[ Pobierz całość w formacie PDF ]

1. NIGDY TAK NIE MÓW...

 

 

   Dracon szedł w stronę peronu, kurczowo ściskając rączkę swojego kufra. Dłonie pociły mu się niemiłosiernie, chociaż usilnie próbował je wytrzeć o jeansy. Mijał spieszących gdzieś mugoli, wesołych i rozmawiających ze sobą nawzajem. Przechodził obok rodzin czarodziejów, którzy radośnie omawiali powrót do Hogwartu. Szczęśliwe dzieciaki biegały po zatłoczonym peronie, przekrzykując się między pohukiwaniami sów. Jeden z nich wpadł na Ślizgona, za co został gwałtownie odepchnięty i uciekł z płaczem do rodziców. Do swojej rodziny...

    Właśnie, rodzina. Z dziwnym ukłuciem gdzieś w środku blondyn patrzył na rodziców, przytulających swoje małe pociechy. Malfoy nigdy nie miał oparcia w rodzinie. Ojciec był oddanym śmierciożercą, matka również. Oboje nigdy nie mieli dla niego serca. Miłość zastępowali pieniędzmi, pieniądze podarkami...

    Dracon urodził się w rodzinie arystokratów. Wszyscy od pokoleń byli czystej krwi i trafiali do Slytherinu. Wszyscy wyniośli, podle obchodzący się z 'nieczystokrwistymi'. Co by było, gdyby Malfoy trafił do Gryffindoru? Byłaby to hańba i wstyd dla jego rodziny... Ale może wtedy miałby przyjaciół. Może polubiłby się z Potterem i Weasleyem. Wszystko potoczyłoby się inaczej. Byłby zupełnie inny. Poznałby z wieloma osobami... A przede wszystkim z NIĄ... Tak bardzo chciał ujrzeć znów jej orzechowe oczy i brązowe pukle opadające na twarz... Jej promienny uśmiech i migoczące wesołe ogniki w oczach... Chciał podejść i rzucić jakiś złośliwy tekst, byleby znaleźć się blisko niej... Lubił ją, ale trudno mu było przyznać się do tego. Nawet przed samym sobą.

 

************

 

   Ona szła, wpatrując się posępnie w ludzi przechodzących obok. Co chwila nerwowo poprawiała włosy i bluzkę, w głowie kłębiły jej się tysiące myśli. W końcu był to dzień powrotu do Hogwartu. Powrotu do jej prawdziwego życia, nauki i magii... Do spotkania przyjaciół, znajomych... wrogów...

   Właśnie. Wrogów. Tak bardzo chciała ujrzeć jego stalowe zimne oczy, uchwycić wyraz jego bladej twarzy, zobaczyć jasne blond włosy opadające mu na czoło...Wciąż trudno było jej odepchnąć od siebie te myśli. Przez prawie całe wakacje myślała o nim... O nim. Tak, o nim. Draconie Malfoyu, najgorszym z najgorszych, podłym arystokracie, zupełnie innym od niej... Tym, którzy rzucił w jej stronę tyle raniących słów, tym, który ją ciągle ranił...

   Jej uwaga zeszła na inny tok gdy ujrzała w oddali Harry'ego. Kruczoczarne włosy w nieładzie, szybki chód, charakterystyczna bluza.Tak go zapamiętała.

   - Harry!- krzyknęła w jego stronę wesoło.

   Chłopak szybko się odwrócił, a gdy tylko ją zobaczył, twarz rozjaśnił mu uśmiech. Pomachał jej w odpowiedzi i szybko ruszył w jej kierunku. Gdy już był przy niej uśmiechnął się jeszcze szerzej.

   - Cześć - powiedział.

   - Witaj - Hermiona wyszczerzyła zęby w odpowiedzi. - Jest Ron...?

   - Nie wiem, nie widziałem go... - odparł Harry wpatrując się w Gryfonkę z lekkim podziwem.

   - Co? Mam tutaj coś?- spytała dziewczyna, pokazując na swój nos.

   - Nie... - roześmiał się Wybraniec, mimowolnie mierzwiąc sobie włosy. - Po prostu... ładnie wyglądasz.

   Faktycznie, Hermiona zmieniła się. Tego lata ostro wzięła się za siebie. Włosy już nie były splątane i zaniedbane. Twarz nabrała wyrazu, usta wydatności, zaokrągliła się też w kilku miejscach i nabrała kobiecych kształtów... Mówiąc szczerze zrobiła się ładna. Nie miała w sobie już nic z dawnej Hermiony... No... Może jedynie oczy.

    - Hej!- usłyszała nagle za sobą i aż poderwała się ze strachu. Ale uśmiechnęła się szeroko gdy ujrzała rudą czuprynę i roześmianą twarz Rona.

   - Witaj! - powiedziała wesoło.

   Rudzielec wyszczerzył do niej zęby.

   - Ale się zmieniłaś...

   - Mam nadzieję, że na lepsze?

   - No jasne. -  odparł Harry poruszając znacząco brwiami w górę i w dół.

   Hermiona wybuchła śmiechem i pomachała Ginny, która szła z Deanem pod rękę.

   - A co, oni ze sobą chodzą? - spytała się Rona.

   -Tak... zaczęli pod koniec czwartej klasy... znaczy się pod koniec naszej piątej, znaczy się kiedy oni mieli czternaście lat a my...

   - Rozumiem - Hermiona znów wybuchła śmiechem. - po prostu w te wakacje.

   -No... tak. - Ron zaczerwienił się. Czasami w jej obecności po prostu plątał mu się język. - To co, idziemy znaleźć jakiś przedział?

   - Możemy. - przytaknął Harry. - Chodźcie...

   Poszli więc w stronę Hogwart Expressu taszcząc za sobą kufry. Weszli do pociągu i niemalże natychmiast znaleźli wolny przedział. Gryfonka usadowiła się obok okna na wprost Harry'ego. Ron władował ich bagaże na półki nad nimi i opadł na fotel obok Hermiony.

   - Wiecie co? Ja zaraz wracam. - powiedziała nagle dziewczyna. - Muszę do toalety...

   - No coś ty, nie tłumacz się, tylko leć!

   - Byle szybko. I unikaj czających się śmierciożerców - zażartował Ron, wyciągając z kieszeni małą tabliczkę czekolady.

   Hermiona uśmiechnęła się w odpowiedzi i wyszła, delikatnie zasuwając za sobą drzwi.

    Pomyślała, że jest szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. To szczęście rozdzierało ją od środka... W końcu miała naprawdę dobrych przyjaciół, którzy zrobili by dla niej wszystko; kochającą rodzinę, chłopaka...

    A jednak gdy myślała o chłopaku czuła lekkie ukłucie w sercu. W te wakacje jej dobry znajomy - Jake- poprosił ją o chodzenie. Zgodziła się. Nie dlatego że był blondynem i był zabójczo przystojny. I raczej nie dlatego, że coś do niego czuła... Może po prostu chciała zobaczyć jak to jest? Zdobyć nowe doświadczenia? Odnaleźć w swoim życiu coś innego?

   Tak czy siak ilekroć o nim myślała, czuła, że musi to zakończyć. Nic do niego nie czuła. Pocałunki, od których powinna dostawać zawrotów głowy i mieć wirujące motylki w brzuchu nie wywoływały niej nic. Żadnego uniesienia. Było jej źle i czuła palące poczucie winy, że zabawiła się nim dla własnego... poczucia wartości.

   Weszła do toalety i delikatnie obmyła zaczerwienioną twarz. Wciąż było jej gorąco na myśl, że zmiana w jej wyglądzie tak spodobała się jej przyjaciołom. Może naprawdę jest ładna?

   Przejrzała się w lustrze i poprawiła włosy. Uśmiechnęła się do swojego odbicia, usta przejechała delikatnym błyszczykiem, po czym wyszła z łazienki.

I kogo ujrzała? Oczywiście, JEGO.

   Stał, trzymając ręce w kieszeniach i opierając się z nonszalancją o drzwi jednego z przedziałów. Wyglądał... wyglądał...

   "Cudownie." - przemknęło jej przez głowę.

   - Witaj Granger - powiedział Ślizgon podchodząc krok bliżej.

   - Czego ty tutaj chcesz? - syknęła dziewczyna w odpowiedzi.

   - A, widzisz... i tu cię mam. - Malfoy uśmiechnął się krzywo. - McGonagall kazała nam patrolować korytarze.

   - McGonagall? Korytarze?

   - Tak, Granger. McGonagall kazała nam patrolować korytarze. - odparł Ślizgon, przesadnie wolno przeciągając sylaby.

   - A skąd wiedziałeś, że akurat tutaj jestem? - spytała Gryfonka, nie dając się wybić z tropu.

   -Szukałem cię - odparł szybko. - Wiewiór powiedział, że to nie moja sprawa, ale Potter był bardzo pomocny... Powiedział mi, że poszłaś do toalety.

- Aha...

   Ślizgon chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Zdziwiona nawet nie próbowała się wyrwać. Chłopak przeciągnął ją na środek korytarza. Wtedy ją puścił i utkwił wzrok gdzieś między drzewami, które migotały za szybą.

 

- Tu będzie dobre miejsce, żeby patrolować korytarze.

 

   Hermiona starała się nie pokazać po sobie jak bardzo jej ulżyło. W milczeniu wpatrywała się w okno i odgarnęła kilka niesfornych kosmyków za ucho.

   - Ładnie - powiedział nagle Ślizgon.

   - Hmmm? Tak, ładnie. W tych okolicach Hogwartu jest naprawdę...

   - Nie mówiłem o Hogwarcie - przerwał jej Draco, a w jego głosie można było wyczuć rozbawienie. - O tobie.

   - O mnie? - wychrypiała Gryfonka odrywając wzrok od okna.

   -Tak - odparł chłopak i podszedł do niej bliżej. Poczuła jak dotyka zimnymi palcami jej rozgrzanego policzka. Zgarnął kilka kosmyków na jej czoło. - Tak ci ładniej.

   Czuła na szyi jego ciepły oddech, czuła jego delikatny zapach perfum, czuła jak przyjemność wypełnia całe jej ciało... Wtedy on odsunął się od niej  i znów przystanął obok.

   Stali chwilę w milczeniu, patrząc przez okno, na migoczący za nim krajobraz.

   - Czemu to zrobiłeś? - spytała nagle Gryfonka, nie odrywając wzroku od szyby.

   - Czemu? Bo tak ci ładniej. To chyba dobrze, prawda...? - powiedział, patrząc prosto na nią.

   - Tak, ale...

   - Zmieniłem się, jeśli o to pytasz.

   - Aha...- Hermiona zamyśliła się, jakby szukała drugiego dna tych słów.

A jeśli jego zlodowaciałe serce naprawdę się stopiło? A jeśli się naprawdę zmienił?

   - Jakoś trudno mi w to uwierzyć. - prychnęła w końcu.

   -Granger, Granger, Granger... ja też jestem człowiekiem. - powiedział Ślizgon i nagle się odwrócił. Za nim para drugoklasistów kłóciła się zawzięcie. Omal nie doszło do rękoczynów, ale Malfoy w porę do nich podszedł.

   - O co chodzi?!- spytał.

   - On mi zabrał fasolki!- krzyknął jeden z dzieciaków.

   - Bo on powiedział, że mi je da!

   - Nieprawda, dałem ci tylko pieniądze a ty zgodziłeś się mi je kupić...

   Hermiona patrzyła na tę scenę z rozbawieniem. Dzieciaki.

   - Cisza!- zagrzmiał Draco. - Czyje były pieniądze?

   - Moje - odparł drżącym głosem jeden z dzieciaków.

   - No, to wszystko jasne. - Ślizgon wyłuskał z dłoni szatyna pudełko fasolek i wręczył je drugiemu. - Na drugi raz kupuj je sobie sam - zwrócił się do niego i odszedł, znów stając koło Hermiony. Wpatrywał się ponuro w okna i westchnął.

   - Łał. - powiedziała Gryfonka nagle.

   - Co?- spytał Ślizgon patrząc się na dziewczynę.

   - No... nie sądziłam, że potrafisz być taki... um... sprawiedliwy.

   - Sprawiedliwy powiadasz?- zaśmiał się chłopak. - Po prostu... to należało do tamtego dzieciaka. Chyba też byś tak zrobiła. - miał bardzo przenikliwe spojrzenie, czuła, jakby przeszywał ją nim na wskroś.

   - No tak, ale sądziłam, że ciebie, szanownego pana i arystokratę to nie obchodzi.

   Malfoy spojrzał zimno na Gryfonkę i podszedł do niej zamaszystym krokiem. Zbliżył jej twarz do swojej i spojrzał lodowatym spojrzeniem w jej orzechowe oczy, teraz napełnione strachem.

   - Nigdy tak nie mów - wysyczał i odszedł szybko zostawiając osłupiałą Hermionę samą.

2. KORKI I MALFOY?

 

    Gryfonka stała tam chwilę bez ruchu, po czym oparła się o ścianę, oddychając niespokojnie. Tak się bała gdy ON do niej podszedł. Wiedziała, że jest zdolny do wszystkiego. Mógł zrobić jej krzywdę, mógł zabawić się jej kosztem, mógł jej coś zabrać. Był Malfoyem.

   Powoli odetchnęła, ręką otarła spocone czoło. "Ale nie było tak źle." - pomyślała. "W sumie wydawał się być... miły." Pamiętała jego słowa: "Granger, Granger, Granger... ja też jestem człowiekiem." Pamiętała jego szczere spojrzenie... jego uśmiech...

    A jeśli naprawdę się zmienił? Jeśli wydoroślał i nie jest już taki jak kiedyś? Nie, to niemożliwe. Na pewno miał w tym wszystkim jakiś cel... A jeśli ktoś mu kazał? Jeśli się założył? Po prostu nie mogła uwierzyć w jego zmianę. Zwykłą, bezpodstawną zmianę. Tak nagle stał się inny?... Nie... Niemożliwe. Taki człowiek jak on nie zmienia się bez powodu...

   Te okropne myśli nie dawały jej spokoju. Tak bardzo chciała, aby się zmienił. Tak bardzo chciała, żeby ją polubił... Żeby znów mogła ujrzeć jego zimne spojrzenie stalowych oczu... Żeby go poczuć przy sobie...

   Odepchnęła na chwilę od siebie te myśli i skierowała się w stronę przedziału, w którym zostawiła przyjaciół.

    Właśnie, przyjaciół. To o nich powinna teraz myśleć, a nie o tym tlenionym idiocie Malfoyu...

    Przypomniało jej się jak w czwartej klasie Ron był wściekły, gdy poszła z Wiktorem na bal. Pamiętała doskonale ich kłótnie, jego twarz, pełną zazdrości i rozgoryczenia, swoje spojrzenie ciskające gromy. Czy to jej wina, że Krum zaprosił ją pierwszy? Że miał odwagę i nie traktował jej jak deskę ratunku?

    To ją właśnie w nich najbardziej denerwowało. Że nigdy nie zauważyli, że jest dziewczyną. I zawsze potrzebna im była tylko przy odrabianiu prac domowych. "Hermiona to, Hermiona tamto." Nigdy jej nie powiedzieli, że ładnie wygląda w danej fryzurze czy ubraniu. Nigdy nie rozmawiali z nią na wspólne tematy. Zostawiali ją w bibliotece, będąc święcie przekonanymi, że czytanie jest jej ulubionym zajęciem... A w czasie balu Ron chciał ją zaprosić dopiero wtedy, kiedy wszystkie dziewczyny były już zajęte... To ją właśnie irytowało. Że traktowali ją tylko jak... No, jak przyjaciółkę. A ona chciałaby, żeby chociaż raz dostrzegli w niej kogoś więcej, docenili jej starania. Żeby powiedzieli "Świetnie wyglądasz!" albo "Jesteś wspaniała!". Żeby ktoś dostrzegł w niej coś więcej niż tylko koleżankę. Ale dziewczynę, bez której nie mógłby żyć...

    Pragnęła miłości. Tak bardzo chciała zaznać tego nieznanego jej jak dotąd uczucia, tak bardzo chciała, żeby ktoś ją zauważył... Żeby ją ktoś docenił...

   Poczuła jak jedna samotna kryształowa łza spłynęła jej po policzku. Nie chciała wracać w takim stanie do przedziału, chociaż rękę trzymała już na klamce. Wróciła więc na środek wagonu by w samotności dalej patrolować korytarze. Patrzyła się ponuro w okna, za którymi szybko przemijały drzewa, pola, lasy, jeziora... Jeziora, w których na pewno jest zimna i lodowata woda. Zimna i lodowata jak oczy Malfoya...

   I tak jej myśli znów powróciły do tego podłego arystokraty. Chciała je wyrzucić z głowy, ale nie mogła się opędzić od natłoku myśli...

    Nagle ktoś delikatnie położył dłonie na jej ramionach. Odwróciła się szybko i ujrzała poczochrane włosy i migdałowe oczy Harrego. Uśmiechnęła się mimowolnie.

   - Muszę patrolować korytarze. - odparła, powstrzymując westchnięcie. Jej mniejsza część chciała zobaczyć Malfoya, jednak z drugiej strony cieszyła się, że przyjaciel się o nią troszczy.

   - Czy ten gnojek ci coś zrobił? - spytał Harry patrząc na jej blade dłonie i zaczerwienione oczy.

   - Nie, ja... mam alergię na kociołkowe pieguski...

   - Aha - powiedział Wybraniec z niebyt przekonaną miną, chwytając za jej zimne ręce. - Chłodno tutaj, co? - spytał i nie czekając na odpowiedź zdjął z siebie bluzę i nakrył nią Hermionę.

   Dziewczyna popatrzyła na niego i uśmiechnęła się słabo w podzięce, widząc jak na jego ramionach występuje gęsia skórka.

   - Wracajmy - powiedział i obejmując ją ramieniem, wrócili do przedziału.

 

************

 

    - Pirszoroczni, za mną! - ten jakże znany im głos niósł się echem po całym peronie. - Siemasz, Harry!- krzyknął do nich Hagrid ponad głowami piątoklasistów.

   Harry i Ron uśmiechnęli się jakoś tak krzywo i pomachali do niego.

   - To co idziemy zająć jakieś miejsce w powozach? - wesoło spytał Rudzielec.

   - Właśnie, dobry pomysł, bo niedługo zajmą nam najlepsze miejsca...

   Harry z Ronem podążyli za Gryfonką, przed którą nagle z tłumu wyłonił się Malfoy.

   - Granger, oj Granger... ile razy mam ci jeszcze przypominać, że jesteś pre-fek-tem?- spytał stukając się w odznakę na piersi. - Chodź, mamy iść zaprowadzić pierwszoroczniaków do jeziora. A ty Weasley... - spojrzał na Rona, nie ukrywając pogardy, której do niego żywił. - McGonagall kazała ci iść z Potterem.

   "Jak mogłam zapomnieć?" - pomyślała Gryfonka, uśmiechnęła się przepraszająco do przyjaciół, następnie podążyła za blondynem.

   - Czy mi się wydaje, czy zaprowadzanie pierwszoroczniaków nie jest zadaniem Hagrida? - spytała ze złością.

   - Tego przygłupa? - prychnął chłopak. - To go jeszcze nie wywalili?

   - Nie - syknęła dziewczyna w odpowiedzi.

   - Aha, no to pomyśl, że prefekci z szóstej klasy zawsze pomagają pierwszorocznym dostać się bezpiecznie do szkoły. Więc idź i pomóż temu dzieciakowi wsiąść do łodzi.

   - A ty?

   - Ja sobie postoję i popatrzę. Żartuję! - dodał szybko gdy Hermiona podniosła rękę, jakby zamierzała się do uderzenia. - Chodź.

   Podeszli do łódek i pomogli małym dziewczynkom usadowić się wygodnie.

   - Jak tam?- spytał Hagrid po chwili, gdy Hermiona przystanęła odgarnąć włosy.

   - Nic, wakacje były niesamowicie nudne - odparła Gryfonka i powróciła do przerwanej czynności, byleby jak najdalej od półolbrzyma.

    Właściwie to nigdy za nim nie przepadała. Ilekroć szli na wizytę do niego, Hermiona siliła się na uśmiech i miłe słówka, udając, że wszystko jest ok. Ale teraz miała już tego dość.

   - Co gadał przygłup? "Cholibka Hermiono, jak to się dzieje, że jeszcze jestem w tej szkole?"

   Gryfonka parsknęła śmiechem. Musiała przyznać, że Draco znakomicie udawał głos Hagrida.

   - Nie, pytał się o wakacje.

   - Aha... "Hermiono jak było na wakacjach? Niech skonam, ale przyznam, że ciebie na pewno nie pogryzły gumochłony!"

   Dziewczyna znów się zaśmiała.

   - Malfoy zamknij się, bo inaczej będę zmuszona rzucić na ciebie Silencio. - powiedziała siląc się na spokój.

   - To ciekawe, bo ja widzę że twoja różdżka jest tutaj - powiedział wyciągając zza pleców dwa drewienka. - Jedna jest moja a druga twoja.

   - Malfoy, oddawaj ją - odparła Hermiona znużonym tonem.

   - Wiesz, że w życiu nie ma nic za darmo? - Dracon uśmiechnął się drwiąco, podchodząc do dziewczyny niebezpiecznie blisko.

   - Malfoy, proszę cię.

   Ślizgon stał tuż przed nią, zbliżył swoją twarz do jej twarzy i powiedział:

   - Oddam ci twoją...

   Dla lepszego efektu zawiesił głos i spojrzał w orzechowe oczy dziewczyny.

   - ... różdżkę...

   Jego wargi niemal muskały jej malinowe usta, czuła na twarzy jego ciepły oddech. Jego męski acz delikatny zapach wody toaletowej drażnił jej nozdrza, upajał zmysły.

   - Jeśli...

   Poczuła jak wstrząsnął nią dreszcz.

   -  ... jeśli napiszesz dla mnie pierwsze wypracowanie z eliksirów jakie będzie zadane.

   Odetchnęła. A już się bała...

   - Dobra, ale oddaj mi różdżkę - powiedziała stanowczo i spojrzała mu wyzywająco w oczy.

   - A czy ja ci zabraniam ją ode mnie wziąć?- spytał Ślizgon, równie wyzywająco patrząc na Gryfonkę. - Trzymam ją za plecami, weź ją jeśli chcesz...

   Hermiona westchnęła. "Zupełnie jak z dzieckiem" - pomyślała.

   - Jak chcesz...

   Okrążyła chłopaka ale wtedy on rękę wysunął przed siebie.

   Gryfonka stanęła za nim i z uporem założyła ręce na piersiach.

   - Tak bardzo zależy ci na tym, żebym cię objęła? - spytała wpatrując się w jego plecy.

   - Czy ja coś takiego powiedziałem? Trzymam ją przed sobą, to już nie moja sprawa, jak będziesz chciała ją wziąć...

   Zrezygnowana dziewczyna znów okrążyła chłopaka tak, że stała teraz przed nim. Jego ręka z różdżką znów wylądowała za plecami.

   - Malfoy...!

   Ślizgon wzruszył ramionami patrząc wyzywająco na Hermionę.

   - Weź ją sobie.

   Gryfonka, chcąc nie chcąc, podeszła do niego na tyle blisko, że ich ciała stykały się ze sobą. Jedną ręką przytrzymała Malfoya w pasie, drugą wyłuskała różdżkę z jego rąk, ale nie puściła go z objęć. Poczuła jak jego ręce również obejmują ją w talii, podniosła głowę, patrząc mu w oczy.

   - Granger, ja po prostu wiedziałem, że tak zrobisz - powiedział, a na jego twarzy zakwitł ten jego charakterystyczny drwiący uśmieszek.

   Hermiona wywróciła oczami.

   - To idź się zgłoś do Trelawney, może ci załatwi jakąś posadę na stare lata. -

   - Dobra, dobra już... chodźmy - wywrócił oczami, podobnie jak ona i pociągnął ją za sobą.

   Wsiedli do pierwszej lepszej łódki i popłynęli w stronę Hogwartu.

   Gryfonkę porwała lawina wspomnień... przecież też kiedyś była taka mała jak dziewczynka siedząca obok niej. Była mała i bezbronna, pierwszy raz sama w świecie czarodziejów. Zupełnie nie znała nikogo ani niczego. Samotna...

   Spojrzała na zarys twarzy Malfoya, skąpany w świetle księżyca. Czy on kiedyś też się bał? Czy był równie przestraszony jak ona?

    Zastanowiła się, dlaczego oni się tak nienawidzą... No tak, gdy się poznali w I klasie, Malfoy wyskoczył do Harrego że powinien się zadawać z tymi lepszymi. Na co Ron oczywiście od razu odreagował złością... która po roku przeobraziła się w nienawiść... "Dlaczego Malfoy ma świra na punkcie czystości krwi?" - pomyślała ze smutkiem i znów na niego spojrzała. W sumie był całkiem przystojny. Ostre rysy, błękitne oczy, blond włosy... W końcu miał w sobie to coś, co pociągało dziewczyny, które gdy tylko usłyszały jego głos piszczały wniebogłosy. Ale dla niego żadna nie była tą szczególną. Dla niego dziewczyny to zabawki, które można wykorzystać a następnie zostawić na pastwę losu...

    Dopłynęli do brzegu. Hagrid i prof. McGonagall stali i liczyli wszystkich uczniów, którzy wychodzili z łódek.

   Draco pomógł Hermionie wyjść z łodzi i oboje podeszli do McGonagall.

   - Wspaniale - powiedziała i lekko rozluźniła zaciśnięte usta. - Myślałam że nie obejdzie się bez pomocy nauczyciela, że się pozagryzacie, a tu... Proszę, proszę... Dorastacie moi drodzy, dorastacie. No cóż, 15 punktów dla Gryffindoru i Slytherinu a teraz proszę iść na ucztę.

 

    Stanęli przed drzwiami do Wielkiej Sali. Hermiona spojrzała na Malfoya niepewnie po czym otworzyła drzwi i oboje weszli.

   W Wielkiej Sali rozległy się zduszone okrzyki, szepty, gwizdy. Nic dziwnego. Para najbardziej nienawidzących siebie nawzajem uczniów właśnie weszła razem na ucztę.

   Hermiona posłała ostatnie spojrzenie Malfoyowi, po czym usiadła obok Rona, przy stole Gryfonów. Draco odprowadził ją wzrokiem i usiadł między Zabinim a Crabbem przy stole Slytherinu.

   - Hermiono, możesz nam wyjaśnić dlaczego weszłaś dopiero teraz i to z Malfoyem? - spytał Ron dziwnie napastliwym tonem.

   - Jak wiecie mieliśmy zaprowadzić pierwszoroczniaków do łódek, ale trochę się nam to zeszło...

   - Aha. MhHonahall świefnie was dobfała nie ma so. - powiedział Harry z ustami pełnymi pieczonych ziemniaków.

   - Co?

   - Mówię, że McGonagall świetnie was dobrała. - odparł Wybraniec gdy już przełknął.

   - Aha - Gryfonka również zabrała się za jedzenie. Jednak przerwała, bo nagle na sali stało się dziwnie cicho. Nadszedł czas na mowę dyrektora.

    - Drodzy uczniowie!- głos Dumbledore'a niósł się echem po całej sali. - Miło mi jest was znów powitać w naszym starym dobrym Hogwarcie! Pragnę was poinformować, że w tym roku znów odbędzie się Bal...

   Na sali rozległ się wrzask podnieconych uczniów, którzy krzyczeli i gwizdali.

Dumbledore klasnął kilka razy, na sali znów zrobiło się cicho.

   - ...Ale nie wiemy jeszcze czy to będzie Bal Bożonarodzeniowy. Zbyt długo do czekania co? - Dumbledore puścił oko do uczniów. - Dzisiaj troszkę zmieniłem zasady. Pozwoliłem wam zjeść, zanim pierwszoroczni zostali przydzieleni przez Tiarę. Wszystko przez opóźnienia, związane z łodziami. Dlatego idźcie teraz do swoich dormitoriów... Prefekci zostają. Muszą zaprowadzić naszych nowych uczniów do swoich pokojów.

   Harry i Ron tylko pomachali Hermionie i skierowali się w stronę wyjścia.

    Gdy na sali było już zupełnie cicho i zostało tylko czterech uczniów, Dumbledore powiedział:

   - To głupota, żebyście siedzieli oddzielnie. Siadajcie. - profesor wskazał na stół Ślizgonów.

   "Świetnie" - pomyślała sarkastycznie Hermiona wstając. "Szykuje się kolejne cudowne kilka godzin z Malfoyem..."

3. PAMIĘTNIK

 

    Chcąc nie chcąc, Gryfonka poczłapała w stronę stołu Ślizgonów. Usiadła na wprost szyderczo uśmiechającego się Malfoya, obok którego siedziała ładna Krukonka, wdzięcząc się i uśmiechając słodko do niego. Chwilę potem koło Hermiony usiadł całkiem przystojny Puchon.

   - Siemka - powiedział przysuwając się bliżej.

   Hermiona spojrzała na niego z zaciekawieniem, później rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Dumbledore'a. Ten rozmawiał z prof. Trelawney i zajadał się pieczenią. Jej wzrok powędrował do Malfoya, który utkwił w niej swoje zimne spojrzenie stalowych oczu.

   - Witam - powiedziała do Puchona po chwili.

   - Nie wiem czy mnie znasz, jestem Cormac McLaggen. - przedstawił się chłopak.

   Na oko miał sympatyczny wyraz twarzy, miał krótkie kręcone włosy i był najwyższym chłopakiem jakiego Hermiona dotąd spotkała. (No, może nie licząc Freda i Georga).

   - Nie znam... - wymruczała Gryfonka przysuwając się w stronę chłopaka. - ... ale może się to zmienić. Jestem Hermiona Granger.

   Dracon oglądał tę scenę z lekkim rozbawieniem i... złością? A może zazdrością?

   - Aha, jesteś tą Hermioną? Która jest niemal tak mądra jak Dumbledore i przyjaźni się z Potterem?

   Malfoy omal nie prychnął gdy dziewczyna zarumieniła się gwałtownie.

   - Tak... ale z tą mądrością to chyba przesadzasz... - odparła i uśmiechnęła się, ukazując białe zęby.

   Ślizgon przyłapał się na tym, że się w nią wpatruje. Zrobiła się ładna. Twarz, choć zarumieniona i było na niej kilka piegów, nabrała jakiejś szlachetności, wydatności. Usta nabrały kształtów. "A tak byłem blisko..." - pomyślał ze złością, przypominając sobie scenę nad jeziorem. "Poprosiłem ją o to głupie wypracowanie!"

   Tak naprawdę, młodemu arystokracie inna zapłata chodziła po głowie... wtedy tak trudno było mu to powiedzieć... Ale nie mógł się do tego przed nią przyznać!

   I do tego zęby. Białe i proste, już nie takie, jakimi ją obdarzył kilka lat temu. "Widocznie uleczyła się u tej postrzelonej pielęgniarki." - pomyślał i znów na nią spojrzał. Była całkowicie pochłonięta McLaggenem i co chwila nachylała się do niego.

   "Więc to tak ze mną pogrywasz, Granger?" - pomyślał Malfoy z drwiącym uśmieszkiem na twarzy i przysunął się do Krukonki.

   - Hej - powiedział i spojrzał na nią, nadal uśmiechając się drwiąco.

   - Cześć - odparła Krukonka, uśmiechając się zalotnie do Ślizgona i mrugając ślicznymi oczami. - Jak ci na imię?

   - Dracon. Dracon Malfoy.

   - Jessica. - powiedziała i wyciągnęła do niego swoją dłoń. Chłopak uścisnął ją lekko i przysunął się jeszcze bliżej.

   - Młoda, masz chłopaka?

   - Nie - odparła uśmiechając się jeszcze bardziej zalotnie a zarazem tajemniczo.

   - Może będziesz miała... - powiedział z kpiącym uśmieszkiem na twarzy i obejmując ją ramieniem. - Spotkamy się dziś wieczorem?

   - Jasneee... - wymruczała i pocałowała go w policzek.

   Hermiona spojrzała na niego z pogardą. Chwilę później skierowała wzrok na jego towarzyszkę, która uśmiechała się z wyższością.

   "Żałosne. Ciekawe, którą z kolei już zabawką jesteś?" - pomyślała z dziwnym smutkiem... Ale.. I nutką zazdrości?

    - Witajcie. - Gryfonka nawet nie zorientowała się, że obok nich stanął Dumbledore. - Pierwszoroczni zaraz tu wejdą, minie Ceremonia Przydziału, następnie będzie uczta dla nich. Przez cały czas będziecie musieli pilnować porządku wśród uczniów. Po tym wszystkim musicie zaprowadzić ich i wskazać im gdzie śpią. Dobrać ich po kilka osób do wolnych dormitoriów.

   - Dobrze, rozumiemy - odparł Cormac, nie odrywając wzroku od Hermiony.

   - Doskonale. - Dumbledore z uśmiechem na twarzy powrócił do stołu nauczycielskiego i akurat w tym momencie do sali weszła McGonagall prowadząc przerażony tłum uczniów wprost do stołka, na którym była położona stara i połatana tiara przydziału.

 

    Po skończonej uroczystości Hermiona ruszyła w stronę młodych Gryfonów i powiedziała powoli:

   - Witajcie, nazywam się Hermiona Granger. Jestem prefektem naczelnym i mam za zadanie zaprowadzić was do waszego dormitorium. Chodźcie za mną.

   Spojrzała z wyższością na Malfoya który tylko rzucił krótkie pogardliwe spojrzenie pierwszorocznym i rzucił:

   - Za mną.

   Hermiona prychnęła.

   - Czego, Granger?

   - Nic, zastanawiam się jak ktoś taki tępy jak ty mógł zostać prefektem.

   - Och, zamknij sie, szlamo - warknął Ślizgon w odpowiedzi, po czym poprowadził pierwszorocznych w stronę lochu.

   - Chodźcie za mną - powiedziała wesoło Gryfonka w stronę uczniów, jakby nic nie usłyszała i zaprowadziła ich do Wieży Gryffindoru.

    Gdy już przydzieliła im pokoje szybko skierowała się w stronę Pokoju Wspólnego, gdzie ujrzała Harry'ego i Rona którzy siedzieli na fotelach z ponurymi minami.

   - Co jest? - spytała siadając obok Rona.

   - Spójrz tylko na plan! Na plan! - jęczał Rudzielec i podsunął jej pod nos małą karteczkę.

   Hermiona odchrząknęła i zaczęła czytać:

   - Dwie godziny eliksirów ze ...

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl