[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sebastian Miernicki
PAN SAMOCHODZIK
I ZAMEK W BARANOWIE
SANDOMIERSKIM
90
WST
Ę
P
Stary parowiec ,,Almodovar” powoli płynął z Florydy na Kubę. Na pokładzie dziobowym stał
wysoki męŜczyzna. Jego włosy były przyprószone nitkami siwizny, która wdarła się takŜe na wąsy i
krótką brodę. Miał niebieskie oczy, z gatunku tych, które zwykłe mają wizjonerzy - zapatrzone
gdzieś w dal. Ubrany w płócienne, granatowe spodnie i krótką kurtkę marynarską wyglądał jak
stary wilk morski. Przyglądał się zielonym wzgórzom wyspy, do której zbliŜał się statek. Pogoda
nie była najlepsza, bo gdzieś na Karaibach szalał huragan. MęŜczyzna ćmił fajkę i myślał o Polsce.
Wspominał dzieciństwo spędzone u wujostwa na wsi, polowania, które tak uwielbiał, i dziewczynę
z sąsiedniego dworku. Chciał, Ŝeby została jego Ŝoną. Słał do niej listy, w których mieszały się
namiętność i relacje z miejsc, które odwiedził.
- Panie Nowicki, za dwie godziny wpływamy do Hawany - do męŜczyzny podszedł drugi
oficer z „Almodovara”. - Pan na długo zostaje na Kubie?
- Nie, chcę wynająć jacht i popływać po Karaibach - odpowiedział Nowicki. - Wie pan, gdzie
moŜna wynająć dobrą załogę?
- Przyzwoitych ludzi znajdzie pan w tawernie koło „Yacht Clubu Havana”, a takich, co
niejedno juŜ przeŜyli na tych wodach, w tawernach dzielnicy portowej. Najlepiej popytać
szynkarzy. Niech pan tylko nie bierze kapitana Latynosa.
- Czemu? - zdziwił się Nowicki.
- CięŜko się z nimi pracuje. To kwestia innej mentalności. I niech pan uwaŜa na siebie w
czasie nocnych spacerów. Samotny, biały człowiek moŜe być tu naraŜony na róŜne
niebezpieczeństwa.
- Dziękuję za radę - Nowicki ukłonił się.
„Almodovar” przybił do portu o szesnastej. Marynarze znieśli na nabrzeŜe kufer i wór z
rzeczami Nowickiego. Do podróŜnego podszedł niewysoki Latynos w białym garniturze, z
ogryzkiem grubego cygara między zębami.
- Senior Ŝyczy sobie, Ŝeby mu pomóc? - zagadnął Nowickiego.
- Szukam jakiegoś dobrego hotelu - odparł Nowicki.
Latynos pstryknął palcami i natychmiast pojawił się tragarz z wózkiem. Wrzucił na niego
bagaŜe i nie czekając na jakiekolwiek wskazówki poszedł przed siebie, przez tłum handlarzy,
podróŜnych i ciekawskich, którzy zebrali się w porcie. Nowicki zaczął przeciskać się za nim. Obok
Polaka dreptał latynoski elegant.
- Senior Ŝyczy sobie urocze towarzystwo na wieczór? - zapytał.
- Nie.
- Znam dobre kasyno...
- Nie, dziękuję.
- Senior przypłynął na połów ryb?
- Nie.
Tak doszli do samochodu. Był to mocno zuŜyty ford, rocznik 1919. W ciasnej kabinie z
trudem mogły zmieścić się trzy osoby. Paka z tyłu była akurat tak duŜa, Ŝeby pomieścić rzeczy
Nowickiego. Tragarz załadował kufer i wór i czekał wyprostowany na zapłatę. Nowicki wyjął z
kieszeni dwie ćwierćcentówki i zapłacił. Z Latynosem wsiadł do szoferki i pojechali przez
zatłoczone ulice Hawany.
- To ma być hotel luksusowy, w stylu kolonialnym czy teŜ nie dba senior o wygody? -
dopytywał się Latynos.
1
- MoŜe być luksusowy - rzucił Nowicki.
Ciekawie chłonął widok za oknem. Obskurne szare kamienice, przed którymi toczyło się
Ŝycie towarzyskie i gdzie sklepikarze wykładali swe towary. Tłumy uśmiechniętych Murzynów,
między którymi kręciły się grube matrony otoczone gromadkami kilkuletnich dzieci i powabne
dziewczyny, których skóra w świetle latarni przypominała barwą piękną, starą miedź. Po kilku
minutach krajobraz zmienił się. Wille, latarnie, neony hoteli i lokali rozrywkowych, samochody z
białymi płóciennymi dachami, tłumy męŜczyzn w garniturach i kobiet w eleganckich sukniach.
Latynos skręcił na podjazd przed hotelem. Był to budynek trzypiętrowy, z kolumnadą przed
wejściem i rozświetlonym holem. Lokaje ubrani w poprzecierane liberie nawiązywali wyglądem do
kolonialnej świetności tego miejsca. Nowicki dostał pokój na drugim piętrze, z widokiem na ogród,
w którym odbywało się jakieś party.
- Piękne miejsce, prawda, senior? - latynoski przewodnik otworzył okno i głęboko wdychał
powietrze.
- Piękne - przyznał Nowicki.
- MoŜe jeszcze w czymś mogę panu pomóc?
Nowicki duŜo podróŜował i znał ten typ ludzi. Był to typowy naganiacz, który od właściciela
hotelu dostaje parę dolarów za przysłanie klienta. Ale był to teŜ człowiek, który mógł się przydać
Nowickiemu.
- Za kilka dni chcę wypłynąć w rejs - powiedział Nowicki.
Latynos milczał czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Szukam jachtu lub kutra z dobrą załogą - dokończył Nowicki.
- Co senior ma na myśli mówiąc „dobrą”?
- Szukam odwaŜnych ludzi.
- Co senior ma zamiar z nimi robić?
- Pływać - Nowicki postarał się, Ŝeby z tonu jego głosu Latynos zrozumiał, Ŝe w swoich
pytaniach zaszedł juŜ za daleko.
- Ach tak - Latynos zamyślił się. - Niech pan przyjdzie o dziewiętnastej do „Zielonej Papugi”.
Niech pan zapyta przy wejściu o Raula. czyli o mnie. Coś wymyślę.
- Dziękuję - Nowicki wyjął z kieszeni pięć dolarów i wręczył je przewodnikowi.
- Do zobaczenia, senior - Latynos uchylił kapelusza, schował pieniądze do kieszeni i wyszedł.
Nowicki rozejrzał się po swoim apartamencie. Wygodne małŜeńskie łoŜe. adapter, toaletka z
lustrem, stolik z alkoholami, wanna w łazience. Wszystko było tu ładne, ale juŜ nieco zuŜyte.
PodróŜny wypakował z kufra garnitur, wykąpał się. ogolił i zszedł na obiad. W jadalni nieliczne
stoliki były zajęte przez pary Amerykanów. Wnętrze zaaranŜowano boksami i donicami z palmami.
W ten sposób moŜna było spokojnie rozmawiać nie przeszkadzając sąsiadom. Nowicki zamówił
cygaro, koniak i duŜy stek. W czasie podróŜy przyzwyczaił się do prostego i obfitego jedzenia. Nie
lubił wymyślnych dań. a owoców morza w szczególności. Godzinę później Nowicki wyszedł na
ulicę. W recepcji zapytał o drogę do „Zielonej Papugi” i chociaŜ proponowano mu taksówkę,
odmówił. Szedł przez elegancką dzielnicę w stronę portu. Znowu, jak za dotknięciem
czarodziejskiej róŜdŜki znalazł się w strefie egzotycznych zapachów, melancholijnych melodii
wygrywanych i wyśpiewywanych przez niewidocznych w ciemnościach grajków.
- Senior? - nagle przed Nowickim stanęła młoda dziewczyna.
Mogła mieć najwyŜej dziewiętnaście łat, W uśmiechu odsłaniała białe zęby kontrastujące z jej
pełnymi, pomalowanymi na czerwono wargami. Długie, układające się w fale czarne jak heban
włosy miękko opadały na jej ramiona Była ubrana w sukienkę na cienkich ramiączkach, sięgającą
2
jej tylko kilka centymetrów poniŜej kolan. Jej ciemna skóra lekko połyskiwała i kusząco pachniała.
Ciemne oczy przeszywały Nowickiego i przyprawiały go o dreszcze.
- Tak? - uprzejmie odpowiedział.
- MoŜe senior jest samotny?
Nowicki milczał nie wiedząc co odpowiedzieć. Myślał, Ŝe gdyby potrafił malować, gdyby
miał ze sobą aparat fotograficzny, to uwieczniłby tę piękność. W jej ruchach, gestach, spojrzeniach
wyczuwało się siłę tych wszystkich południowych tańców tak podziwianych w nowojorskich
klubach. Ta dziewczyna, zdaniem Nowickiego, powinna być podziwiana, a nie skazana na
zaczepianie męŜczyzn w tak ponurym miejscu.
- Mam tu niedaleko zaciszny pokój - dziewczyna kusiła Nowickiego
On zmusił się tylko do pokręcenia głową.
- Tylko pięć dolarów - ona nie ustępowała.
- Nie mogę - Nowicki miał przed oczami obraz kobiety, do której pisał listy.
Wiedział, Ŝe złamałby obietnicę. Gdyby uległ pokusie, to nikt by się o tym nie dowiedział, ale
on nie potrafiłby spokojnie Ŝyć ze świadomością, Ŝe dopuścił się oszustwa.
- Trzy dolary - wyszeptała dziewczyna.
- Nie - Nowicki wydusił z siebie.
- Dwa - niski ton jej głosu brzmiał bardzo zmysłowo.
- Nie mogę. Jestem zaręczony.
- Ta kobieta musi być z tobą szczęśliwa - dziewczyna smutno się uśmiechnęła. - Chciałabym
być na jej miejscu.
- Jestem pewien, Ŝe uszczęśliwisz męŜczyznę, którego pokochasz. Nie wiem tylko, czy go tu
znajdziesz?
Nowicki ukłonił się dziewczynie i ominął ją. Nie oglądał się za siebie, chociaŜ słyszał stukot
jej pantofelków, czuł jej zapach i pamiętał to spojrzenie pełne obietnic. Doszedł do przecznicy i
nagle wyrosło przed nim trzech osobników. Na pierwszy rzut oka wyglądali na rzezimieszków.
Dwóch miało noŜe, a trzeci wielki drąg.
- Senior rozmawiał z naszą koleŜanką - odezwał się jeden z nich.
- I co z tego? - zdziwił się Nowicki.
- Jej czas jest bardzo cenny.
- Tak?
Nowicki rozglądał się szukając drogi ucieczki.
- MoŜe senior da parę dolarów i pójdzie sobie spokojnie dalej?
- Nie mam w zwyczaju płacić takim jak wy.
Cios pałą miał być nagły i ogłuszający, ale Nowicki często juŜ stykał się z takimi ludźmi.
Wiedział, na co ich stać i spodziewał się tego ciosu. W czasie swych podróŜy kilka miesięcy spędził
w Japonii, gdzie nauczył się kilku sztuczek tamtejszych mistrzów. Uchylił się przed ciosem, złapał
za uzbrojoną dłoń i sprawnie ją wykręcił. Przeciwnik z jękiem upadł na chodnik, a Nowicki zdobył
jego broń. Jedno pchnięcie poniŜej mostka drugiego bandyty wystarczyło, Ŝeby ten zwinął się z
bólu. Trzeci zamachnął się noŜem, ale Nowicki zrobił unik i pałą uderzył bandytę w rękę. NóŜ
zabrzęczał na schodach kamienicy.
Nowicki przyjrzał się agresorom. Wszyscy trzej mieli dość walki, więc podróŜny zamachnął
się pałą i rzucił ją daleko od siebie.
- Pozdrówcie tę miłą panią - ukłonił się i odszedł w stronę portu.
Im był bliŜej wody, tym mocniejszy dochodził go zapach ryb i alkoholu. Widział przez
3
otwarte drzwi i okna tawern jak w środku jedzono, pito i tańczono. Były teŜ bójki podsycane przez
Ŝądnych krwi widzów.
Nowicki odnalazł „Zieloną Papugę” i wszedł do środka. Drewniany barak wybudowano nad
brzegiem wody. Taras wychodził ponad pomosty, przy których stały zacumowane łodzie rybackie.
Wnętrze było aŜ sine od dymu i cygar. Na stołach siały filiŜanki z kawą i szklanki z alkoholami.
- Senior? - do Nowickiego podszedł Murzyn, ubrany w ciemne spodnie i białą, poplamioną
koszulę. Chyba uwaŜał się za kelnera.
- Stukam Raula - powiedział Nowicki.
- Tam - kelner wskazał drzwi obok baru.
W oddzielnym pomieszczeniu był duŜy okrągły stół. Wokół niego ustawiono kilka krzeseł.
Tylko trzy były zajęte. Na jednym siedział Raul. Obok niego był męŜczyzna z obfitą rudą brodą,
ubrany w kowbojski strój, a towarzyszył mu Chińczyk w czarnych spodniach i czarnej, jedwabnej
koszuli.
- Oto senior, o którym wam wspominałem - Raul wstał, Ŝeby przedstawić gościa. - Kelner!
Rum dla seniora! - złoŜył od razu zamówienie.
- Bruce - powiedział rudobrody.
- Kim - Chińczyk ukłonił się.
- Franciszek Nowicki - Polak ukłonił się. - MoŜecie do mnie mówić Franz.
Nowicki usiadł przy stole.
- Potrzebujesz łodzi i ludzi? - Bruce pocierał ręką brodę.
- Tak - przyznał Nowicki zastanawiając się. czy Raul znalazł mu odpowiednich ludzi.
- MoŜe ja wyjaśnię - Raul zabrał głos, - Jeśli dobrze zrozumiałem, senior szukał załogi do
bardzo specjalnego zadania, a to są najlepsi, jakich moŜna tu wynająć. Senior Bruce zajmuje się
przewoŜeniem tam i z powrotem róŜnych niebezpiecznych towarów. Sława jego wyczynów jest
ogromna.
- Cicho - warknął Bruce. - Mów, człowieku, o co chodzi?
- Cel naszej podróŜy poznacie dopiero na morzu - oświadczył Nowicki.
- Nie moŜe tak być - fuknął Kim.
- A czemu tak? - zapytał Bruce.
- Chodzi o pełną dyskrecję - tłumaczył Nowicki wymownie patrząc na Raula.
- AleŜ senior! - Latynos oburzył się,
- Ilu macie ludzi?
- Jest nas ośmiu - oświadczył Bruce.
- W sam raz - Nowicki zadowolony kiwnął głową. - Jak duŜy macie statek?
- Kuter, długi na dwadzieścia metrów - mówił Bruce. - śagle i silnik.
- Świetnie - Nowicki ucieszył się, - Będziemy potrzebowali zapasów na trzy tygodnie. Macie
broń?
- Senior, to jest zabronione - wtrącił Raul.
- Nie wszędzie - mruknął Bruce. - Czego pan potrzebuje?
- Karabiny, rewolwery, dynamit.
Bruce zamyślił się, a Kim tylko zdziwiony uniósł brwi.
- Będę potrzebował zaliczki - oświadczył Bruce.
- Ile? - Nowicki sięgnął po portfel.
- Pięćset dolarów - rzucił Bruce.
Nowicki schował portfel i wyjął z kieszeni ksiąŜeczkę czekową. Wypisał czek i przesunął go
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]