[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Carole Mortimer
Właściciel galerii
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Kiedy Nick się obudził, był sam.
Wydało mu się to dziwne, bo przecież nie sam
kładł się do łóżka. Była z nim tutaj pewna boginka...
ależ tak, boginka Piękna i Młodości, jak pomyślał,
Hebe. Szczupła, z jasnymi, długimi włosami i także
z jasnymi oczami, żółtymi czy złotymi. Jej świetliste
spojrzenie zdawało się kryć w sobie wiele tajemnic.
Co prawda, Nick tajemnicami Hebe nie był zanad­
to zainteresowany... Wziął sobie tę dziewczynę tylko
dla rozrywki; miała być dla niego sposobem na
oderwanie się od przeszłości i na zapomnienie o pro­
zie życia. I o ile pamiętał, Hebe Johnson potrafiła być
rozrywkowa, rzeczywiście było mu z nią wesoło,
przynajmniej przez kilka godzin.
Ale gdzież się teraz podziała? Za oknami było
nadal ciemno, a pościel obok nie całkiem wystygła.
Czyli że oddaliła się ledwie przed chwilą. No i do­
kąd też mogła pójść?
Zmarszczył brwi na myśl, że mogła go opuścić ot
tak, w środku nocy. Dotąd takie rzeczy były jego
przywilejem! Pić i jeść z kobietą, pójść z nią do
łóżka, po czym zniknąć z jej życia, to była norma,
którą rezerwował dla siebie.
6
CAROLE MORTIMER
Oczywiście nie zawsze z łóżka znikał: bo czasem
było to jego własne łóżko.
I w tej chwili znajdował się także we własnym
łóżku, w apartamencie na ostatnim piętrze Galerii
Cavendish, której był właścicielem.
Niezadowolony z niezaplanowanej samotności
usiadł, zastanawiając się, co dalej.
Okazało się, że w rzeczywistości nie był wcale
sam, bo jego blond najada pojawiła się właśnie naga
w drzwiach kuchni, ze szklanką wody w ręku.
Niemal natychmiast poczuł się pobudzony jej
widokiem. Jakie piękne nogi miała ta dziewczyna,
jakie piersi i jakie biodra! Pracowała od paru mie­
sięcy w jego galerii sztuki, sama podobna do dzieła
sztuki. Zresztą była też wspaniała jako dzieło natu­
ry... Z obu tych powodów Nick poczuł, że ma w tej
chwili chęć powtórzyć ich wczorajszy wieczór od
początku.
- Co robisz, gdzie się podziewałaś? - odezwał się
schrypniętym głosem, zaskakując ją tym, że nie śpi.
Omal nie wylała wody, którą niosła. Jeszcze
czuła na skórze wszystkie jego gorące pocałunki,
wszystkie pieszczoty, na skórze i pod skórą, bo
przecież był w niej, i to nieraz! Chętnie mu na to
pozwoliła, ponieważ podobał jej się ten mężczyzna,
i to podobał nie od wczoraj! Wiedziała, że Nick
Cavendish jest Amerykaninem oraz właścicielem
nie tylko tej galerii w Londynie, ale i dwóch innych,
w Paryżu i Nowym Jorku. To wiedziała, za to nie
bardzo wiedziała, dlaczego jej piękny szef na nią
WŁAŚCICIEL GALERII
7
właśnie zwrócił uwagę? Był naprawdę niezwykłym
mężczyzną, przystojnym, rosłym i muskularnym.
Oczy miał ciemnoniebieskie, włosy krucze, pół-
długie i oliwkową cerę. Kiedy szedł, poruszał się
niemal z kocią gracją; czuło się w nim przyczajoną
siłę drapieżnika.
Hebe w najśmielszych marzeniach nie wyobrażała
sobie, że kiedyś znajdzie się w objęciach kogoś
takiego. W Galerii Cavendish nie była nikim ważnym;
ale cóż, „przypadki chodzą po ludziach". Wczoraj
wieczorem zjeżdżała już po pracy windą, gdy on ją
właśnie w tej windzie zaczepił. Uśmiechnął się do niej
i zapytał, czy nie powinni się poznać bliżej? Od iluś
tygodni mijają się tutaj w salach wystawowych, co nie
wydaje mu się wystarczające. A więc...?
Pojechali razem na kolację, a zaraz potem do
jego apartamentu. Wszystko poszło tak szybko, że
Hebe jeszcze teraz kręciło się w głowie. Od począt­
ku oboje doskonale się porozumiewali; wyglądało
na to, że są dla siebie jakby stworzeni.
A jego ciało, to jego ciało... Zobaczyła, jak
wstaje z łóżka i zbliża się do niej, z męskością
w stanie gotowości. Zadrżała na ten widok i po­
czuła, że znów miękną jej kolana.
Spuściła oczy.
- Poszłam... poszłam tylko po wodę - powie­
działa schrypniętym głosem. - Miałam pragnienie.
Nick również był teraz spragniony, ale raczej
nie wody. Wyjął szklankę z ręki Hebe i odstawił
ją na szafkę. Pochylił się ku piersiom swej boginki;
8
CAROLE MORTIMER
polizał jedną sutkę, potem drugą. I obserwował
z przyjemnością, jak obie twardnieją. Sam także
zrobił się jeszcze twardszy, czuł to.
Wyprostował się, biorąc jednocześnie Hebe na
ręce. Ona objęła go za szyję, a ich usta połączyły się
w długim, namiętnym pocałunku.
Znów zadrżała, kiedy kładł ją pośród zmiętych
prześcieradeł. Sam ułożył się obok niej i zaczął ją
pieścić, od stóp do głów. Hebe czuła, jak przenika ją
gorąco i chłód naraz. Nigdy, z żadnym mężczyzną nie
doznawała takich sensacji jak z Nickiem. Już wczoraj
doprowadził ją wiele razy do rozkoszy, a dziś... Dziś
zanosiło się na powtórkę wczorajszego wieczoru.
Kiedy wszedł w nią, od razu zaczęła krzyczeć, bo
i spełnienie przyszło od razu. Jakby czekała na nie
od wczorajszej serii, przerwanej krótkim snem. Po­
tem zapadła się w nicość, z której wywołana po
imieniu nie wiedziała przez chwilę, gdzie jest.
Leżeli spoceni, ciężko dysząc, a za oknami po­
woli wstawał świt. Hebe uśmiechnęła się, widząc
pierwsze blaski słońca. Czuła się szczęśliwa i speł­
niona, wielokrotnie spełniona. W kimś takim jak
Nick naprawdę mogłaby się zakochać... Gdyby już
nie była zakochana!
Westchnęła. Ach, gdybyż ich związek mógł po­
trwać nieco dłużej... Przytuliła głowę do policzka
Nicka i pomyślała, że chciałaby z nim pobyć przy­
najmniej... przynajmniej całą niedzielę. Liczyła na
to, że razem zjedzą śniadanie, a potem - potem
może znów się pokochają? Następnie mogliby pójść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diakoniaslowa.pev.pl