[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chantelle Shaw
W zamku nad Loarą
PROLOG
Sierpień
-
Oczywiście, że nie zapłaciliśmy Jean-Luco-
wi za to, by się z tobą ożenił! - wykrzyknęła
z oburzeniem Sarah Dyer. - Chociaż przyznaję,
że istotnie wchodziły tu w grę pewne bodźce
finansowe.
- Och... - wyszeptała Emily.
Nie były sobie z matką bliskie, mimo to u niej
szukała pomocy, gdy przeżywała ciężkie chwile.
Ale Sarah, zamiast okazać współczucie, wbiła
ostatni gwóźdź do trumny. Emily pomyślała, że
po tym, co teraz usłyszała, absolutnie nie może
zostać z Lukiem.
- Kochanie, musisz zrozumieć, że Jean-Luc
Vaillon nie jest podobny do innych mężczyzn.
Nie zdobywa się wielomilionowego majątku, je­
śli nie potrafi się postępować bezwzględnie. Twój
mąż jest przede wszystkim biznesmenem.
- Wiem - mruknęła Emily.
Nie trzeba jej było przypominać o tym, jak
bardzo Luc zatraca się w pracy. Mimo to jakoś
6
CHANTELLE SHAW
by się pogodziła z jego nieustannymi podróżami
służbowymi i długimi godzinami spędzanymi
w biurze, gdyby tylko mogła mieć nadzieję, że ją
pokocha.
- Emily, kłopot z tobą polega na tym, że jesteś
romantyczką - kontynuowała matka, widząc jej
smutek. - Może Jean-Luc rzeczywiście flirtuje ze
swoją sekretarką, ale to ty jesteś jego żoną i w naj­
lepszym interesie wszystkich jest, byś nią pozo­
stała. Ciąża może spowodować wielki stres - do­
dała, rzucając okiem na ogromny brzuch Emily.
- Gdy dziecko się urodzi, wszystko wróci do
normy. Zobaczysz.
Ale co jest normą? - zastanawiała się Emily.
Nie minęło wiele czasu od ślubu, a już zdążyła się
zorientować, że jej rola jako żony Luca ogranicza
się w zasadzie tylko do wspólnego sypiania. Sza­
lony seksualny pociąg, który zaistniał między
nimi od pierwszej chwili, był właściwie ich jedy­
ną formą porozumienia. Poza nim nie mieli nic.
W parku, przez który wracała do domu, było
gwarno. Całe rodziny korzystały z pięknej pogo­
dy późnego lata. Emily przyglądała się mężczyź­
nie z małym chłopczykiem, którzy puszczali lata­
wiec. W sercu poczuła szarpnięcie bólu. Jej syn
nigdy nie będzie się cieszył taką radosną zabawą
z ojcem. Co ma zrobić? Zostać i dla dobra dziecka
nie zauważać, że mąż jest niewiernym kłamcą?
Ale nawet to nie było najgorsze. Najgorsze było
W ZAMKU NAD LOARĄ
7
to, że Jean-Luc nie chciał dziecka. Jego przerażo­
ne spojrzenie, gdy dowiedział się o ciąży, i chłód,
z jakim się do niej odnosił, tylko wzmacniały jej
przekonanie, że ich małżeństwo było błędem.
Od jak dawna trwa romans z sekretarką? - roz­
myślała, coraz bardziej nieszczęśliwa. Robyn
Blake pracowała u niego od lat i od samego
początku nigdy nie przepuściła okazji, by pod­
kreślić, że z Lukiem łączy ją wyjątkowa więź. Bo
była nie tylko zwykłą pracownicą. Była także
wdową po jego bracie. Emily próbowała odpędzić
od siebie zazdrość i nie myśleć o wyraźnie wido­
cznej sympatii, jaką jej mąż darzy osobistą asys­
tentkę. Teraz jednak miała niezbity dowód, że
Robyn naprawdę jest kochanką Luca, i poczucie
zdrady było nieznośne.
A co z dzieckiem? Radość, gdy badanie USG
wykazało, że to chłopczyk, zwarzył smutek, bo
Luca nie było przy niej. Ze wszystkich cierpień,
jakie jej przysporzył, to było najgorsze. Nie pofa­
tygował się do szpitala, gdzie poszła na badanie
USG. Nie poświęcił ani chwili, by zobaczyć ma­
giczne, pierwsze zdjęcie ich dziecka, i musiała
pogodzić się z faktem, że nic go to nie obchodzi.
Nawet gdy mu powiedziała, że będą mieli syna,
jego postawa się nie zmieniła. Z każdym dniem
wydawał się coraz bardziej daleki. Jego obojętna
uprzejmość sprawiała jej wielki ból. Chyba lepiej
będzie odejść teraz, zanim dziecko się urodzi, niż
8
CHANTELLE SHAW
cierpieć, gdy się okaże, że jego ojciec ma kawał
lodu w miejscu serca.
Jeśli porzuci Luca, będzie rozpaczliwie nie­
szczęśliwa, ale pozostanie z nim mogłoby ją za­
bić, pomyślała, a z jej gardła wydarł się szloch.
A może dać mu jeszcze jedną szansę? Może
było jakieś racjonalne wyjaśnienie tego, że noc
po powrocie z Australii spędził z Robyn, zamiast
wrócić do domu, do niej? Rozpacz ją przytła­
czała.
To koniec, powiedziała sobie, zagryzając war­
gę aż do krwi. Luc jej nie kocha i, trzeba mu to
przyznać, nigdy nawet nie udawał miłości. Rewe­
lacja matki, że ożenił się z nią w ramach finan­
sowej umowy, tylko uwiarygodniła ten fakt.
A ona kochała go tak bardzo, może za bardzo.
Był jej życiem, jej racją istnienia. W tej chwili
poczuła, jak dziecko się porusza, jak nóżka roz­
piera się w jej brzuchu. Teraz ma nową rację
istnienia, napomniała się ostro.
Zatrzymała taksówkę i podała adres swojej
przyjaciółki Laury.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl