[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sebastian Miernicki
PAN SAMOCHOOZIK
I ZAMEK W RYNIE
91
WST
Ę
P
Ludwig von Hain ze zdumieniem przecierał oczy. To tak wygląda Ziemia Święta?
Wychylony za burtę weneckiej galery oglądał widoczny na horyzoncie zarys lądu. Słońce paliło juŜ
od rana i w niczym ta pogoda, to powietrze nie przypominały jego rodzinnych stron w Bawarii. Był
trzecim w kolejności synem Konrada von Haina, rycerza, posiadacza niewielkiego stołpu
otoczonego palisadą, właściciela trzech wiosek, pana dwudziestu trzech chłopów z rodzinami.
Ludwig nie miał szans na odziedziczenie ojcowizny. Chyba Ŝe jego starsi bracia zginęliby na jakiejś
wojnie. Na to jednak się nie zanosiło, bo Konrad von Hain dbał o wykształcenie rycerskie synów.
Bardziej nad cnoty i ckliwe poematy cenił rzemiosło wojenne. To w czasie wypraw jego
przodkowie zdobyli majątek, nadania i zaszczyty. Ludwig kochał słuchać opowieści o rycerskich
czynach. W poszukiwaniu własnego szczęścia wybrał się najpierw do Italii. Tam słuŜył
Wenecjanom jako najemnik. Zdobył doświadczenie, poznał smak zwycięstwa, płatnych kochanek i
biedy, kiedy nocował w lesie z uzdą konia przywiązaną do stopy i z mieczem pod ręką. Był w
Rzymie i tam poznał zakonnika, który opowiadał mu o cudach Ziemi Świętej i bogactwach, jakie
moŜna tam było zdobyć. Ludwig marzył o walce i powrocie w rodzinne strony z sakwą pełną złota.
Wenecjanie akurat nie potrzebowali usług rycerzy i wielu zwalniali ze słuŜby. Ludwig poprosił,
Ŝeby zamiast wypłacać mu odprawę pozwolono mu popłynąć do Ziemi Świętej. Musiał sprzedać
konia i objuczony jedynie sakwą z odzieniem i bronią wsiadł na statek. Wychodził na ląd, kiedy
wenecka flotylla zatrzymywała się na Krecie i na Cyprze. Widział tam Ŝebraków - dawnych
pielgrzymów, którzy nigdy nie dotarli do celu lub zabrakło im pieniędzy na powrót do domu. Jego
podziw budzili dostojni rycerze, zakonnicy, weterani walk z Saracenami. Wtedy Ludwig myślał
nawet o wstąpieniu do jednego z tych zakonów.
Porty Wschodu w niczym nie przypominały tych europejskich. Tu pachniało rybami,
przyprawami, słychać było wielojęzyczny tłum. Jedyni Ŝebracy, jakich widział Ludwig, byli
Europejczykami. Butne twarze zdobywców tych ziem przewijały się w tłumie mieszkańców.
Ludwig szukał jakiejś gospody, gdzie mógłby coś zjeść. Miał dość suchego chleba i solonych ryb.
Szukał piwa i porcji mięsa. Znalazł tylko wino i placki z owocami. Sprzedawca chciał za ten
nędzny posiłek kilka złotych monet.
- Zamknij się, oszuście! - Ludwig krzyknął nie mogąc dogadać się z Arabem.
Tamten wrzeszczał, lamentował, wymachiwał rękoma przed twarzą Ludwiga. Ten wściekł się
i pięścią uderzył Araba. Tłumek tubylców, który obserwował zamieszanie zamarł, a potem rzucił
się na rycerza. Nagle okazało się, Ŝe ludzie mają jakieś kije, sztylety. Ludwig wyciągnął miecz. Za
jednym zamachem ściął drąg, komuś innemu wytrącił broń z ręki. Błyskawicznie z tobołka wyjął
topór. Wiedział, Ŝe łatwo nie odda swojej skóry. Ktoś rzucił w jego stronę kamień. Ludwig uchylił
się. Agresja Arabów rosła. Dwóch chwyciło szeroką ławę, Ŝeby nią zablokować ruchy rycerza i
przycisnąć go do ściany. Ludwig błyskawicznie wskoczył na stół, z niego na trzymaną przez obu
Arabów ławę i wylądował za nimi na ziemi. Obuchem topora uderzył jednego z napastników.
Lekko, Ŝeby tylko go ogłuszyć. MęŜczyzna osunął się na ziemię. Ludwig z wyciągniętym mieczem
zrobił obrót odpędzając w ten sposób zebranych ludzi. Wtedy zobaczył, Ŝe w jego stronę
przeciskają się rycerz w białym płaszczu z krzyŜem wyszytym na wysokości ramienia i człowiek w
czarnym, arabskim stroju. Obaj byli uzbrojeni, ale nie wyjmowali broni. Ten ubrany na czarno
zaczął dyskutować ze sprzedawcą, potem powiedział coś do swojego towarzysza. Tamten wyjął
sakiewkę i rzucił na stół kilka monet.
- Chodź za mną - powiedział do Ludwiga.
1
We trzech przeciskali się wąskimi uliczkami do budynku w pobliŜu kościoła. KrzyŜowiec
zaprowadził przybysza do niewielkiej celi. Długo wypytywał Ludwiga o to, co robił wcześniej,
skąd pochodzi i czego szuka w Ziemi Świętej. Po dwóch godzinach rycerz zostawił przybysza i
wrócił po kwadransie. Dalej rozmawiali, a po jakimś czasie słuŜący przynieśli pieczeń i prawdziwe
piwo. Ludwig łapczywie rzucił się na posiłek. Wiedział, Ŝe jego rozmówca jest rycerzem
krzyŜowców. Miał na imię Otto. Araba w czarnym stroju nazywano Jamal. Wieczorem do
ucztujących dołączyło jeszcze dwóch rycerzy. Jeden był joannitą, a drugi templariuszem. Otto
mówił na nich: Juan i Bert.
- Mówiłeś, Ŝe przybyłeś tu, Ŝeby zdobyć sławę i bogactwa - Otto nachylił się w stronę
Ludwiga. - My - wskazał na kompanów - moŜemy ci to zapewnić. Widziałem, Ŝe potrafisz walczyć,
jesteś silny i jeszcze nie rozpieszczony warunkami Ŝycia w bogatych domach rycerskich. To, co
zamierzamy zrobić jest niebezpieczne, ale pozwoli ci zdobyć to, o czym marzysz. Czy przystąpisz
do nas?
Ludwig przetarł oczy. Chyba juŜ za duŜo wypił piwa i wina. Jego umysł stał się ocięŜały.
- A co chcecie zrobić? - zapytał.
- Zdobyć skarb - odezwał się Juan.
Joannita był młodym brunetem, z krótko przystrzyŜonymi włosami i brodą. Miał głęboko
osadzone, ciemne jak węgiel oczy, wąskie usta. Mówił wolno cedząc słowa.
- Jaki? - Ludwig dopytywał się.
- Taki, który uczyni cię niepokonanym - Bert uśmiechał się.
Templariusz był łysy, ale nosił długą brodę z rzadkich włosów. Jego policzki znaczyło pięć
równoległych kresek blizn. Na jego okrągłej twarzy często gościł uśmiech upodabniający go do
rzeźb maszkar, które Ludwig widział na kolumnach w wielu kościołach. Otto był z nich wszystkich
najstarszy. Długie, siwe włosy zaplatał w warkocz. Najmniej ze wszystkich mówił Jamal. Jego
czarny, saraceński strój, postawa, zimne spojrzenie, koścista twarz budziły lęk.
- Zgoda - Ludwig połoŜył głowę na ramionach złoŜonych na stole.
Zasnął, ale wydawało mu się, Ŝe sen trwał tylko chwilę. Obudził go strumień zimnej wody.
Był środek nocy, a on leŜał na jakimś podwórku. Dookoła były tylko budynki gospodarcze. Wtedy
zobaczył sylwetkę Jamala. Stał trzymając dwa miecze o dziwnym, lekko zakrzywionym kształcie.
Kiedyś Ludwig widział takie u piratów grasujących na Adriatyku.
- Weź broń - usłyszał głos Jamala.
Ludwig zobaczył, Ŝe jest w samej tylko koszuli i luźnych spodniach. Przed nim, na ubitej
ziemi leŜał jego miecz. Wziął go do ręki i powoli wstał. Jamal natychmiast natarł. Ludwig sparował
pierwszy, drugi, trzeci cios.
- Ej, co ty wyprawiasz?! - zapytał oburzony.
- Ratuje ci Ŝycie - gdzieś z mroku słychać było Ottona. - Ćwicz z Jamalem, a on nauczy cię
walki. To ci się przyda!
Ludwig przez następny tydzień ćwiczył róŜnymi broniami z Jamalem. Potem na tydzień
wyjechali na pustynię, by Ludwig zobaczył, co to jest.
- Piasek w tej części świata jest kolejnym Ŝywiołem - Jamal tłumaczył Ludwigowi. - Jest
niezniszczalny i nieokiełznany. Wodę wprowadzisz w kanał, wiatr ujarzmisz w Ŝaglach, ogień
ugasisz, z ziemi zbierzesz zboŜe. Piasek jest nieodgadniony. MoŜe kiedyś ludzie będą potrafili go
wykorzystać, ale teraz... - Jamal wziął do ręki garść piachu, uniósł dłoń i otworzył ją - potrafi się
przesypywać pokazując upływający czas. Jesteśmy tylko jak te ziarenka, maleńkie drobiny,
nieświadome planu, jaki wyznaczył nam Bóg, mój, twój czy kogoś innego.
2
To była najdłuŜsza przemowa Jamala, jaką usłyszał Ludwig. Kiedy Ludwig uczył się nowych
umiejętności, jego kompani, zakonnicy, szykowali wyprawę. Kupili silne konie. Ludwigowi kupili
saracenkę, lekką kolczugę nabijaną blaszkami, na którą zakładało się kaftan. Uszyli mu takŜe biały
płaszcz. Wyruszyli na wschód po kolejnych pięciu dniach. Byli sami, bez słuŜby. Jamal jako
przewodnik jechał pierwszy. Którejś nocy Ludwig usłyszał od Juana, Ŝe Jamal naleŜał kiedyś do
groźnej sekty assasynów, ludzi Człowieka z Gór. Byli skrytobójcami, szpiegami, ale przede
wszystkim świetnymi Ŝołnierzami fanatycznie oddanymi władcy. Jamal odstąpił od nich i wstąpił
na słuŜbę krzyŜowców. Nikomu nie powiedział, dlaczego to zrobił.
Trzeciego dnia podróŜy, kiedy tylko wyjechali z oazy, natknęli się na oddział dwudziestu
Saracenów, Jamal obejrzał się na Ottona, a ten spojrzał na towarzyszy.
- Gotowi? - zapytał.
We trójkę kiwnęli głowami. Jamal widząc ten gest spiął konia i pchnął go w galop.
Przechylony w siodle sięgnął do kołczanu po łuk i strzały. Nim przeciwnicy zdąŜyli zareagować,
dwa razy zadźwięczała cięciwa. Dwóch Saracenów osunęło się na piasek. Trzeci padł martwy,
kiedy sięgał po łuk. Rycerze mieli przypięte do siodeł napięte kusze. NałoŜyli bełty i jednocześnie
wystrzelili. Wszyscy trafili.
Arabowie wznosząc swoje groźne okrzyki rzucili się do ataku. Jamal wyjął z pochew miecze,
które miał na plecach, puścił wodze i prawie połoŜył się na grzbiecie konia. Wjechał pomiędzy
dwóch wrogów, którzy chcieli jednocześnie uderzyć go z góry. Zablokował ciosy i prawie w tej
samej sekundzie ciął napastników. Jamal wyjechał za linię pędzących Saracenów. Znowu sięgnął
po łuk i dwie jego strzały okazały się celne.
Arabowie nagle zorientowali się, Ŝe ocalało ich tylko dziewięciu. Przestraszeni odrobinę
zwolnili pęd koni i to był ich błąd. KrzyŜowcy natarli na nich z furią. Ludwig rzucił toporem
trafiając Saracena w pierś. Mieczem sparował cios i buzdyganem uderzył w głowę kolejnego
Araba. Zobaczył, Ŝe trzech konnych otoczyło Ottona. W jednego trafił rzucając buzdyganem,
drugiego zabił pchnięciem miecza. W pochwie przy siodle miał saraceński miecz, dar od Jamala.
Teraz wyjął go i ciął kolejnego wroga. Rozejrzał się i zobaczył, Ŝe na piasku leŜało dwadzieścia ciał
wrogów. Jamal schował broń i zeskoczył z konia. Podszedł do człowieka, który był chyba dowódcą
oddziału. Zsunął chustę z jego twarzy i przyjrzał się jej. Potem obejrzał pozostałych, ich broń i
znaki na siodłach.
- To zwiad armii, która niedługo ruszy na krzyŜowców - oznajmił. - Wyruszyliśmy w samą
porę, Ŝeby przejść tędy przed nimi.
KrzyŜowcy zakopali ciała w prowizorycznych mogiłach. Zabrali swoje strzały, bełty, bukłaki
z wodą, pieniądze i jak najszybciej odjechali.
- Czemu ich zakopaliśmy? - Ludwig zapytał Ottona. - Straciliśmy na to pół dnia.
- Teraz będziemy jechali do późnej nocy. Nadrobimy stratę. Nie słyszałeś, Ŝe pochowanie
poległych to nasz chrześcijański obowiązek?
- To byli Saraceni!
- I tylko inni Arabowie zrobiliby z nimi to, co my zrobiliśmy. KrzyŜowcy porzuciliby te
truchła, ale lepiej, Ŝeby nikt nie wiedział, kto tędy przejeŜdŜał. Gromady ptaków nad ciałami
naszych wrogów zwróciłyby uwagę innego zwiadu i znowu musielibyśmy walczyć. Jamal wie, co
powinniśmy zrobić, Ŝeby tu przeŜyć.
Od tego dnia podróŜnicy jechali tylko wieczorami i przed świtem, kiedy upał nie doskwierał.
W ciągu dnia i w nocy kryli się w rozpadlinach skalnych, w małych zagajnikach drzew. Pewnego
ranka przekroczyli Jordan, a wieczorem dotarli do grupy skał.
3
- Tam! - Jamal wskazał na wjazd w wąską szczelinę.
Wjechali jeden za drugim. Po przebyciu kilkuset metrów znaleźli się na dnie niewielkiego
krateru. Przed nimi widać było fronton jakiegoś budynku wykutego w skale. Był cały czarny.
Zsiedli z koni. KaŜdy z nich miał w trokach gotowe pochodnie. Zapalili je. Potem przygotowali
kusze do strzału i ruszyli w kierunku bramy. Na jej portalu była wykuta scena zmagania się
człowieka z diabłem. Przeszli między dwiema parami kolumn i znaleźli się w szerokim i wysokim
na cztery metry przejściu. Na jego sklepieniu widać było róŜne, niezrozumiałe znaki.
Weszli do głównej sali. Znajdowały się tu rzędy kamiennych ław, tak jak w kościele. Na
wprost widać było ołtarz, a wszystko wykonano z kamienia.
- JuŜ tu są - szepnął Jamal.
- Kto? - cicho zapytał Ludwig.
- StraŜnicy talizmanu - wytłumaczył Otto. - To jedna z największych tajemnic assasynów. O
tym miejscu wiedzą tylko nieliczni z nich, najbardziej wtajemniczeni. Jest ich sześćdziesięciu.
- To czemu jest nas tylko pięciu?
- Ciii... - Jamal przytknął palec do ust.
Stał nasłuchując.
- Tam i tam - pokazał, skąd nadejdzie atak.
Najpierw w bramie pokazało się kilka cieni. KrzyŜowcy rzucili pochodnie i unieśli ukryte pod
płaszczami kusze. Wystrzelili. Porzucili kusze i sięgnęli po miecze. W mroku, który zapanował, bo
zadeptano pochodnie rozgorzała walka. Ludwig czuł, jakby walczył z diabłami, które chcą go
rozerwać na kawałki. Czuł ukłucia, szarpnięcia. Jamal uczył go jak walczyć w ciemnościach, więc
teraz stosował się do jego wskazówek. Zadawał krótkie ciosy, szybkie pchnięcia, po kaŜdym
uderzeniu robił krok w dowolnym kierunku. Nagle wszystko się skończyło i zapanowała wokół
cisza.
Raz i drugi błysnęła skra krzesiwa. To Jamal rozpalał pochodnię.
- Zostaliśmy tylko my dwaj - powiedział do Ludwiga.
Młody rycerz zobaczył, Ŝe wokół leŜy mnóstwo wrogów ubranych w czarne szaty, a wśród
nich trzej krzyŜowcy.
- Czy zabiliśmy ich wszystkich? - zapytał Ludwig.
Było mu niedobrze, kiedy patrzył na wielkie kałuŜe krwi wypływające z wielu ran
towarzyszy.
- Nie, ale teraz nie moŜesz się juŜ wycofać. Będą chcieli nas zabić. Ja jestem renegatem, ty
niewiernym, który był w tej świątyni.
Za ołtarzem weszli do labiryntu z niezwykle wąskimi przejściami. MoŜna w nim było iść
tylko bokiem. Nie moŜna było porządnie zamachnąć się mieczem. StraŜnicy świątyni nacierali na
nich jeszcze trzy razy atakując z przodu i z tyłu jednocześnie. Jamalowi i Ludwigowi sprzyjało
szczęście i jakimś cudem pokonywali przeciwników. W końcu dotarli do niewielkiego,
cylindrycznego pomieszczenia o średnicy trzech metrów. Na jego środku stał cokolik wysokości
półtora metra. Na nim leŜał medalion z czarnym kamieniem w środku.
- To jest to? - Ludwig upewniał się.
- Tak - Jamal stał nieruchomo wpatrzony w skarb.
Ludwig chwycił medalion i podniósł go do pochodni, Ŝeby lepiej mu się przyjrzeć. Wtedy
ściany zaczęły drŜeć, wokół zaczęło huczeć.
- To juŜ koniec! - wrzasnął Jamal.
Biegli do wyjścia. Na dziedzińcu przed świątynią stał tylko koń Jamala. Reszta rumaków
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl