przepraszam - zaczęła Holly.
- Nic się nie stało - zapewniła ją po angielsku Berta. -
Piccina
często jest
na mnie zła. Denerwuje ją, że ma chorą nogę. Jestem jej pielęgniarką.
- Nie potrzebuję pielęgniarki - zaoponowała Liza. - Jestem już zdrowa.
Z całą pewnością to dziecko miało swoje zdanie i trudno było je
przekonać, że się myli. Jednak Holly w tej chwili widziała w niej swoją
wybawicielkę.
-
Forse, ma...
- Berto, dlaczego mówisz po włosku? - przerwała opiekunce Liza. - Ta
pani jest Angielką i nie rozumie.
- Mówię trochę po włosku...
- Nie, nie! - gwałtownie przerwała jej dziewczynka.
- Anglicy nigdy nie rozumieją innych języków. Nigdy! - oznajmiła
zdecydowanie. - Będziemy rozmawiać po angielsku. - Spojrzała groźnie na
Bertę, wyraźnie żądając posłuchu.
- Skąd przekonanie, że Anglicy nie mówią w innych językach?
-
Mamma
mi tak powiedziała. Była Angielką i mówiła po włosku tylko
dlatego, że długo tu mieszkała. Ona i tata mówili w obu językach.
- Teraz rozumiem, dlaczego tak ładnie mówisz po angielsku.
Liza rozpromieniła się.
- Z mamą rozmawiałam tylko po angielsku.
- Rozmawiałaś?
-
Signora
zmarła - oznajmiła miękko Berta.
Holly poczuła, jak drobna dłoń zacisnęła się w jej dłoni.
- Obiecała, że mnie zabierze do Anglii - wyznała cicho Liza. - Na pewno
kiedyś tam pojadę.
- 3 -
- Myślę, że by ci się spodobało.
- Proszę mi opowiedzieć o Anglii. Jaka jest? Bardzo duża?
- Mniej więcej takiej wielkości jak Włochy.
- Zna pani Portsmouth?
- Tylko trochę. To na południowym wybrzeżu, a ja pochodzę z Midlands.
- Ale była tam pani?
- Kiedyś spędziłam tam trochę czasu.
- Widziała pani łodzie?
- Nawet żeglowałam.
- Moja mama mieszkała w Portsmouth i też żeglowała. Mówiła, że to
najwspanialsze uczucie pod słońcem, kiedy się płynie łodzią po morzu.
- Bo tak jest. Czujesz na twarzy podmuch wiatru i patrzysz, jak dziób
rozcina fale. Za tobą zostaje brzeg, znika za horyzontem, a ty jesteś wolna jak
ptak...
- Niech mi pani o tym opowie - błagała Liza. - Wszystko, wszyściutko.
Niełatwo jej było prowadzić swobodną rozmowę, gdy wciąż z
niepokojem myślała, co dzieje się na korytarzu. Zmusiła się jednak i
opowiedziała małej o żeglowaniu. I to nie tylko dlatego, że widziała w tym
swoją szansę. Chodziło także o Lizę. Dziewczynka patrzyła na nią błyszczącymi
oczami i chłonęła każde jej słowo. Spontanicznie zapragnęła przysporzyć temu
dziecku tyle radości, ile tylko była w stanie.
Nie pamiętała wiele ze swego pobytu w Portsmouth, ale od czego jest
wyobraźnia? Ważne, by stworzyć małej iluzję, której tak bardzo potrzebowała.
Znalazła kogoś, kto przypominał jej matkę i szczęśliwe chwile, jakie z nią
spędziła. Holly nie chciała jej tego zepsuć.
Liza łapała wszystko w lot, co jakiś czas dopytywała o szczegóły.
Gdy w pewnej chwili Berta spojrzała nerwowo na drzwi, Holly
natychmiast poczuła niepokój.
- Zastanawiam się, kiedy wróci pan sędzia?
- 4 -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]