[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jayne Ann Krentz
Książę
ciemności
1
Rozdział Pierwszy
Dracula. Każda kobieta pewnie zastanawiała się, jaki jest w łóżku, nawet jeśli znalazła
się w sytuacji, gdy się przed nim broni.
Cassie Bond stała w sali pełnej elegancko ubranych gości, zerkając ukradkiem na
czarnowłosego i czarnookiego mężczyznę w czarnym garniturze, tańczącego z jej śliczną
jasnowłosą siostrą.
Justin Drake kojarzył jej się z legendarnym księciem nocy. Srebrne nitki na skroniach
świadczyły o tym, że był dojrzałym czterdziestoletnim mężczyzną. Długie ciemne rzęsy
ocieniały mu policzki. Spojrzenie miał nieodgadnione. Obserwując go, Cassie nie była w
stanie poznać, czy Drake chce pocałować Alison, czy raczej wbić kły w jej alabastrową szyję.
Dracula. Surowe rysy twarzy, jakby wykute z granitu. Nos wydatny, z lekkim garbem,
usta zaciśnięte. Ani razu nie widział, żeby Justin Drake szeroko się uśmiechał. Pewnie wolał,
by nikt nie dostrzegł śladów krwi na jego zębach. No dobrze, przyznała po chwili, czasem się
uśmiechał, ale nigdy nie był to spontaniczny uśmiech, raczej chłodny grymas.
Doskonale zbudowany, poruszał się z wdziękiem i gracją. To nienaturalne, pomyślała,
by czterdziestolatek miał tak świetnie umięśnione ciało, by w eleganckim wieczorowym
stroju emanował taką ogromną pewnością siebie, i by łagodna, beztroska Alison była nim tak
zafascynowana.
Jedyne, czego mu brakowało, to czarnej peleryny. Tak, w czarnej pelerynie narzuconej
na ramiona Justin Drake byłby wykapanym hrabią Draculą. Marszcząc gniewnie czoło,
Cassie wypiła łyk białego wina. Oj, chyba za bardzo ponosi ją wyobraźnia!
Psiakrew! Alison zachowuje się tak, jakby ją zahipnotyzował. Jakby świata poza nim
nie widziała. Czy naprawdę nie dostrzega niebezpieczeństwa? A może właśnie to ją w
Drake'u pociąga? Tak czy owak, Cassie nie zamierzała pozwolić, żeby uwiódł jej młodszą
siostrę. Przeszkodzi mu w zalotach. Facet jest zwykłym łowcą posagów, bezwzględnym
samcem, który chce wykorzystać dobroć i naiwność Alison. Ot, współczesny wampir,
współczesny Dracula.
Co jak co, ale Cassie Bond znała się na przystojnych łowcach posagów. Odruchowo
zacisnęła palce na kieliszku. Zrobi wszystko, by Alison nie stała się ofiarą jednego z nich.
2
Miejsce jej dwudziestotrzyletniej siostry jest u boku Marka Seatona, w którym zakochała się
w wieku szesnastu lat. Gdyby dwa miesiące temu Justin Drake nie pojawił się na horyzoncie,
Alison z Markiem czyniliby przygotowania do ślubu.
Westchnęła. Dziś przystąpi do akcji. Sprawy posunęły się już za daleko. Nie ma co
liczyć, że Alison się opamięta albo że Drake jej się znudzi. Prawdę mówiąc, bała się, że
wkrótce usłyszy o zaręczynach siostry.
Tak, dziś będzie ten dzień. Na szczęście udało jej się znaleźć haka na Drake'a.
Oczywiście istnieje pewne niebezpieczeństwo, ale najważniejsza jest przyszłość Alison.
Trudno, musi zaryzykować. Im szybciej ze wszystkim się upora, tym lepiej. Tylko ona może
ochronić siostrę. Ciotka z wujem wyruszyli statkiem w podróż dookoła świata, a rodzice nie
żyją.
Zaczęła przeciskać się przez zatłoczoną salę balową wynajętą z okazji dwudziestych
trzecich urodzin Alison. Większość roześmianych gości była od Cassie młodsza. Kilka par
zbliżało się do trzydziestki, ale w wieku Drake'a nie było nikogo. I nic dziwnego: to wszystko
byli przyjaciele Alison. Przyjaciół Drake'a Alison nie znała; nigdy nie przedstawił jej nikogo
ze swojego grona.
Dlaczego? Cassie uśmiechnęła się z pogardą. Dlatego że jego przyjaciele byli, tak jak
on, ludźmi nocy, którzy źle się czuli w blasku dnia.
W przeciwieństwie do Drake'a, Cassie należała do śmietanki San Francisco. Tego
wieczoru miała na sobie białą szyfonową sukienkę od jednego z najlepszych projektantów,
przewiązaną w talii wąskim paskiem, białe sandałki prosto z Włoch oraz złoty naszyjnik i
bransoletkę. Całość kosztowała fortunę, ale Cassie było na to stać.
Oczywiście ten drogi, elegancki strój kłócił się z jej prawdziwą naturą. Alison często
powtarzała ze śmiechem, że Cassie jest stworzona do noszenia dżinsów i bawełnianych
koszulek.
Dziś, na przykład, spędziła całe popołudnie w ekskluzywnym salonie fryzjerskim.
Gerard starannie przyciął i upiął jej włosy, lecz już po paru godzinach długie kosmyki
opadały jej na ramiona. Gerard pewnie by się załamał, gdyby zobaczył fryzurę swej klientki.
Nic jednak na to nie można było poradzić. Włosy Cassie zawsze odmawiały posłuszeństwa;
żyły własnym życiem.
Makijaż w delikatnym odcieniu wina i miedzi, jaki wykonała pracownica Gerarda, też
zaczynał się rozmazywać. Te same siły, które sprawiały, że żadna fryzura nie trzymała się jej
na głowie dłużej niż dwie godziny, powodowały, że szminka i cienie również znikały jej z
twarzy przed końcem wieczoru.
3
Na razie makijaż wciąż podkreślał urodę jej bursztynowych oczu. Cassie nie była
klasyczną pięknością, miała jednak mnóstwo wdzięku, inteligentne spojrzenie oraz usta skore
do uśmiechu. Wysoka i szczupła, w szyfonowej sukience wyglądała znakomicie, choć nie
najlepiej się w niej czuła. Marzyła o tym, aby jak najszybciej wrócić do domu i przebrać się w
dżinsy.
Ale jeszcze nie mogła opuścić sali balowej. Ma misję do spełnienia: musi dopaść sam
na sam przystojnego bruneta, która tak intensywnie zabiega o względy jej siostry. Dłużej nie
można z tym zwlekać.
W chwili, gdy muzyka ucichła, do pary na parkiecie podszedł jakiś mężczyzna i
poprosił Alison do tańca. Justin Drake zmierzył intruza groźnym wzrokiem, ale puścił swą
partnerkę. Przyjęcie jest na jej cześć, nie mógł innym bronić dostępu do solenizantki.
Cassie uważnie śledziła Drake'a. Skierował się w stronę odgrodzonej szybą ustronnej
salki, w której przygotowano miejsca do siedzenia dla osób zmęczonych tańcem. Jedną ręką
podtrzymując dół długiej sukni, w drugiej ściskając kieliszek, Cassie podążyła jego śladem.
W salce paliły się jedynie małe lampki przypominające świece. Po wyjściu z jaskrawo
oświetlonej sali balowej Cassie przystanęła na moment, żeby wzrok przystosował się jej do
mroku. Po chwili na tle okna, za którym migotały światła miasta, zobaczyła ciemny zarys
sylwetki Drake'a. Spotkali się już dwukrotnie, ale nigdy dłużej z sobą nie rozmawiali.
- Panie Drake...?
Stał bez ruchu, zatopiony w myślach; a może podziwiał rozświetloną panoramę San
Francisco?
- Justin, Cassie - powiedział cicho, nie odwracając się. - Zważywszy na okoliczności,
myślę, że możemy sobie mówić po imieniu.
- Na okoliczności, panie Drake? - Pokonując wewnętrzne opory, Cassie weszła głębiej
do salki.
Nagle uświadomiła sobie, że są sami. Ale to dobrze; przecież chciała porozmawiać na
osobności. Szantażu nie uprawia się na oczach widzów.
- Masz zamiar grać rolę starszej siostry, która chroni młodszą przed zakusami
bezwzględnego podrywacza, prawda?
Wciąż stał tyłem, wpatrzony w widok za oknem, jakby światła miasta bardziej go
interesowały od niej.
- Dlaczego pan tak uważa?
Nie widziała jego twarzy, podejrzewała jednak, że gości na niej szyderczy uśmiech.
4
- Myślisz, że nie zauważyłem, jak na mnie patrzyłaś, kiedy miesiąc temu nas sobie
przedstawiano? Że nie zauważyłem błysku wściekłości w twoich oczach, kiedy weszłaś dziś
do sali?
Wreszcie odwrócił się od okna. Jej podejrzenia co do szyderczego uśmiechu
potwierdziły się.
- Ale się mylisz. Moje intencje wobec twojej małej siostrzyczki są jak najbardziej
szlachetne.
- Tego się właśnie obawiam.
Przez chwilę przyglądał się jej w milczeniu.
- Wiesz, gdybym cię lepiej nie znał, mógłbym przysiąc, że przez ostatnią godzinę
miętosiłaś się z jakimś facetem. Jesteś uroczo potargana, makijaż masz rozmazany ...
- Pan mnie nie zna, wypraszam sobie! - warknęła. Złościło ją, że w wieczorowym
garniturze na balu urodzinowym jej siostry Drake czuje się jak ryba w wodzie, podczas gdy
ona ...
- Tak, widzieliśmy się tylko dwa razy, ale znam się na ludzkich charakterach -
skomentował. - I wiem, że nie należysz do osób, które dałyby się obmacywać w kącie
jakiemuś napalonemu playboyowi. Jedno spojrzenie tych pięknych bursztynowych oczu
potrafi faceta przywołać do porządku.
- Z panem mi się nie udało - rzekła kwaśno.
- A więc cały wieczór wodzisz za mną wzrokiem? Zauważyłem. Ale widzisz, różnię
się od większości mężczyzn.
- Mam tego świadomość. I dlatego chciałam z panem porozmawiać na osobności.
- O Alison?
- Zgadza się - potwierdziła. Dziwnie się czuła w obecności Drake'a, jakby coś jej
groziło. Dla ochrony przed wampirem powinna była wziąć z sobą wianek z czosnku. - Przejdę
od razu do sedna. Żądam, aby zostawił pan Alison w spokoju.
- Rozumiem. - Wpatrując się badawczo w jej twarz, pokiwał z namysłem głową. - A
czy wolno spytać, dlaczego ci na tym tak zależy?
- Bo ona kocha mężczyznę, którego poznała, mając szesnaście lat. Gdyby pan się nie
pojawił i nie zawrócił jej w głowie, byliby z Markiem już zaręczeni.
- Ach tak? - Wzruszył ramionami. - Nie widziałem, aby jakikolwiek Mark się koło niej
kręcił.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]