[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAł 1
W końcu nadszedł długo oczekiwany pierwszy września... Hermiona właśnie otworzyła oczy, miała dziwny sen, można powiedzieć, że bardzo dziwny zważając na to, że głównym jego bohaterem był jej największy wróg... Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie z samego rana głowy Malfoyem, zwłaszcza że jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia przed wyjazdem, wczoraj przed snem przypomniała sobie jak wielu rzeczy nie zapakowała jeszcze do swojego szkolnego kufra. Nie mogła pozwolić sobie na zapomnienie czegoś, ponieważ kolejny raz pojawi się w domu dopiero na Boże Narodzenie. A przecież rodzice kompletnie nie znają się systemie komunikacji czarodziejów, z reszta jak to mugole, dlatego nie będą mogli przysłać jej zapomnianych rzeczy do szkoły.
-Czasami żałuję, że oni nie są czarodziejami, ależ ułatwiłoby mi to życie!- pomyślała wstając z łóżka.
Wiedziała, że ma nie za wiele czasu, pociąg do ukochanej szkoły odchodził z peronu 9 i 3/4 dokładnie o 11. Była 7 rano... Musiała więc zebrać się w sobie, dopakować kufer, żeby tata mógł znieść go do samochodu i przygotować sie, w końcu to dziś znów zobaczy swoich przyjaciół, za którymi tak bardzo tęskniła przez całe wakacje! Ale mimo goniącego ją czasu Jakoś nie umiała się skupić... Jej myśli krążyły wciąż wokół szarookiego blondyna...
- Czyżby tamta cyganka miała racje...? Nie, to nie możliwe, w końcu to Malfoy, on zawsze był i zawsze zostanie tylko wrednym pajacem!-myślała gorączkowo kiedy w końcu na dobre podniosła sie z łóżka.
Zaczęła dopakowywać swój kufer, kiedy usłyszała ciche pukanie do drzwi.
-Proszę!- odpowiedziała, uśmiechnęła sie kiedy do pokoju weszła mama, niosąc na tacy śniadanie dla niej- jej ulubione naleśniki! -Jesteś kochana, mamo! Ale naprawde nie trzeba było. Tak prawde mówiąc to jestem już tak rozemocjonowana zbliżającym sie spotkaniem z Ginny i reszta, że nie wiem czy w ogóle coś przejdzie mi przez gardło...
-Tak właśnie myślałam, dlatego właśnie przygotowałam naleśniki-im nigdy jeszcze sie nie oparłaś-odpowiedziała mama, przysiadając na skraju łóżka młodej czarownicy i przyglądając sie uważnie poczynaniom córki...
-Jeszcze tylko "słownik starożytnych runów" i chyba mam już wszystko-Hermiona mówiła sama do siebie, jakby w ogóle nie zauważyła obecności mamy-taaaaaaak, tylko gdzie ten słownik się podział??
-Czy to o to ci chodzi?- zapytała mama, obracając w ręce słownik do zaawansowanego tłumaczenia starożytnych runów...
-tak! dzieki mamo- Hermiona ucałowała mamę w policzek po czym wróciła do pakowania kufra. Mama jednak nie ruszyła się z miejsca. Widać było, że coś ją męczy... po krótkiej chwili znów sie odezwała.
-Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że mam w domu dorastającą czarownice!
-O czym ty mówisz mamo? Przecież rozmawiałyśmy o tym nie raz, ja lubie to co robie i to kim jestem. Nie wyobrażam sobie życia jako mug... to znaczy jako zwykły nie magiczny człowiek.
-Tak, wiem o tym. I ciesze się twoim szczęściem, ja po prostu mam na myśli to, że twoja edukacja w Hogwarcie po prostu.....nie zrozum mnie źle......ale mam wrażenie jakby TO okradało nas z czasu. Przez cały rok jesteś tak daleko od nas, my z tatą właściwie nic o tobie nie wiemy! Nie wiemy co robisz kiedy się nie uczysz, jak i z kim spędzasz swój wol.....
-Mamo, jeśli chcesz zapytać mnie czy mam chłopaka to po prostu to zrób!
-A masz?
-Nie i jak na razie nic nie zanosi się na zmianę tego stanu rzeczy, ale zapewniam cię, że jeśli coś sie zmieni to na pewno sie o tym dowiesz!
-Hermiono, chodzi mi o to, że jesteś już w takim wieku, że to zrozumiałe, że interesujesz sie płcią przeciwną, nawet BARDZO sie interesujesz...
-Mamo, czy ty starasz sie mnie uświadamiać?! Wiesz, wybacz ale na rozmowy o ptaszkach i pszczółkach to ja już jestem troche za stara!
-Co to znaczy??
-Och, nic z tych rzeczy! Ja po postu już wszystko wiem i nie martw się, jak przyjdzie co do czego to będę wiedziała jak mam sie przygotować!
-Ehh kiedy ty zdążyłaś tak dorosnąć?
-Momo!!! Tylko mi sie nie rozpłacz tutaj, w końcu dzieci mają to do siebie, że dorastają...
-Masz niestety racje! A teraz jedz już te naleśniki, bo będą zupełnie zimne!
-Czy ktoś tu mówił coś na temat naleśników???-w tym momencie w pokoju pojawił sie tata, ucałował córkę w policzek-No i jak tam czarodziejko, wszystko spakowane?
-Tak, i prosze nie mów do mnie czarodziejko! Czarodziejki to sa w bajkach dla mugolskich dzieci, ja jestem czarownicą!
-OOOO i to dosłownie-tata puścił jej oczko i poczochrał po włosach- czarodziejka po prostu lepiej brzmi, ale skoro wolisz...
-Wolę!- Hermiona udała obrażoną!
-Kiedy ty tak dorosłaś?
-No, proszę was! Czy wyście się uparli?
-My po prostu stwierdzamy fakt! 6lat temu do szkoły dla czarodziejów wyjechała nasza mała 11letnia córcia, a dziś stoi przede mną dorosła kobieta, twardo broniąca swojego zdania! Nie wiemy nawet kiedy to się stało, zwłaszcza, że my z mamą wciąż jesteśmy młodzi jak nastolatkowie-tata uśmiechnął sie serdecznie-w tym musi być jakaś magia...
-Tak,jasne!-zaśmiała sie Hermiona i biorąc do reki naleśnika dodała-ale z tymi nastolatkami to ty jednak troche przesadziłeś...
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Nawet nie zauważyli, kiedy zegar obrócił sie na godzine 9.30 i trzeba było wyruszać ta King Kross. Punktualnie o 10.45 Hermiona pożegnała się z rodzicami na parkingu przed dworcem, jakoś nie chciała ich uświadamiać jak dostaje się na peon 9 i 3/4. Po czułym pożegnaniu, przy którym nie obyło się bez kilku łez, dziewczyna ruszyła na stacje pchając przed sobą ciężki wózek z kufrem i klatka z Krzywołapem na górze. Przed barierka oddzielającą peron 9 od 10 nieznacznie przyspieszyła...
****
Zobaczyła ich od razu! Trudno było nie poznać rodziny Weasleyów, wszyscy rudzi i piegowaci, a po słonecznym lecie wydawało się jakby ich fryzury jeszcze bardziej wyrudziały, a na nosie pojawiło sie więcej piegów.. Bez chwili zawahania podeszła do tej wesołej gromadki. Ron górował nad wszystkimi, był nie tylko wysoki, ale również bardzo chudy, Hermiona jednak ze zdumieniem stwierdziła, że Ron znacznie przez te wakacje wyprzystojniał.
Pierwsi zauważyli ją bliźniacy i zaraz rzucili się, żeby odciążyć ją i pomóc wnieść bagaż do pociągu. Kiedy wszystko było już na swoim miejscu, Hermiona wyszła na peron, w końcu mogła przywitać sie z przyjaciółmi! Pierwsza rzuciła jej się na szyję Ginny, po wymianie całusów, uścisków i krótkich informacji na temat wakacji, dziewczyna puściła Hermione, żeby ta mogła przywitać się z resztą, co też bardzo szybko uczyniła. Pani Weasley mocno ją przytuliła, Hermionie zawsze było miło kiedy to robiła, zawsze uważała tą kobietę, jakby za drugą mamę, z resztą podobnie jak Harry.
-Jak minęły ci wakacje kochana-zapytała Pani Weasley, a zaraz potem dodała-wielka szkoda, że nie udało ci sie w tym roku przyjechać do Nory! Było na prawde wesoło, Harry pojawił sie w ostatnim tygodniu lipca, a zaraz po nim przyjechał też Charli i Bill, więc rodzinka była w komplecie, brakowała nam tylko ciebie!
-Tak, ja też żałuje, ale przez całe wakacje zwiedzałam z rodzicami Europę, praktycznie cały sierpień spędziłam we Włoszech, cudowne państwo, wiele sie dowiedziałam, jeszcze więcej się wydarzyło, a najbardziej pamiętne wydarzenie zaszło w Wenecji, gdzie pewna....-ale nie dane było jej skończyć bo w tym momencie rozległ się dzwonek oznajmiający odjazd pociągu więc Weasleyowie oraz Harry z Hermioną pośpiesznie wskoczyli do pociągu, przez pewien czas obserwowali jeszcze sylwetke pani Weasley, ale i ona za chwilę rozmyła się w kłębach pary wydobywającej sie z parowozu.
Zaczęli rozmawiać o wakacjach, każdy miał do opowiedzenia, coś ciekawego, a najwięcej oczywiście bliźniaki.
Jechali już kilka ładnych godzin, rozprawiając i śiejąc sie do rozpuku, kiedy drzwi otwarły sie i do przedziału wpadła grupka Ślizgonów. Byli to Drao, jego dwaj goryle i nieodłącznie Pansy Parkinosn, która była zawsze tam, gdzie obecnie znajdował sie Malfoy. Wszyscy umilkli i instynktownie chwycili za różczki... W tym samym momencie Malfoy odezwał się do swoich przyjaciół:
-No proszę jaka niespodzianka, grupka pożal sie boże bohaterów! Ale sie dobraliście.... Po prostu pięknie! Biedni jak myszy kościelne Wesleyowie nie zasługujący na miano czarodziejów, Człowiek z blizną i szlama! To trzeba gdzieś uwiecznić, z podpisem upadek średniej klasy czarodziejów! W zasadzie to ja nie wiem co jest gorsze... to, że nie macie ani galeona na cała wasza rudą rodzinkę, czy też fakt że przyjaźnicie się ze szlamami-tu wymownie spojrzał na Hermione, jego banda ryknęła śmiechem, ale on sam napotkał na spojrzenie pięknych czekoladowych oczu, oczu w których było tyle odrazy, i to kierowanej do jego osoby... nie wiedział co się stało, ale zabolało go to spojrzenie. W tym samym czasie Ron zerwał się z miejsca i z różdżką wycelowaną wprast w Malfoya wycedził przez zęby:
-Zamknij się Malfoy!!!! Nie waż sie więcej nazwać jej szlamą...
-Ha! bo co ty mi możesz zrobić?
-Przekonasz się!!!!
-Ależ sie boję, ale okey, przekonajmy sie! Ona-tu pogardliwie nawet nie patrząc w jej kierunku wskazał palcem na Hermione i akcentując dokładnie każde słowo dodał - JEST.... SZLAMĄ!!!!
Ron rzucił się na Malfoya z pięściami, zapomniał nawet o tym ,że ma różdżkę, już miał dać mu w twarz, kiedy za jego plecami odezwała sie Hermiona:
-Zostaw go, Ron! Nie warto! Popatrzała przy tym na Malfoya pełnym odrazy i wzgardy wzrokiem, przynajmniej taką miała nadzieje.... bo prawda była taka, że odkąd Malfoy wszedł do ich przedziału jej serce biło jak oszalałe-co się ze mna dzieje?, myślała patrząc na Draco. Ale nie tylko ona doświadczyła czegoś dziwnego, on również, kiedy znów popatrzył w jej duże oczy tak pełne smutku, niemalże zrobiło mu sie przykro, prawie pragnął podejść do niej i ją przytulić! Te myśli sprawiły, że miał wrażenie, że traci grunt pod nogami. Odwrócił sie do swojej bandy i powiedział tylko:
-Idziemy!!!-po czym wyszedł z przedziału!
Po wyjściu Ślizgonów wszystko wróciło do normy i gwar oraz rozmowy i śmiechy znów wypełniły przedział. Tylko Hermiona nie uczestniczyła w ogólnej radości. Siedziała przy oknie i wpatrywała sie w krajobraz, ale tak na prawde nawet go nie widziała, myślała o pewnym zdarzeniu, które przytrafiło jej się w te wakacje..
Był gorący sierpniowy dzień, Wenecja pękała w szwach od nadmiaru turystów. Hermiona przechadzała sie urokliwymi uliczkami wodnego miasta, szukając jakiś śladów europejskich czarodziejów. Szła zamyślona, ale nie myślała o tych czarodziejach z dawnych lat. Jej głowe zaprzątało jej własne życie. Właśnie uświadomiła sobie, że do pełni szczęścia brakuje jej tylko ukochanego chłopaka i szczęścia w miłości. O tak, była tak bardzo gotowa na miłość, tylko gdzie ma taką znaleźć? Nagle ktoś mocno złapał ją za rękę, Hermiona obróciła sie i zobaczyła starą cygankę, ta popatrzała dziewczynie głębko w oczy i powiedziała:
"Taaak, widze! Czeka cię miłość drogie dziewcze, wielkie uczucie, ale też wielkie nie zrozumienie! Ta jest miłość blisko, bliżej niż myślisz, i to od baaaardzo dawna, taaaaaaaaakkk od samego początku twojej magicznej podrózy! Jest blisko, ale jest też zakazana. I wymaga poświęceń, wielkich poświęceń i kłamstw, tak będzie dużo kłamstw! Bo miłość ta pisana i wielka, ale zakzana. Nie uciekniesz już, to się zaczęło, a cienka jest granica pomiędzy nienawiścią a miłością, ty musisz wyrać czy ją przekroczyć..." I zanim Hermiona zdążyła cokolwiek powiedzieć, cyganka zniknęła, jakby wyparowała w powietrzu..
-Hallo! Tu Ziemia, Hermiona co z Toba??
Głos Rona dochodził z daleka spoza jej myśli, wdarł się do świadomości i dopiero teraz zauważyła, że wszyscy w przedziale bacznie ją obserwuja...
-Ej, no ty chyba sie nie przejmujesz tym bucem Malfoyem?
Ginny wyglądała na zaniepokojoną.
-Niee, ja tylko trochę sie się zamyśliłam....
I opowiedziała przyjaciołom o tamtej starej cygance! Kiedy skończyła wszyscy siedzieli bez słowa! Pierwszy odezwał sie Harry...
- Istotnie to było dziwne spotkanie, ale myśle, że to co powiedziała ci ta kobieta nie ma nic wspólego z przepowiednia, no chyba, że z taką od Trelawney....
Wszyscy wybuchnęli śmiechem
-A ja wciąż nie rozumiem co to ma wspólnego z Malfoyem???
-Och Ron! NIC! -Ginny odpowiedziała za Hermione!
Prawda była jednak inna, ale tego, jak sie czuła w obecności Malfoya Hermiona już przyjaciołom nie powiedziała... może bała się ich reakcji, a może bała się tego, wypowiedzieć na głos, bo do póki to było jej tajemnicą ciągle mogła wmawiać sobie, że coś sobie roi... Ale czy na pewno? Po głowie wciąż tłukło jej sie zdanie "...cienka jest granica pomiędzy miłością i nienawiścią..." i wciąż nie mogła zapomnieć tego dzisiejszego snu, snu w którym była z Malfoyem i najwyraźniej była bardzo szczęśliwa w tym związku, a w dodatku te jego oczy, czy one muszą być takie szare i głębokie... Na chwile zamknęła oczy i znów pod powiekami zobaczyła tą twarz, smukłego bolndyna o pieknych szarych oczach... tylko dlaczego tym blądynem musi być akurat Malfoy???
Z kolejnej zadumy wyrwał ją ruch w przedziale. Poczuła, że pociąg zaczyna zwalniać, czas założyć szkolne szaty. Kiedy wszyscy byli gotowi pociąg zatrzymał sie na stacji. Było dość ciepło jak na wrzesien! Ponad tłumem uczniów przyjaciele dostrzegli sylwetkę Hagrida, machającego im w ciemności..
-I jak tam młodzieży?? Wakacje były udane? Gotowi na kolejny rok?
-Już nie możemy się doczekać Hagridzie, a wakacje były super!!
-To wporząsiu, do zobaczenia w szkole! PIRSZOROCZNI!!!! PIRSZOROCZNI DO MNIE!!!!
Hagrid wrócił do zbierania pierwszoroczniaków, a Hermiona wraz z przyjaciółmi udała sie w kierunku drogi prowadzącej do zamku, gdzie czekały już na nich wozy zaprzężone w testrale. Kompletnie wymęczeni podróżą wsiedli do powozu, a ten od razu ruszył ciemną drogą w kierunku Hogwartu. Jechali tak z dobre 15 minut kiedy drzewa przy drodze zaczęły się przerzedzać, a kiedy wyjechali zza ostatnich ich oczom ukazał sie zamek w całej okazałości! Był piekny, z wieloma wieżami i wieżyczkami, rozświetlony milionem świeć, dostrzegli też poruszające sie na wodzie lampiony, najlepszy znak na to, że Hagrid poraz kolejny wywiązał się ze swojego zadania i przeprawił pierwszoroczniaków do zamku! Wszyscy jeszcze raz rzucili okiem na te jakże znajome tereny.
-Nareszcie w domu!-powiedział Harry!
-Zgadzam się, też tęskniłam za tymi murami-odezwała sie Hermiona.
-Mury jak mury, ja reczej tęskniłem za żarciem! Mam nadzieje, że kolacja już gotowa, jestem wsciekle głodny!
- Jak zawsze Ron! To nic nowego.-powiedziała Ginny, a wszyscy wybuchnęli serdecznym śmiechem. W ten oto wesoły sposób dotarli do samego zamku. Powóz zatrzymał się przed samymi schodami prowadzącymi do szkoły, z holu oraz Wielkiej Sali słychać już było gwar uczniów witających sie po wakacjach, opowiadających o swoich podróżach.
Wchodzili już po schodach do zamku, kiedy Hermiona spojrzała w górę, na wierze w której znajduje się ich dormitorium. Dopiero teraz poczuła jaka tak na prawde jest zmęczona!
Jeszcze tylko uczta powitalna i spać! Pomyślała Hermiona i razem z przyjaciółmi przekroczyła próg szkoły.
ROZDZIAł 2
Kiedy weszli do wielkiej sali, prawie wszyscy byli już na swoich miejscach. W pomieszczeniu panował nieopisany gwar, ludzie biegali, rzucali się sobie na szyje, nawoływali, przekrzykiwali, śmiali sie z opowieści innych, witali po wakacjach... jednym słowem atmosfera była bardzo wesoła, przepełniona emocjami i oczekiwaniem. Zmierzali do swojego stołu, raz po raz zatrzymując sie, żeby przywitać się z jakimś Gryfonem, również ludzie z Ravenclav'u i Huffelpuff'u podnosili się, żeby sie z nimi przywitać, lub wesoło machali im przez całą salę. Hermiona zauważyła Cho- byłą dziewczynę Harrego, sama nie wie czemu, ale jakoś nigdy specjalnie nie przepadała za tą dziewczyną... może i była ładna i niezaprzeczalnie najmądrzejsza ze swojego domu, ale jakoś po prostu nie pasowała do Harrego. Jej przekonanie o niej pogłębił tylko fakt, tego, że już kilka dni po zerwaniu z Potterem, Cho związała się z szukającym z jej domu- Anthonym. -Ona po prostu nie załugiwała na takiego gościa jak Harry-pomyślała obserwując jak Cho wdzięczy się do Anthonego. Jednocześnie przez jej głowe, mimowolnie przepłynęło pytanie, co z nią jest nie tak? Czym tak bardzo Cho różniła się od niej, od Hermiony, najinteligentniejszej młodej czarownicy w tym zamku i chyba nie najbrzydszej kobiety, że bez problemu potrafiła znaleźć sobie chłopaka, ba nawet kilku... w końcu pierwszy był Cedrik, potem Harry, a teraz ten szukający...
-Co jest ze mną nie tak?? Gdzie ja mam szukać swojej miłości??- Jej wzrok mimowolnie skierował się w strone stołu przy którym siedzieli Ślizgoni, większość z nich skupiona była wokół młodego blondyna, ale on jakby wcale nie zwracał na nich uwagi, on....
-Nie to nie możliwe, musiało mi sie zdawać, po co Malfoy miałby się na mnie gapić?? Musiało mi się przywidzieć, zaczynam chyba wariować. Muszę sie opanować, bo popadne w paranoje!
Ale to co zobaczyła Hermiona nie było jedynie wytworem jej wyobraźni...
W tym samym czasie po przeciwnej stronie wielkiej sali Draco wraz ze swoimi towarzyszami właśnie usiadł przy stole swojego domu. Od razu rzuciło się ku niemu wile osób.. Tak, bez wątpienia Malfoy był najpopularniejszym mieszkańcem domu Slytherina. Budził szacunek, poprzez swoją "czystą" i szlachetną krew, oraz koneksje swojej rodziny z Lordem Voldemortem. Bo mimo, że nikt z domu nie powiedział tego głośno wszyscy wiedzieli, że ojciec Darco- Lucjusz Malfoy jest jednym z najbliższych współpracowników Czarnego Pana, jasne było też dla wszystkich to, że kwestią czasu było pojawienie się mrocznego znaku również na przedramieniu młodego blondyna. Nikt jednak nie śmiał nawet tego skomentować, każdy natomiast chciał, choć przez chwilę przebywać w jego obecności, co jemu bardzo imponowało. Lubił zamieszanie w okół swojej osoby i wzrok tych wszystkich ślepo zakochanych w nim panienek, to tylko podnosiło jego i tak już wyolbrzymioną samoocenę. Dziś jednak jakby coś było inaczej. Nie cieszył go gwar ludzi dookoła, nie interesowały komplementy dziewczyn, właściwie to wolałby, żeby wszyscy dali mu spokój. Zastanawiała się nad tym co się z nim dzieje i wtedy właśnie zorientował sie, że od dłuższego czasu nie odrywa oczu od Hermiony. Obserwował jak mozolnie przeciskała się na swoje miejsce przez cały ten szkolny zgiełk, od czasu do czasu obdarzając kogoś promiennym uśmiechem! Poczuł się okropnie, właśnie uświadomił sobie, że żaden z jej uśmiechów nigdy nie będzie skierowany do niego...
-Co sie dzieje Dracuś? Nie najlepiej wyglądasz, coś cię boli kotku?- głos Pansy wyrwał go z zamyślenia.
-Ja... nic, po prostu rozbolał mnie brzuch, od rana niczego nie miałem w ustach-zełgał szybko, nie miał z tym najmniejszego problemu, w końcu większość jego życia opierała się na permamentnym kłamstwie-A tak w ogóle-dodał już ostrym tonem, groźnie patrząc Pansy prosto w twarz, poczuł że musi wyładować na kimś swoją frustracje- wydaje mi się, że już Ci mówiłem, że nie życzę sobie żebyś się tak do mnie zwracała! Kotki to są parszywe puszyste stworzenia, którymi wszyscy sie zachwycają! JA....NIE....JESTEM....KOTKIEM!!!!-zaakcentował dokładnie ostatnie zdanie, po czym dodał jeszcze-A już na pewno nie twoim!
W oczach Pansy zaszkliły się łzy. Wiedział, że go kochała, że była gotowa zrobić dla niego wszystko i wiedział też to, że przez tyle czasu dawał jej fałszywą nadzieję... Tak na prawdę, to pozwolił jej się zbliżyć tylko dlatego, żeby ten "związek" zagłuszył jego własne wołające coraz głośniej serce, sam jednak musiał w końcu przyznać, że te działania nic nie dały.
-To jest jakieś chore-pomyślał-zaczynam tracić kontrole nad swoim własnym życiem, po prostu muszę coś z tym zrobić!
W tej chwili zauważył, że obiekt jego rozmyślań, odwrócił się i spojrzał prosto na niego, szybko odwrócił wzrok, mając nadzieję, że dziewczyna nie zauważyła, że się w nią wpatrywał -Jeszcze tego by tylko brakowało, żeby ONA coś zauważyła!-pomyślał
W tej samej chwili zza stołu nauczycielskiego wyszedł dyrektor, przyłożył różdżkę do gardła i przemówił:
- Moi mili, jakże dobrze znów widzieć was wszystkich tutaj. Nadszedł czas, żeby rozpocząć kolejny, dla niektórych już ostatni- tu omiótł wzrokiem Harrego, Hermione, Rona i pozostałych 7-mo klasistów- rok nauki w Hogwarcie! Jak wiecie czasy mamy nie pewne, ale po raz kolejny powtarzam wam, że jeśli na prawdę się zjednoczymy, jeśli zapomnimy stare waśnie- Hermiona miała nie jasne wrażenie, że przy tych słowach profesor popatrzył na nią, ale i to zwaliła na swoją rozbujałą fantazję- pozwolimy narodzić sie nowym uczuciom i stworzymy jedność pokonamy siłę zła. Tylko od was zależy ile jesteście w stanie zrobić, ile zaakceptować, na ile się zmienić- teraz Hermiona nie miała już żadnych wątpliwości, Dumbledrore patrzył prosto w oczy Malfoya- wygrana leży w naszym interesie i jest na wyciągnięcie ręki, tylko od nas zależy czy po nią sięgniemy, a ostateczna rozgrywka jest już blisko i wielkimi krokami coraz bardziej nas dogania. Nie czas jednak na zmartwienia. Na pewno umieracie z głodu, więc nie przedłużam gadaniny starca... WCINAJCIE!!!!!
To właśnie Hermiona uwielbiała w sposobie bycia profesora, potrafił tak lekko przejść pomiędzy sprawami tak ważnymi i poważnymi a tak przyziemnymi. Nie zastanawiała się jednak nad tym dłużej bo na stole pojawiły się już najznakomitsze potrawy. Ron miał już cały talerz zawalony najróżniejszym jedzeniem i z pełną buzią opowiadał Harremu jaki wyśmienity jest w tym roku kurczak, którego kawałek, który nie zmieścił mu się już do ust trzymał w prawej dłoni. Ginny na widok brata posłała Hermionie porozumiewawcze spojrzenie po czym schowała twarz w dłonie, Harry rozbawiony poczynaniami Rona miał bardzo pocieszną minę, Hermiona nagle głośno się zaśmiała...
-Hermiono co się stało?- zapytał Harry, Ron głośno przełknął zawartość swoich ust i zanim napakował kolejną porcje zdążył jeszcze dodać- No właśnie, co jest?
- Nic, ja po prostu cieszę się, że tu z wami jestem! Nareszcie w domu!
Wszyscy rozumieli co ma na myśli i w pełni się z nią zgodzili, nigdy i nigdzie nie było im lepiej niż tu w zamku. Aż trudno uwierzyć, że to już ostatni rok i trzeba będzie go opuścić, jednak jeszcze w pociągu postanowili, że nie będą sobie zawracali tym głowy, w końcu przed nimi jeszcze cały rok!
Uczta już dobiegała końca, wszyscy napełnili brzuchy (Ron napchał się tak bardzo, że musiał rozpiąć guzik w spodniach, bo boleśnie wpijały mu się w ciało) i myśleli już tylko o tym, żeby udać się do swoich dormitoriów i zatopić w ciepłej pościeli, kiedy do ich stołu tradycyjnie podeszła profesor McGonagall.
-Tegoroczne hasło to "złoty lew". Proszę was teraz żebyście się udali do swoich dormitoriów i od razu do łóżek, jutrzejsze lekcje zaczynają się co prawda później, ale i tak musicie się na nie wyspać. Swoje plany lekcji znajdziecie w dormitoriach.-Przekazawszy informację odwróciła się na pięcie i już miała odchodzić kiedy nagle coś sobie przypomniała, odwróciła sie przez ramie..- A, byłabym zapomniała... Potter, Garnger po uczcie zapraszam was do mojego gabinetu. SAMYCH- dodała wiedząc, że gdyby tego nie zrobiła pojawiliby się w towarzystwie Rona.
***
-Czego Ona może od nas chcieć w pierwszy dzień szkoły- zapytał Harry kiedy po uczcie rozstali się z Ronem pod marmurowymi schodami prowadzącymi do wierzy i ich dormitoriów i obydwoje ruszyli do gabinetu profesor.
- Nie mam pojęcia! No i dlaczego Ron nie mógł iść z nami, przecież jeśli chodzi o.... no wiesz, o sprawy związane z.... Sam-Wiesz-Kim to Rona też one w końcu dotyczą..
- Nie wydaje mi się, żeby tu chodziło o Voldemorta- Harry pokręcił przecząco głową.
- Więc jak myślisz, o co może chodzić?
- Pojęcia nie mam, chodźmy szybciej.... szybciej dowiemy się o co chodzi- dodał widząc jej dziwną minę.
- Harry?
-Hmmm?
- Ale my chyba nie mamy się czego bać, prawda? Tzn, nie zrobiliśmy chyba nic, co ściągnęło by na nas kłopoty..
- Ehh Hermiono, Ty sie chyba nigdy nie zmienisz..
- Co masz na myśli?
- To, że wolałabyś chyba spotkanie w cztery oczy z Voldemortem, niż zarobienie szlabanu.
- No, bardzo śmieszne! Ja po prostu zastanawiam się, czy..
- Nic nie zrobiliśmy! Z reszta kiedy? Jedyna ognista sytuacja zdarzyła się przy wizycie Malfoya w naszym przedziale, a i wtedy do niczego nie doszło, bo powstrzymałaś Rona przed rzuceniem się na niego. Nie, myśle, że McGonagall chodzi o coś innego, ale nie dowiemy się tego zanim tam nie dojdziemy.
Chcąc, nie chcąc musiała się z nim zgodzić, faktycznie nie było niczego co mogło spowodować gniew profesorki. Była jednak troche obrażona na Harrego, za stwierdzenie, że szlabanu boi się bardziej od Lorda Voldemorta. Czy to tak źle, że nie chce sprowadzać na siebie żadnych kłopotów? -One od pewnego czasu i tak znajdują mnie same!-pomyślała kiedy wspólnie przemierzali puste korytarze zamku. Może faktycznie nie chciała zarobić szlabanu... po prostu zależała jej na dobrej opinii w oczach grona pedagogicznego. Nikomu o tym nigdy nie powiedziała, ale od samego początku nauki w Hogwarcie, postanowiła że pokaże wszystkim, że udowodni, że mimo że jest mugolakiem, stanie się dobrą czarownicą. Tak, jej pochodzenie było jej strasznym kompleksem, choć nikt nigdy się o tym nie dowiedziała. Nie musiała, bo Hermiona spełniła swoje postanowienie, mimo że urodzona w rodzinie mugoli szybko stała się najlepszą uczennicą w szkole. Poza tym lubiła się uczyć, od zawsze, choć w ostatnim czasie z zupełnie innych powodów. W końcu musiała otwarcie przyznać że ucieka w świat książek, żeby zapomnieć o samotności..
Jakikolwiek byłby jednak powód tego, że lubi nauke, była z siebie dumna i za żadne skarby nie chciała nikomu podpaść!
-Hermiona, dobrze sie czujesz? Okey sorry, nie boisz sie szlabanu bardziej niż Voldemorta! Boisz się ich tak samo- Harry uśmiechnął się do przyjaciółki, odwzajemniła uśmiech, nie miała siły udawać, że jest obrażona, tak bardzo była zmęczona.
-No to jesteśmy! Gotowa?
Hermiona popatrzyła na solidne drzwi i na złotą tabliczkę która głosiła
PROFESOR M. McGONAGALL:
ZASTęPCA DYREKTORA
NAUCZYCIEL TRANSMUTACJI
OPIEKUN DOMU GRYFFINDORA
Popatrzała na Harrego i kiwnęła głową, rozległo się ciche pukanie i kiedy usłyszeli wyraźne PROSZĘ weszli do gabinetu. Ale to co zobaczyli całkowicie zbiło ich z tropu....
W gabinecie profesor McGonagall stli już Malfoy razem z Pansy, Cho z Anthonym i dwójka jakiś nie znajomych Harremu i Hermionie Puchonów. Zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, przeanalizować, czy choćby na siebie spojrzeć odezwała się profesor.
-Skoro jesteśmy już wszyscy, mogę przejść do rzeczy! Wezwałam was tutaj bo jak wiecie, zaczęliście właśnie siódmy ostatni rok nauki w tej szkole. Jesteście więc najstarsi, a co za tym idzie najodpowiedzialniejsi, dlatego też profesor Dumbledore postanowił powierzyć wam w tym roku bardzo odpowiedzialne zajęcie...- w tym momencie odsunęła się od biurka o które uprzednio się opierała, a oni zauważyli na nim ułożone w równym rzędzie osiem odznak
-Odznaki prefektów naczelnych...- szepnął Harry, profesor jednak to dosłyszała
-Zgadza sie Potter. Ja już słusznie zauważyliście jest was tutaj ośmioro, czyli tyle ile odznak, po dwoje prefektów na każdy dom! Gratuluje wam bardzo i pragnę przypomnieć o tym, że pełniona funkcja nie jest zabawą. Nie można nadużywać swojej władzy. Musicie stanowić przykład dla innych uczniów, pomagać im i opiekować się nimi! To bardzo odpowiedzialne i czasochłonne zajęcie, jeżeli któreś z was nie czuje się na siłach, żeby się go podjąć, to proszę o powiedzenie mi tego teraz, bo potem nie można już zrezygnować...-nastąpiła cisza, żadne z nich nie było w stanie wypowiedzieć ani słowa, znów więc zaczeła profesor- odbieram wasze milczenie jako zgodę!-Tutaj nieznacznie machnęła różdżką i osiem lśniących odznak wylądowało łagodnie w jej ręce. Profesor podchodziła do każdego z osobna, przypinała odznakę z dużą literą P w kolorze domu z którego pochodził dany prefekt i ściskała mu rękę. Kiedy już wszyscy mieli odznaki znów przemówiła -Od tej chwili w szkolnej hierarchii zajmujecie miejsce tuż za nauczycielami, otrzymujecie szereg uprawnień i udogodnień takich jak np. osobna łazienka, czy usprawiedliwienia nieobecności na pierwszych godzinach lekcyjnych, w dniu po nocnej warcie......
-SUPER!-pomyślał Harry-Mam nadzieje, że będe miał często warty przed eliksirami...- Hermiona domyśliła się o czym myślał, uśmiechnęła się i puściła do niego oczko.
-.........ale też, co najważniejsze dojdzie wam wiele nowych obowiązków, liczę jednak że wywiążecie się doskonale. Aha jeszcze jedno, będziecie pełnili warty czteroosobowe co noc! Czyli dwóch prefektów z jednego i dwóch z innego domu. W tym tygodniu damy wam czas do oswojenia się z nową rolą, dlatego nocne waty rozpoczniecie od poniedziałku. W przyszłym tygodniu warte obejmują Griffindor i Slytherin..
Radość Hermiony nagle gdzieś zniknęła, wspólna warta z Malfoyem... to wszystko i tak było już nieznośnie skomplikowane i teraz jeszcze TO. Nie miała pojęcia o tym, że dokładnie w tej samej chwili Draco myślał o tym samym. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwile, ale zanim Malfoy zdążył odwrócić wzrok Hermiona zauważyła, że w jego oczach nie było zwykłej odrazy, która gościła tam od 6 lat, kiedy na nią patrzył, było tam coś zupełnie innego, co Hermiona odczytała jako niepewność, a może nawet strach... -może jednak, tam w wielkiej sali nie wyobraziłąm sobie, że ona na mnie patrzy...-myślała gorączkowo-DAJ JUŻ SPOKÓJ!!! PRZECIEŻ TO MALFOY!!!!!-skarciła sie w duchu i całą siłą woli zmusiła sie, żeby z powrotem zacząć słuchać McGonagall.
-......dlatego też od razu proszę pana Pottera, panne Garnger, oraz pannę Parkinson i pana Malfoya o stawienie się w poniedziałek dokładnie o 22 przed wielką salę, wasza warta będzie trwała do 5 rano. Na razie to na tyle. Wracajcie do swoich domów. Do zobaczenia na lekcjach.
Wszyscy opuścili jej gabinet i skierowali się do swoich domów. Hermiona rzuciła ostatnie spojrzenie na Malfoya, ale on już sie nie odwrócił, wiedział że nie może sobie na to pozwolić, wiedział, że zdradził się wzrokiem i że ona to zauważyła. Dlatego też nie odwrócił się, mimo że tak bardzo chciał spojrzeć na nią jeszcze raz, nie rozbił tego, pozwolił za to żeby rozszczebiotana Pansy uwiesiła się na jego ramieniu i odszedł do dormitorium.
-Możesz w to uwierzyć? Jesteśmy prefektami MY!!! A ty sie bałaś szlabanu..
-Tak, faktycznie niesamowite, ale szczerze mówiąc to nie jestem jakoś specjalnie zdziwiona.
-CO???-Harry był wyraźnie zaskoczony
-No bo w końcu kto jak nie my? Harry myśmy już tyle razy udowodnili swoją odpowiedzialność Dumbledore po prostu MUSIAŁ nas do tego wyznaczyć. Jestem pewna, że gdyby istniała możliwość mianowania trzech prefektów to Ron też pewnie by nim został.
- No właśnie Ron...
- Co z nim?
- Oj wiesz jaki ona jest, ciekawe jak zareaguje na wiadomość o tym, że to TY i JA zostaliśmy prefektami.
- Faktycznie, o tym nie pomyślałam....
Doszli w końcu do dormitorium, Gruba dama powitała ich uśmiechem, ale zaraz rzeczowym tonem dodała "HASŁAO?". Złoty lew odpowiedzieli razem i przeleźli przez dziurę pod portretem. Ron czekał na nich przy kominku. Nagle zdali sobie sprawe jak długo byli u McGonagall i jak bardzo późno musi już być, bo Ron siedział w pokoju wspólnym sam. Popatrzyli na siebie... nie ma rady muszą mu powiedzieć..
-Ron...
****
-Prefekci naczelni Gryffindoru?-Ron wytrzeszczył na nich oczy-To wspaniale!!! Na prawde super!
-Ron... ty nie jesteś zły, że to ja i Harry zostaliśmy prefektami?
- Ja? No skąd! Wiesz, może nie wyglądam, ale lubie sie w nocy wysypiać, a z tego co wiem prefekci musza łazić nocą po zamku. Mam nadzieje, że zabrałaś z domu duży zapas fluidu, korektora, czy jak TO się tam nazywa- popatrzył na Harrego i dodał- te wszystkie babskie urządzenia do poprawiania urody sa dla mnie większą czarną magią niż czary Sam-Wiesz-Kogo!
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Więc jednak Ron zniósł to lepiej niż myśleli.
-No właśnie, ale przecież każdy dom ma parę prefektów, więc kogo jeszcze objął ten zaszczyt?
Zapytał Ron kiedy już opanowali salwy śmiechu.
-No z Ravenclawu jest Cho i Anthony, z Hufflepuffu jakaś Hannah i Derek, w sumie to nawet ich nie znam- Zgodnie z prawdą odpowiedziała Hermiona.
-No, dobra, ale mnie bardziej ineteresuje kto jest prefektem Slytherinu?
-Malfoy i Parkinson to właśnie z nimi obejmiemy pierwszą naszą wartę-krótko odpowiedział Harry
-COOOOOOOOOOOOO??!!!!!!!!! No to chyba jakaś kpina, Malfoy i prefekt, stary Dumbel już chyba do końca postradał rozum. Czy prefekt nie powinien być odpowiedzialny i świecić przykładem??-usiadł na fotelu, ale był tak wzburzony, że zaraz poderwał się z powrotem-ON to napewno da uczniom dobry przykład, wręcz idealny...
Harry i Hermiona spojrzeli na siebie, rozbawiła ich reakcja Rona, on sam też jakby sie wyciszył i kiedy napotkał na ich rozbawione spojrzenia sam wybuchnął śmiechem. Jeszcze długo salwy śmiech wypełniały wspólny pokój Gryffindoru, zanim poszli spać, bardzo grubo po północy. Na szczęście następnego dnia lekcje zaczynały się późno, więc mogli się wyspać.
Kiedy wstali, cały dom wiedział już, że mają nowych prefektów. Harry i Hermiona musieli przyjąć osobiste gratulacje od każdego mieszkańca ich domu i oczywiście szczegółowo zdać relacje co wydarzyło się wczoraj w gabinecie ich nauczycielki. Kiedy skończyli nikt nie krył oburzenia na wieść o tym, że Malfoy został jednym z prefektów. Hermiona sama nie wiedziała dlaczego, ale zrobiło jej się jakby przykro kiedy wszyscy pomstowali tak na tego chłopaka. Przemilczała jednak swoje uczucia i razem z przyjaciółmi zeszła na śniadanie do wielkiej sali, w której zebrała się już większość uczniów.
****
Pierwszy tydzień szkoły minął im nie naturalnie szybko i ani się obejrzeli, a Harry i Hermiona musieli pożegnać się w pokoju wspólny z Ronem i resztą Gryfonów i ruszyli pod wielką sale. Ledwo staneli pod jej wielkimi wrotami, doszli do nich Malfoy i Pansy. Na widok Hermiony Pansy wykrzywiła złośliwie usta.
-Draco, spójrz czyż to nie nasza ulubiona SZLAMA Granger? Wizja prefekta coraz bardziej mi sie podoba, ten zamek podobno jest niebezpieczny nocą, zwłaszcza dla SZLAM-tu popatrzała na Hermione, która z zimną krwią całkowicie ją zignorowała, Pansy ciągnęła dalej-może więc będziemy mieli na tyle szczęścia i coś jej się stanie, jak myślisz kotku?
-Wydawało mi się, że już raz cie o coś prosiłem!- Sucho odpowiedziała jej Malfoy. Pansy zrobiła zawiedzioną minę, nie tylko nie podchwycił jej żartów, ale jeszcze ją zrugał. W szoku byli również Harry i Hermiona, w końcu Malfoy nigdy nie odpuszczał okazji nazwania Hermi...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]