[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jacqueline Baird
Córka artysty
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Przeproszę cię teraz, Charlotte. - Ted Smyth,
właściciel prestiżowej, londyńskiej galerii sztuki
uśmiechnął się do towarzyszącej mu kobiety.
- Przyjechał kupiec, na którego czekałem, i chcę
z nim zamienić parę słów.
- Jasne. - Charlotte Summerville, córka artysty,
którego prace wystawiono w galerii, z ulgą obser­
wowała, jak znika w tłumie.
Nareszcie sama. Tęsknie zerknęła ku wyjściu.
Mężczyzna, spoglądający w jej stronę, musiał być
włoskim kupcem, na którego polował Ted. Ona sama
nie czuła się swobodnie w tym snobistycznym towa­
rzystwie i marzyła, żeby je opuścić. Moment wyda­
wał się odpowiedni, więc ruszyła w stronę wyjścia.
Jake d'Amato kupił upatrzony obraz bez targów.
Kilka godzin wcześniej przyleciał do Londynu na
spotkanie w interesach i w hotelu zauważył infor­
mację o wystawie malarstwa Roberta Summervil-
le'a. Od razu skojarzył nazwisko i pomyślał o swo­
jej przybranej siostrze, Annie.
162
JACQUELINE BAIRD
Natychmiast zatelefonował do galerii i zarezer­
wował portret.
Na miejscu okazało się, że wystawę zorganizo­
wała córka artysty. Jake miał okazję przekonać się
na własne oczy, jak mylne zdanie miała o niej Anna.
Zamiast młodej, zepsutej i egoistycznej lalki, której
się spodziewał, zobaczył bystrą kobietę interesu.
Decyzja o sprzedaży obrazów należała do niej.
Robert Summerville nie żył i rachunki z nim nie
były już możliwe do rozliczenia, ale na szczęście
zostawił córkę.
- Która z pań jest córką artysty? - zagadnął
Teda, ze stosowną dawką zaciekawienia w tonie.
- Chciałbym jej złożyć kondolencje.
I zapytać, na co przeznaczy odziedziczoną for­
tunę, pomyślał cynicznie. Właściwie nie musiał
pytać. Domyślał się, że kierowała nią zachłanność.
Co innego mogłoby skłonić córkę do wystawienia
na widok publiczny nagich portretów kochanek jej
zmarłego ojca?
Nienawidził Roberta Summerville'a, chociaż go
nigdy nie spotkał. Ale on przynajmniej miał na tyle
przyzwoitości, by trzymać obrazy w ukryciu. Jego
córka już nie. Jake byłby skłonny wybaczyć taki
krok młodej dziewczynie, pozostającej pod wpły­
wem wykonawców testamentu. Z własnego do­
świadczenia wiedział, że prawnicy potrafią bez naj­
mniejszych skrupułów sprzedać własną babkę.
Uważał jednak całkowity brak szacunku ze strony
CÓRKA ARTYSTY
163
młodej kobiety dla bohaterek portretów, a zwłasz­
cza jednej z nich, za żenujący.
Nie mógł zapobiec wystawieniu obrazów, ale nie
zamierzał rezygnować z publicznego wyrażenia
swojej opinii na ten temat.
Charlotte Summerville powinna zostać napięt­
nowana.
Zachował nieprzenikniony wyraz twarzy, kiedy
Ted rozglądał się wokoło i w końcu wskazał kobietę
w odległym końcu pomieszczenia.
- To jest Charlotte. Ta czarno ubrana blondynka
przed portretem, który pan właśnie kupił. Chodźmy,
przedstawię pana.
Zadumana nad ekscentrycznością środowiska ar­
tystycznego, Charlotte była całkowicie nieświado­
ma zainteresowania, jakie wzbudziła w jednym
z mecenasów sztuki.
Jej ojciec odniósł umiarkowany sukces jako
pejzażysta, a prywatna kolekcja nagich portretów
ujrzała światło dzienne dopiero po jego śmierci.
Kiedy rozeszły się plotki, że Robert Summerville
był kochankiem wszystkich kobiet z portretów,
nagle zyskał sławę, czy też może raczej nie­
sławę.
Choć Charlotte bardzo kochała ojca, nie mogła
zaprzeczyć, że był egocentrykiem, skłonnym do
folgowania sobie, jak niewielu innych. Wdzięk
tego wysokiego i przystojnego blondyna prawie
164
JACQUELINE BAIRD
na pewno zdołałby przekonać zakonnicę do zdjęcia
habitu. Sercem i duszą należał do bohemy i nigdy
naprawdę nie kochał żadnej kobiety, poza własną
córką.
Po śmierci matki co roku zabierał ją na kilka
tygodni do swojej francuskiej posiadłości. I to jej
zostawił cały majątek.
Charlotte znała tylko jeden z „nagich" portre­
tów, resztę odkryła, porządkując wraz z Tedem
pracownię ojca. W gruncie rzeczy istnienie obrazów
nie było dla niej niespodzianką. Już w czasie pierw­
szego pobytu we Francji po śmierci matki poznała
Jess, aktualną przyjaciółkę ojca, i polubiła ją. Które­
goś dnia przypadkowo weszła do pracowni nie­
proszona i zastała tam ojca z Jess, w niedwuznacz­
nej sytuacji. Wtedy właśnie zobaczyła portret. Od­
tąd już zawsze odsyłał aktualne kochanki, kiedy
Charlotte przyjeżdżała na wakacje, co przy jego
braku zasad moralnych, wręcz zakrawało na ironię.
Kiedy Ted zaproponował wystawę, początkowo
odmówiła. Nie potrzebowała pieniędzy. Po śmierci
dziadka prowadziła rodzinny hotel w Lake District,
który był jej domem przez całe dotychczasowe
życie. Ale potem zmieniła zdanie. Było przecież
mnóstwo ludzi, którzy pieniędzy potrzebowali.
Skontaktowała się z Jess i zaproponowała jej
obraz, do którego pozowała. To Jess przekonała ją,
by zorganizować wystawę, a pomysł Charlotte, by
uzyskanymi funduszami wesprzeć potrzebujących,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl