[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->LenaKiedy wyrzucano mnie z pracy, byłam ubrana w lazurowąsukienkę Max Mara. Sprzed trzech sezonów, ale kto o tymwiedział. Nawet w piśmie modowym nie wszyscy znają sięna modzie. Zwolniono mnie przez zazdrość. Zawiść nawet.Bo czyż nie doszłabym do stanowiska naczelnej? Albo nawetgłównego dyrektora artystycznego? Na pewno. I wcale niejestem próżna. Nie jestem tylko skromna. Nie posłużono sięnawet jakimś specjalnym pretekstem. Po prostu wezwanomnie do zastępcy redaktora naczelnego, czyli do geja w zaciasnym garniturze, i ten powiedział, że „sorry cię”, ale zadużo nas kosztujesz. Po prostu. Nic nie mam do gejów, ale ci,którzy wyrzucają mnie z pracy, w naturalny sposób budząmoją nienawiść. Naczelna nawet nie pofatygowała się domnie. I szlag trafił. Miałam pracę jeszcze na jakiś tydzień, doostatniego dnia miesiąca. A potem kończyła się umowaczasowa i do widzenia. Czy czułam, że tak będzie? Wcalenie. Wręcz przeciwnie. Byłam przekonana o swojejwielkości i sprycie. Czyż nie schodziłam z drogi WielkiejSzefowej? Czy nie byłam przymilna i koleżeńska? Czy nieprzeczytałam wszystkich poradników, jak być idealnympracownikiem i osiągnąć sukces? Wreszcie czy nie byłamfantastycznie zdolna? Praca w piśmie o modzie to jest światdla wybranych. Trzeba mieć własny styl, dobre pióro imnóstwo czasu, a także uwielbiać ciuchy, ludzi z pierwszychstron kolorowych czasopism. Ja tak mam. Może poza tymuwielbieniem. Za to świetnie je udaję. Każda tak zwanacelebrytka w moim towarzystwie czuła się jak gwiazdafilmowa, nawet jeśli prowadziła teleturniej dla dzieci wporze najmniejszej oglądalności. Nie mówiąc już o osobachwystępujących w serialach, w trzeciorzędnych rolach,zwanych przez siebie aktorami. Tym potrafiłam wmówić, żemają charyzmę Roberta De Niro albo talent samej MerylStreep. Pod warunkiem oczywiście, że wiedzieli, kim są cidwoje. Wielka Szefowa przyjmowała mnie do pracy. Pytała,co potrafię. Powiedziałam, że ciężko pracuję na sukceswszystkich, i spojrzałam na nią. Zrozumiała to dokładnie tak,jak chciałam. Będę lojalna. Zawsze będę miała czas nabieganie po klubach za pieniądze redakcji i nigdy, ale tonigdy nie pomyślę o jej stanowisku. Wielka Szefowa miałana nazwisko Straszak. Zmieniła sobie na Straszewska.Słusznie, to pierwsze kojarzyło się ze strachem na wróble.Prawidłowo zresztą. Straszyła wszystkim, od wyglądu, przezwystrój pokoju, aż do specyficznego, pełnego egzaltacjizachowania. I miała na imię Kamila. I to sobie zmieniła naKamelia. Kamila Straszak vel Kamelia Straszewskawyrzuciła mnie z pracy asystentki stylistki w najlepszymkrajowym piśmie o modzie. Przeżyję. Albo nie przeżyję. Narazie pogrążam się w rozpaczy, myśląc o tym, co zrobię wnastępnym miesiącu. Poczucie klęski ogarnia mnie corazbardziej. Wynajęte mieszkanko kosztuje około pięciusetzłotych miesięcznie. To nora, ale wmawiam wszystkim, żeklimaty Pragi najbardziej mi odpowiadają. Mogłabymmieszkać w każdym miejscu, ale wybrałam to, mówiłamuparcie. Jak ktoś chciał, mógł się przekonać. Imprez nierobiłam dla zasady. Od czasu do czasu kogoś zapraszałam.Wtedy ten ktoś mógł się wdrapać po obskurnych,drewnianych schodach i wejść do mojej klitki. Miała jakieśdwadzieścia osiem metrów, w tym miejsce do spania naantresoli, kuchenkę z szafkami i łazienkę. To ostatnie tosukces na Pradze, bo bywa, że pomieszczenia zwanełazienkami znajdują się na korytarzu. Mieszkanie zostawił mikochanek. Poważnie. To znaczy jakby wynajął. Ja płacę tylkoczynsz i wszelkie opłaty, a on ma święty spokój. Inaczejpowiedziałabym jego żonie o naszych miłych schadzkach. Inie muszę mieszkać z ojcem pod Warszawą. I każdy jestzadowolony.W moim mieszkaniu pół pokoju zajmuje szafa. Ciuchy tomoja namiętność. Jestem od nich uzależniona. I od butów. Ioczywiście dodatków. Mogłabym opowiadać o tymgodzinami. Praca w „Twojej Modzie” była spełnieniemmoich marzeń. A teraz co? Czy jest jakiś sens chodzić doszefostwa i pytać „dlaczego?”. Nigdy nie walczyłam.Rodzice mnie tego nie nauczyli. Matka chciała, żebymskończyła jakieś porządne studia. Uczyła się języków. Ja nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]